W trudnych latach powojennych, zwłaszcza pięćdziesiątych, nie milkł głos O. Justyna w sprawach Polski. Mówił wówczas: "Pewnym jest, tak pewnym jak to, że po nocy następuje dzień a po burzy pogoda, że prędzej czy później zajaśnieje nad Polską słońce wolności. Swą pewność opieram na wierze w sprawiedliwość Bożą i ufność w sprawiedliwość ludzką. W te dwie sprawiedliwości wierzę głęboko, mocno, niezachwianie" .
Na początku 1946 roku słuchacze Godziny Różańcowej w USA i Kanadzie dowiedzieli się o obradach konferencji Episkopatu Polski w dniach 3-4 października 1945 roku na Jasnej Górze. Uchwały, jakie podjęli wówczas biskupi polscy, dotyczyły unormowania stosunków kościelnych oraz wzmożenia oddziaływania wiary na życie codzienne Polaków. Już wtedy Episkopat przestrzegał przed materializmem, bezbożnictwem, destruktywnym wpływem sekt oraz propagandą antychrześcijańską. Wezwał też wiernych do zachowywania chrześcijańskich zasad życia.
Od samego początku, w powojennych dziejach Polski, stanowisko Kościoła katolickiego było jasne. Znali je Polacy w Kraju i za granicą. Umacniało ono historyczną więź Narodu z Kościołem. Dla Polaków żyjących w Ameryce, zawiedzionych powojennymi rozwiązaniami politycznymi, stanowisko Kościoła było fundamentem nadziei w myśleniu o Polsce, zdolnej zachować swą narodową i chrześcijańską tożsamość.
Słuchacze Godziny Różańcowej mogli poznać dalekowzroczną mądrość ks. kard. Augusta Hlonda, prymasa Polski i Episkopatu, kiedy dowiedzieli się o stanowisku Konferencji Biskupów w sprawie wyborów w 1947 roku. Przytoczony przez 0. Justyna fragment z listu Episkopatu brzmiał: " Katolicy powinni szczerze współpracować przy odbudowie Rzeczypospolitej w zdrowym duchu demokratycznym. Odbudowa państwa polskiego powinna odbyć się na zasadach chrześcijańskich. Przypominając katolikom, na czas wyborów, obowiązek głosowania zgodnie z sumieniem katolickim, czyli wybierania kandydatów tych stronnictw politycznych, które zobowiązują się urzeczywistniać program społeczny i polityczny zgodny z nauką Chrystusa, biskupi wychodzą z założenia, że w nowoczesnym ustroju demokratycznym, wyzwolonym z totalitarnych doktryn, przymusów, szanującym przyrodzoną godność i wolność człowieka, ogromna większość katolicka kraju na prawo do reprezentacji sejmowej poprzez stronnictwa, odpowiadające jej przekonaniom religijnym i Jej etycznym zasadom" .
Zasada biskupów, akceptująca współpracę katolików w nowej rzeczywistości powojennej Polski, uwarunkowana jest koniecznością odbudowy państwa na zasadach chrześcijańskich i uznaniem przez władze praw większości katolickiej do reprezentowania tych przekonań religijnych i zasad etycznych w Sejmie. Spełnienie tych warunków dawałoby sumieniu katolika możliwość wypowiedzenia się w wyborach. Biskupi nie nakazywali udziału w głosowaniu, lecz mówili o obowiązku głosowania zgodnie z sumieniem katolickim. Dla Polaków w Kraju było to wskazanie drogi, także na dalszą przysłono, a dla Polonii okazją poznania jasnej linii Kościoła katolickiego w Polsce, kierującego się dobrą wolą i zdrowymi zasadami współżycia społecznego, odcinającego się jednak od bezmyślności z jednej strony i przemocy z drugiej. Takie stanowisko Kościoła w Polsce i w środowiskach polonijnych pozwalało Polakom-katolikom trwać przy Kościele, nie tylko jako drodze zbawienia, ale i sprzymierzeńcu Narodu. Nie chodziło tu bynajmniej o jakąś formę nacjonalizmu,lecz o kulturowy wymiar związku Narodu z Kościołem.
W powojennej Polsce, obok stanowiska Episkopatu, ważne było stanowisko niższego duchowieństwa, jego stosunek do Narodu i tego wszystkiego, co rodziło się w Polsce w zakresie spraw społecznych. Stanowisko to prezentuje Jeden z listów, które licznie napływały do Buffalo od polskich księży w kraju. Ze względu na jego wymowę, przytaczamy go w całości.
"Drogi Ojcze Justynie, już trzy tygodnie jestem w stolicy Polski, a właściwie wśród ruin i zgliszcz dawnej, pięknej Warszawy. Rzeczywistość trudno odtworzyć w słowach. W gruzach leży kilkadziesiąt kościołów i kaplic, zabytków dawnej naszej świetności. Pod gruzami spoczywa jeszcze wielu obrońców bohaterskiego miasta. Uprząta się gruzy z ulic i z dziedzińców domów. Oczywiście, nie są to zniszczenia z dwumiesięcznego powstania. Po powstaniu, miasto w połowie ocalałe, zostało spalone, dom po domu, po ewakuowaniu całej ludności przez Niemców. Ważniejsze budowle, jak prastara katedra św. Jana, zostały po powstaniu wysadzone dynamitem w powietrze. Inne gmachy były oblewane benzyną i smołą i palone. W jakże jednak strasznych warunkach! W ruderach, bez okien i bez drzwi, bez pieców, bez jakichkolwiek wygód. Bez posłania i prześcieradeł, bo ich nie ma, jak i bielizny i ubrań,bo to wszystko spłonęło, a ludzie ratowali się, wylatując z bombardowanych i palących się domów w tym, w czym stali. A to, co zdążyli zabrać ze sobą, było im odebrane po drodze. Pozostała nędza. Resztki dawniejszej inteligencji i mieszczaństwa handlują czym się da. Życie jest w ogromnym stopniu sparaliżowane, gdyż brak jest środków lokomocji. Perspektywy na przyszłość fatalne, straszno l A jednak trzeba się zmagać z losem i pracować. Uważam za swój obowiązek powrócić, by stanąć w szeregu tych, co walczą o Polskę i pracują dla niej. Po tym, co widziałem w Wielkiej Brytanii uważam, że daleko więcej może dać każdy z siebie pracując na miejscu, a nie za granicą. Wszyscy liczymy na pomoc Ameryki, bo ona jedna może nam realnie pomóc. Widziałem się z kardynałem Hlondem i z księciem metropolitą Sapiehą oraz innymi biskupami. Wszyscy oni wyglądają pomocy od was. Naszego ludu nie można, nie wolno opuszczać, gdyż jawnie wykazał swoją wiarę i miłość zarówno do Kościoła jak i do swojej Ojczyzny! Czy nie dałoby się w USA zorganizować komitetów pomocy dla odbudowy świątyń w Warszawie? Czy większe parafie
nie mogłyby adoptować pomiędzy sobą naszych kościołów"?.
List ten, jeden z bardzo wielu, jakie napłynęły od księży z Polski do Buffalo, wskazuje na dwie ważne sprawy. Po pierwsze, na wolę trwania duchowieństwa polskiego razem z Narodem w sytuacji trudnej, nawet jeśli wiązało się to z powrotem do Kraju z zagranicy, z sytuacji większego dobrobytu materialnego, w sytuację niepewną i nieznaną. Po drugie, na niekwestionowana przywództwo moralne polskich księży. Sami nie tracąc nadziei, zaszczepiali ją Narodowi. Szukali źródeł pomocy materialnej dla odbudowania Warszawy l Polski ze zniszczeń wojennych.
Powojenna sytuacja duchowieństwa nie była łatwa. Wiedział o niej O. Justyn i mówił swoim słuchaczom. Według danych, które przytaczał ze stycznia 1955 roku t w więzieniach (lub internowani znajdowali się przedstawiciele hierarchii: Stefan Kardynał Wyszyński, prymas Polski, Arcybiskup Eugeniusz Baziak - ordynariusz archidiecezji lwowskiej i administrator archidiecezji krakowskiej, biskup Stanisław Adamski - ordynariusz diecezji katowickiej i biskup Herbert Bednorz - sufragan katowicki, biskup Łucjan Bernacki-wikariusz generalny gnieźnieński, biskup Juliusz Bieniek - sufragan katowicki, biskup Stanisław Rospond - sufragan krakowski, ks. biskup Antoni Baraniak - sufragan gnieźnieński. Aresztowany tył ks. prałat Wojciech Zink - wikariusz kapitulny Olsztyna, a biskup Kaczmarek - ordynariusz diecezji kieleckiej skazany został na dwanaście lat więzienia. Zwolnionego z więzienia biskupa gdańskiego Karola Spletta przetrzymywano w jednym z klasztorów. Obok wspomnianych biskupów aresztowanych było setki księży, zakonników i sióstr. W więzieniu przebywał rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego - ks. prof. dr Antoni Słomkowski. Lista polskiego duchowieństwa, w tym wielu biskupów, skazanych na więzienie lub internowanie, wskazuje na istnienie zaplanowanej akcji likwidacyjnej Kościoła katolickiego w powojennej Polsce. Faktu tego nie da się ukryć ani eufemistycznie przemilczeć. Prowadziłoby to nieuchronnie
do przedłużania starego i kształtowania nowego okresu "błędów i wypaczeń".
O. Justyn, który był Amerykaninem polskiego pochodzenia i wielu jemu podobnych, sytuację tę oceniali o wiele ostrzej. W związku z napływem informacji o prześladowaniu duchowieństwa w powojennej Polsce mówił: "Nie ma w Polsce polskiego rządu. Jest to rząd zaborczy, rząd narzucony przemocą, rząd moskiewski, rząd komunistyczny, który gnębi, ciemięży i zniewala naród polski, na pierwszym zaś miejscu polskie duchowieństwo". O. Justyn przypomniał, jak w 1949 roku w Lublinie oficer Urzędu Bezpieczeństwa skierował samochód w czoło procesji Bożego Ciała, usiłując zabić księdza niosącego monstrancję. Zginęła jedna osoba. Szereg osób odniosło rany. Rozwścieczony tłum chciał zlinczować oficera. Wówczas ksiądz niosący monstrancję wołał: "Bożego Ciała, miała miejsce w Gdańsku-Wrzeszczu. Strażackie auta przejeżdżały w poprzek procesji używając syren. Aresztowano wówczas kaznodzieję, który mówił: "Narody, które zarzuciły wiarę w Boga żyją tylko pozornie jak bańka mydlana lub spróchniałe drzewo.
Zginą za lekkim podmuchem". Ocena ta wyrażona w sposób ostry i bezkompromisowy, nie wolna od emojonalnego zaangażowania, pokrywa się z późniejszymi ocenami tego okresu dokonanymi w Polsce, nazwanym "okresem błędów i wypaczeń".
Zasadą emigracyjnej katechezy O. Justyna było wlewanie niezłomnej wiary i nadziei w serca swoich słuchaczy. Nigdy nie zwątpił w szlachetność Polaków, w ich wierność tradycji ojców,dlatego był przekonany, że nie ulegną oni materialistycznej i ateistycznej filozofii reprezentowanej przez marksizm. Wierzył także w zapewnienie Chrystusa, że "moce piekielne nie zwyciężą Kościoła", dlatego w głębi duszy był spokojny o jego losy w Polsce, mówiąc o tych kwestiach, przypomniał stwierdzenie: ks. kard. Hlonda z jego rozmowy z komendantem gestapo w Paryżu 6 lutego 1944 roku. "Zdaję sobie doskonale sprawę - mówił kard. Blond - z nieszczęść i niebezpieczeństw tej wojny, którą Hitler rozpoczął! Zło nie ustanie c zakończeniem działań wojennych. Nadejdzie kryzys za kryzysem. Kryzys wewnątrz społeczeństw i narodów. Kryzys polityczny, społeczny i moralny. Wstrząśnie on podstawami międzynarodowego zaufania i współpracy. Nie da się tego uniknąć. Polska wyjdzie z tej wojny strasznie zniszczona.. Ale jej siły moralne, głęboka wiara i poświęcenie pozwolą jej odrodzić się szybko! Potop komunizmu może w istocie przelać się przez kraj polski, ale odpłynie z powrotem do Azji, nie dotykając duszy polskiej. Co do Kościoła, ta instytucja przetrwa każdy kryzys historii, gdyż żyje siłą nadprzyrodzoną,które nie potrafią zniszczyć moce ziemskie. Kościół znajdzie się po wojnie w trudnościach w niektórych krajach. Będą prześladowania,ale nigdy nie oznaczają one końca. AT" też Kościół nigdy nie wyrzeknie się swej misji. Nie żaden inny, ale duch Ewangelii będzie
gwiazdą przewodnią dla narodów w ich kryzysach i ich natchnieniem w czasach pokoju.
W tych samych kategoriach widział kard. Hlond tę część na rodu polskiego, która żyła poza Krajem. Dał temu wyraz w osobistym liście do 0. Justyna z dnia 11 lutego 1942 roku, zawiadamiającym go o planowanej wizycie Księdza Prymasa w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie.