Ojciec Justyn Figas urodził się w 1886 roku w McClure w Pensylwanii. Obecnie miejscowość ta nosi nazwę Everson. Na początku XIX wieku była to mała osada górnicza, zamieszkana głównie przez emigrantów polskich i słowackich, utrzymujących swe rodziny z pracy górniczej. Warto tu przypomnieć, że pierwsi polscy emigranci z ostatnich dekad XIX wieku pracowali często w kopalniach Virginii, West Virginii, Ohio i Pensylwanii, tworząc w tych rejonach całe polskie osady górnicze. Ojciec Justyn był najstarszy spośród jedenaściorga dzieci Jakuba i Marianny Figasów, którzy przybyli tu z Galicji. Już w wieku 11 lat począł towarzyszyć ojcu w pracy w kopalni, by dopomóc w utrzymaniu licznej rodziny. Jednocześnie uczył się w miejscowej szkole parafialnej. Od początku wykazywał nieprzeciętne zdolności. W doku rozmawiało się tylko po polsku, stąd też bardzo wcześnie w jego biblioteczce znalazły się książki Mickiewicza, Sienkiewicza i Kraszewskiego, a nieco później także Prusa i Reymonta. Dzieje Polski poznawał poprzez literaturę. Rosnąc, identyfikował się coraz pełniej z losami i etosem kraju swoich przodków, chociaż poznać go miała z autopsji dopiero w wiele lat później.
W 1900 roku, mając 14 lat wstąpił do gimnazjum św. Franciszka w Trenton, z podjętym już zamiarem zostania zakonnikiem. Gimnazjum to należało do niemieckiej prowincji franciszkańskiej, nauczył się tam więc języka niemieckiego. Po ukończeniu nowicjatu w Trenton, w latach 1907-1911 studiował w Rzymie uzyskując doktorat z teologii we franciszkańskim Collegium Seraficum. Wywiózł stamtąd z kolei znajomość łaciny i włoskiego. Po powrocie do Ameryki został wikarym w polskiej parafii w Milwaukee, ale już w 1914 roku przybył do Buffalo, by podjąć tu pracę sekretarza nowopowstałej polskiej prowincji franciszkanów. W latach 1923-1939 przez cztery kadencje był jej prowincjałem i rozwinął ją do imponujących rozmiarów. Właśnie wtedy, podczas pełnienia urzędu prowincjała, ojciec Justyn obok budowy szkoły i kaplicy franciszkańskiej, począł głosić pierwsze pogadanki radiowe, korzystając z zaproszenia braci Kolipińskich, bogatych przedsiębiorców polskich, którzy już w 1926 roku założyli polską radiostację w Buffalo.
W 1931 roku ojciec Figas zachęcony przykładem wspaniale rozwijającego się właśnie Radia Watykańskiego, zdecydował otworzyć własną sieć radiową pod nazwą Godzina Różańcowa. Była to sieć ogromna, obejmująca rozległe, amerykańsko-kanadyjskie terytorium Wielkich Jezior. Zgodnie ze swą nazwą, stanowiła symboliczny różaniec opasujący wszystkie skupiska polonijne znajdujące się w tym rejonie. Oblicza się, ze w okresie międzywojennym Godzina Różańcowa miała około 5 milionów słuchaczy. Utrzymywali oni żywy kontakt z ojcem Justynem pisząc listy, zadając w nich pytania, dyskutując, a nawet polemizując na pewne tematy. Oni też swymi datkami finansowymi utrzymywali radiostację. Natomiast treści audycji ojca Justyna nie stanowiło tylko odmawianie różańca, lecz teologiczna formacja słuchaczy, naświetlanie złożonych zagadnień społecznych tamtych lat, zwłaszcza sytuacji robotników w wielkich zakładach przemysłowych, problemy etyczne i katechetyczne, oraz sprawy polskie. W takiej formie Godzina Różańcowa przetrwać miała blisko 80 lat, także i po śmierci jej założyciela. Programy jej były nadawane latami z kaplicy franciszkańskiej, którą ojciec Figas wybudował i urządził w ramach całego kompleksu zabudowań szkolnych w Hamburgu pod Buffalo.
Będąc synem górnika, wychowany w biedzie i stałym zagrożeniu bytowym rodziny i środowiska, ojciec Justyn w swej pracy radiowej angażował się świadomie i głęboko nawet w strajki protesty niewykwalifikowanych pracowników fabryk. Bywał mediatorem i doradcą w sporach pracowników z pracodawcami, starał się o zapomogi i towarzyszył wielu rodzinom w okresie wielkiej depresji ekonomicznej lat trzydziestych. Przechowała się też pamięć o jego duszpasterstwie więźniów.
Ale nade wszystko do historii przeszedł jako polski ksiądz, który w Ameryce mówił po polsku, o Polsce na falach eteru, przypominał o konieczności nauki języka polskiego, znajomości historii i literatury kraju przodków, przechowywaniu obyczaju i tradycji polskich. Był stanowczym przeciwnikiem ówczesnego trendu czynienia z Ameryki tzw. "melting pot", czyli bezdusznej mieszaniny wszystkich kultur i religii w jedno. W krytyce polityki "tygla" zdobywał się nawet na ostry sarkazm: "Melting-pot to takie monstrum, dziwoląg, dziwotwór i poczwara. Z takiego przymusowego tygla wychodzi olbrzymia parówka czyli taki hot-dog, co to ni pies ni wydra, tylko kawał świdra" - mówił drwiąco w jednej ze swych audycji. Wręcz odwrotnie podkreślał, że Stany Zjednoczone Ameryki Północnej powstały z wielu różnych kultur, że każda grupa etniczna coś nowego wnosi i ma prawo do przechowywania własnej tożsamości duchowej i materialnej. Widział w tym bogactwo Ameryki i w swoim programie radiowym głosił z mocą powagę i wartość polskości widzianej jako cenny, barwny i wyrazisty element mozaiki kulturowej Stanów.
Jeszcze dziś zdarza się nam spotykać tak w Stanach jak i w pobliskiej Kanadzie starszych ludzi, Polaków z pochodzenia, którzy jako dzieci zwykli byli słuchać wraz z całą rodziną programów ojca Justyna. Często wyznają, że na jego programach uczyli się polszczyzny. A była to polszczyzna piękna, nie skażona emigracyjną gwarą, bogata w literackie określenia i idiomy, naładowana pozytywnym na wskroś nastawieniem ku krajowi i kulturze przodków.
W latach Drugiej Wojny Światowej o. Figas zabiegał niestrudzenie na forum Kongresu Stanów Zjednoczonych o pomoc i wsparcie dla okupowanej przez Niemców i Sowietów Polski. Już w listopadzie 1939 r. pojechał z delegacją Międzynarodowego Czerwonego Krzyża do Rumunii, gdzie odwiedzał wszystkie obozy polskich uchodźców i internowanych żołnierzy, oraz starał się o możliwość odwiedzenia okupowanego kraju. Ale ani ambasada niemiecka ani sowiecka nie udzieliły mu na to pozwolenia. Wprost z Rumunii udał się więc do Rzymu, gdzie trzykrotnie spotykał się na prywatnych audiencjach z Papieżem Piusem XII, przekazując informacje o losie Polaków, między innymi te uzyskane z obozów w Rumunii. W grudniu 1942 roku poleciał wojskowym samolotem bombowym z USA do Wielkiej Brytanii, by rozmawiać z Generałem Sikorskim i Prezydentem Raczkiewiczem, oraz wizytować polskie oddziały. Próbował organizować pomoc dla Polski na wszelkie sposoby i naturalnie informował o tym na bieżąco słuchaczy Godziny Różańcowej.
Starał się też ojciec Justyn bronić Polonię amerykańską przed penetracją agentów komunistycznych i faszystowskich, którzy już od lat trzydziestych napierali z ogromną siłą na poszczególne grupy etniczne w Stanach. W listopadzie 1940 roku tak przemawiał w jednej ze swych audycji: "Przewidywałem zawsze tragiczne i smutne skutki działalności kolejnych dyktatorów europejskich. Dlatego broniłem nasze wychodźstwo przed agentami, wysłannikami systemów dyktatorskich, bez względu na to, czy ci wysłannicy pracowali za liry włoskie, czy marki niemieckie, czy też ruble rosyjskie. Ci wszyscy noszą jedno imię: Judaszów. Ziemia amerykańska nie jest gruntem podatnym ani na hitleryzm, ani na faszyzm, czy bolszewizm. My wierzymy w system demokratyczny - wolność, anie systemy dyktatorskie - niewolnictwo". Wszystkie ważne wydarzenia polityczne znajdowały zawsze odbicie w programach radiowych ojca Justyna. Wielokrotnie zapraszał przed mikrofon znane osobistości polskie.
W 1944 r. znalazł się o. Figas wśród czynnych współorganizatorów Kongresu Polonii Amerykańskiej. Delegatem na inauguracyjne zebranie Kongresu, które odbyło się właśnie w Buffalo, 14 maja 1944 roku, był przyszły następca ojca Figasa, ojciec Kornelian Dende. Buffalo szczyci się słusznie mianem kolebki tej prestiżowej polonijnej organizacji.
O. Justyn Figas umarł w 1959 roku, otoczony uznaniem i szacunkiem całej Polonii w Stanach Zjednoczonych. Pozostawił po sobie bogate dziedzictwo prawdziwie patriotycznej kultury emigranta polskiego. To właśnie o. Justyn Figas, wraz z poprzedzającym go księdzem Janem Pitassem i wieloma innymi duchownymi, zbudowali i rozprzestrzenili wśród Polonii Amerykańskiej godny etos emigranta polskiego.
W: Z. Reklewska-Braun, K. Braun, Dobrzy księża. Kapłani w naszym życiu, Wydawnictwo Bernardinum 2014.
W 1931 roku ojciec Figas zachęcony przykładem wspaniale rozwijającego się właśnie Radia Watykańskiego, zdecydował otworzyć własną sieć radiową pod nazwą Godzina Różańcowa. Była to sieć ogromna, obejmująca rozległe, amerykańsko-kanadyjskie terytorium Wielkich Jezior. Zgodnie ze swą nazwą, stanowiła symboliczny różaniec opasujący wszystkie skupiska polonijne znajdujące się w tym rejonie. Oblicza się, ze w okresie międzywojennym Godzina Różańcowa miała około 5 milionów słuchaczy. Utrzymywali oni żywy kontakt z ojcem Justynem pisząc listy, zadając w nich pytania, dyskutując, a nawet polemizując na pewne tematy. Oni też swymi datkami finansowymi utrzymywali radiostację. Natomiast treści audycji ojca Justyna nie stanowiło tylko odmawianie różańca, lecz teologiczna formacja słuchaczy, naświetlanie złożonych zagadnień społecznych tamtych lat, zwłaszcza sytuacji robotników w wielkich zakładach przemysłowych, problemy etyczne i katechetyczne, oraz sprawy polskie. W takiej formie Godzina Różańcowa przetrwać miała blisko 80 lat, także i po śmierci jej założyciela. Programy jej były nadawane latami z kaplicy franciszkańskiej, którą ojciec Figas wybudował i urządził w ramach całego kompleksu zabudowań szkolnych w Hamburgu pod Buffalo.
Będąc synem górnika, wychowany w biedzie i stałym zagrożeniu bytowym rodziny i środowiska, ojciec Justyn w swej pracy radiowej angażował się świadomie i głęboko nawet w strajki protesty niewykwalifikowanych pracowników fabryk. Bywał mediatorem i doradcą w sporach pracowników z pracodawcami, starał się o zapomogi i towarzyszył wielu rodzinom w okresie wielkiej depresji ekonomicznej lat trzydziestych. Przechowała się też pamięć o jego duszpasterstwie więźniów.
Ale nade wszystko do historii przeszedł jako polski ksiądz, który w Ameryce mówił po polsku, o Polsce na falach eteru, przypominał o konieczności nauki języka polskiego, znajomości historii i literatury kraju przodków, przechowywaniu obyczaju i tradycji polskich. Był stanowczym przeciwnikiem ówczesnego trendu czynienia z Ameryki tzw. "melting pot", czyli bezdusznej mieszaniny wszystkich kultur i religii w jedno. W krytyce polityki "tygla" zdobywał się nawet na ostry sarkazm: "Melting-pot to takie monstrum, dziwoląg, dziwotwór i poczwara. Z takiego przymusowego tygla wychodzi olbrzymia parówka czyli taki hot-dog, co to ni pies ni wydra, tylko kawał świdra" - mówił drwiąco w jednej ze swych audycji. Wręcz odwrotnie podkreślał, że Stany Zjednoczone Ameryki Północnej powstały z wielu różnych kultur, że każda grupa etniczna coś nowego wnosi i ma prawo do przechowywania własnej tożsamości duchowej i materialnej. Widział w tym bogactwo Ameryki i w swoim programie radiowym głosił z mocą powagę i wartość polskości widzianej jako cenny, barwny i wyrazisty element mozaiki kulturowej Stanów.
Jeszcze dziś zdarza się nam spotykać tak w Stanach jak i w pobliskiej Kanadzie starszych ludzi, Polaków z pochodzenia, którzy jako dzieci zwykli byli słuchać wraz z całą rodziną programów ojca Justyna. Często wyznają, że na jego programach uczyli się polszczyzny. A była to polszczyzna piękna, nie skażona emigracyjną gwarą, bogata w literackie określenia i idiomy, naładowana pozytywnym na wskroś nastawieniem ku krajowi i kulturze przodków.
W latach Drugiej Wojny Światowej o. Figas zabiegał niestrudzenie na forum Kongresu Stanów Zjednoczonych o pomoc i wsparcie dla okupowanej przez Niemców i Sowietów Polski. Już w listopadzie 1939 r. pojechał z delegacją Międzynarodowego Czerwonego Krzyża do Rumunii, gdzie odwiedzał wszystkie obozy polskich uchodźców i internowanych żołnierzy, oraz starał się o możliwość odwiedzenia okupowanego kraju. Ale ani ambasada niemiecka ani sowiecka nie udzieliły mu na to pozwolenia. Wprost z Rumunii udał się więc do Rzymu, gdzie trzykrotnie spotykał się na prywatnych audiencjach z Papieżem Piusem XII, przekazując informacje o losie Polaków, między innymi te uzyskane z obozów w Rumunii. W grudniu 1942 roku poleciał wojskowym samolotem bombowym z USA do Wielkiej Brytanii, by rozmawiać z Generałem Sikorskim i Prezydentem Raczkiewiczem, oraz wizytować polskie oddziały. Próbował organizować pomoc dla Polski na wszelkie sposoby i naturalnie informował o tym na bieżąco słuchaczy Godziny Różańcowej.
Starał się też ojciec Justyn bronić Polonię amerykańską przed penetracją agentów komunistycznych i faszystowskich, którzy już od lat trzydziestych napierali z ogromną siłą na poszczególne grupy etniczne w Stanach. W listopadzie 1940 roku tak przemawiał w jednej ze swych audycji: "Przewidywałem zawsze tragiczne i smutne skutki działalności kolejnych dyktatorów europejskich. Dlatego broniłem nasze wychodźstwo przed agentami, wysłannikami systemów dyktatorskich, bez względu na to, czy ci wysłannicy pracowali za liry włoskie, czy marki niemieckie, czy też ruble rosyjskie. Ci wszyscy noszą jedno imię: Judaszów. Ziemia amerykańska nie jest gruntem podatnym ani na hitleryzm, ani na faszyzm, czy bolszewizm. My wierzymy w system demokratyczny - wolność, anie systemy dyktatorskie - niewolnictwo". Wszystkie ważne wydarzenia polityczne znajdowały zawsze odbicie w programach radiowych ojca Justyna. Wielokrotnie zapraszał przed mikrofon znane osobistości polskie.
W 1944 r. znalazł się o. Figas wśród czynnych współorganizatorów Kongresu Polonii Amerykańskiej. Delegatem na inauguracyjne zebranie Kongresu, które odbyło się właśnie w Buffalo, 14 maja 1944 roku, był przyszły następca ojca Figasa, ojciec Kornelian Dende. Buffalo szczyci się słusznie mianem kolebki tej prestiżowej polonijnej organizacji.
O. Justyn Figas umarł w 1959 roku, otoczony uznaniem i szacunkiem całej Polonii w Stanach Zjednoczonych. Pozostawił po sobie bogate dziedzictwo prawdziwie patriotycznej kultury emigranta polskiego. To właśnie o. Justyn Figas, wraz z poprzedzającym go księdzem Janem Pitassem i wieloma innymi duchownymi, zbudowali i rozprzestrzenili wśród Polonii Amerykańskiej godny etos emigranta polskiego.
W: Z. Reklewska-Braun, K. Braun, Dobrzy księża. Kapłani w naszym życiu, Wydawnictwo Bernardinum 2014.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz