O Radiu Maryja jeszcze spokojniej i z radością
Rzecz o tym, co jest, a czego nie ma w "medialnym gdzie indziej". W roku 1959 zmarł ojciec Justyn Figas, franciszkanin, współbrat św. Maksymiliana Kolbego. To on założył Radiową Godzinę Różańcową w Buffalo, w roku 1926 wybudował do dziś istniejące: szkołę średnią dla młodzieży polonijnej oraz szpital św. Józefa w Buffalo. Wydawał też drukiem pogadanki radiowe i książki. Jego pogrzeb był manifestacją przywiązania do charyzmatycznego franciszkanina, który w latach 30., podczas kryzysu gospodarczego i biedy w Ameryce, potrafił znaleźć odpowiedni język przepowiadania, otoczyć ludzi miłością i opieką, mieć do nich szacunek, wreszcie - związać słuchaczy z Chrystusem i Jego Matką, Kościołem, Polską, a także nauczyć lojalności wobec Ameryki, ich przybranej ojczyzny.
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ sposób działania ojca Figasa jest zbieżny z działaniem twórcy Radia Maryja, mimo odległości przestrzennej i czasowej. Na czym polega ta zbieżność? O dziwo - rozumiem to lepiej po doświadczeniu współpracy z brytyjskim uniwersytetem w Preston w ramach Lubelskiej Szkoły Biznesu, którą kierowałem przez wiele lat. Otóż działanie tych dwóch charyzmatyków polega na wyczuciu potrzeb chwili i organizowaniu takich form życia, które dają ludziom w trudnych czasach poczucie godności i bezpieczeństwa, kierując w przyszłość. Nie wiem, czy ojcu Tadeuszowi Rydzykowi zależy na tym, by jego działalność określać według zasad nowoczesnego zarządzania, podawanych w podręcznikach o tematyce menedżerskiej. Z pewnością nie. Ale każdy, kto zna teorię zarządzania, powie, że ojciec Tadeusz Rydzyk świetnie zarządza zespołami ludzkimi, sytuacjami kryzysowymi, czasem itp. Przy czym dysponuje jeszcze dodatkowo najpotężniejszym środkiem - wiarą. A ze strony słuchaczy - ich wiernością i miłością. Tego nie ma w "medialnym gdzie indziej".
Mamy więc - podobnie jak w Buffalo - radio, szkołę i różnego rodzaju wydawnictwa. Nie mamy szpitala. Tę sprawę w Polsce załatwiają bonifratrzy. Ale są oni - jakże często -obecni w Radiu Maryja. Właśnie - o to wyczucie idzie.
Co jeszcze jest w Radiu Maryja, czego nie ma w "medialnym gdzie indziej"? Otóż jest prawdziwa kultura dziennikarska, dzięki której kierowanie dyskusją nie polega tu na przerywaniu wypowiedzi, agresji i sprawianiu wrażenia, że dziennikarz jest guru i wszystko wie lepiej, no i że pazur dziennikarski służy głównie - no właśnie - trudno powiedzieć czemu służy. A zadęcie dziennikarskie w "medialnym gdzie indziej" jest całkiem śmieszne i można je porównać z kulturą w Radiu Maryja i Telewizji Trwam. Nawiążę w tym miejscu do ojca Figasa z Buffalo. Otóż i on był atakowany, zwłaszcza podczas programów radiowych. Dzwonili głównie działacze lewicowi (komunizujący) z Toledo w Ohio. Tam była wtedy ich siedziba. Dziwne to były telefony. Na przykład podczas pogadanki radiowej o małżeństwie i rodzinie dzwoni dziennikarz z Toledo i pyta: "To co, ojcze Figas, rozwodu nie może być? A co mam zrobić, gdy wracam z pracy, a moja żona na otomanie z obcym mężczyzną? Co mam zrobić?". "Spal kanapę" - odpowiedział ojciec Figas dziennikarzowi z Toledo, którego zwykł nazywać "pisarkiem z Toledo".
W czasie innej pogadanki, tym razem biblijnej, była mowa o potopie. "Pisarek z Toledo" - dyżurny dziennikarz, dzwoni i pyta: "Ojcze Figas, czy w Arce Noego były osły? No bo skąd by się wziął ojciec?". "A wiesz - odpowiada ojciec Figas - że musiały być i oślice, bo skąd ty byś się wziął?".
Nie zachęcam ojców z Radia Maryja do podobnych reakcji. Na to mógł sobie pozwolić w tamtym czasie ktoś taki jak ojciec Figas. Piszę jednak o tym, by ojcom dodać otuchy, by wiedzieli, że nie są pierwszymi i nie będą ostatnimi, do których zadzwoni czy napisze złośliwy "pisarek z Toledo". Wtedy uśmiechnijcie się do niego, myśląc o ojcu Justynie, który oprócz własnych ciętych wypowiedzi lubił jeszcze - od czasu do czasu -przytoczyć bajki Kryłowa, np.: "Oj, Miszka, Miszka malusi - skoro na słonia on szczeka, jakże silny być musi!". Albo: "Gdy ktoś szczeka na kogoś, a nie ma go siły zwyciężyć, podobny psu bywa, co o północy szczeka na księżyc" (Nie jestem pewien autorstwa drugiej bajki).
Czego jeszcze nie ma w "medialnym gdzie indziej"? To, o czym chcę teraz napisać, widać wyraźnie po wizycie pana prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego w Stanach Zjednoczonych. Przy czym pomijam całkowicie jej wymiar państwowy, to nie moja rzecz - choć z tego wymiaru się bardzo cieszę i jestem dumny, podobnie jak zdecydowana większość Polaków.
Mam natomiast na myśli Polonię amerykańską, którą odwiedził jako pierwszy urzędujący prezydent III Rzeczypospolitej. To wielkie wydarzenie. O znaczeniu Polonii amerykańskiej w sposób godny tej części naszego Narodu, słyszałem pierwszy raz z ust ks. kard. Karola Wojtyły (dziś sługi Bożego Jana Pawła II) w roku 1976 w Orchard Lake. W tym to roku Stany Zjednoczone obchodziły 200-lecie istnienia, a Kościół katolicki w Ameryce zorganizował Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny. Delegacji Episkopatu Polski na ten Kongres przewodniczył właśnie ks. kard. Karol Wojtyła. W Polskim Seminarium Duchownym w Orchard Lakę pod Detroit powiedział, że miejsce Polonii amerykańskiej nie polega na praktykowaniu "kultury w obcasach" tzn. jedynie tańców ludowych. Jej miejsce jest w tworzeniu pomyślności Ameryki i Polski. Tak zawsze widział to także ks. kard. Stefan Wyszyński i były rektor KUL - ojciec Albert Krąpiec, twórca Szkoły Letniej Języka Polskiego i Kultury dla Polonii na KUL. Tak też określił to pan prezydent Lech Kaczyński, a ojciec Tadeusz Rydzyk przez media i uczelnię stwarza praktyczne warunki do urzeczywistnienia pomyślności Polonii amerykańskiej, jej wykształcenia, budzenia poczucia godności i ducha służby wobec Ameryki lub innych krajów osiedlenia, a także Polski oraz wobec Kościoła.
Jak Polacy rozsiani po świecie na to reagują? Wystarczy posłuchać Rozmów niedokończonych i usłyszeć, ile jest wdzięczności i ciepła w ich słowach pod adresem Radia Maryja i jego twórcy.
To, czego jeszcze nie ma w "medialnym gdzie indziej", to żywa i częsta obecność przedstawicieli parlamentu i rządu w Radiu Maryja. Nie chcę się narazić na zarzut polityczności, powiem tylko, że nikt z nas nie pójdzie z wizytą do domu, w którym na nas krzyczą, wymyślają nam, pogardzają nami. Ale chętnie idziemy tam, gdzie jest życzliwie i ciepło, a przy tym mamy poczucie, że jesteśmy dostrzeżeni i przyjęci z szacunkiem.
Rada dla "medialnych gdzie indziej"? "Spalić nieżyczliwe kanapy", kupić nowe i zapraszać przedstawicieli rządu. Przyjdą! Jestem prawie pewien. Trzeba też zrezygnować ze zbyt częstej techniki manipulacji, tzw. techniki cliche. Polega ona na wychwytywaniu i podawaniu wyłącznie złych informacji na jakiś temat. Życie tak nie wygląda. Obok zła jest dobro. Jest go znacznie więcej. Odwracanie proporcji jest kłamaniem. Słuchacze i widzowie szybko orientują się, że idzie o manipulację i dają temu wyraz w wyborach, ku zaskoczeniu kłamiących.
Jeszcze jedno. Jako częstochowianin, wychowany w pobliżu klasztoru jasnogórskiego, codziennie o godz. 21.00 przeżywam niezwykłą radość. Połączenie Radia Maryja i Telewizji Trwam z kaplicą Cudownego Obrazu w modlitwie obejmującej cały świat to prawdziwy cud. W tym też jest zwycięstwo Maryi. Nie można tego nie dostrzegać. Nie można się z tego nie cieszyć. Rozmodlenie Polski i Polaków na całym świecie jest niezaprzeczalną zasługą Radia Maryja. A duchowość chrześcijańska, Ojcowie Kościoła, modlitwa brewiarzowa, katecheza, twórczość religijna...
Tego właśnie nie ma w "medialnym gdzie indziej", a człowiek tego potrzebuje i dlatego wybiera Radio Maryja. Czy można czynić zarzut "medialnemu gdzie indziej", że nie ma tego wszystkiego, co jest w Radiu Maryja? Nie. Profil tamtych mediów jest taki, jaki jest. Niech robią to, co robią, ale niech robią to dobrze. A Radiu Maryja trzeba zostawić wypracowany profil, zapraszanie gości, Rozmowy niedokończone i to wszystko, co pięknie różni Radio Maryja od "medialnego gdzie indziej".
Jest jeszcze sporo rzeczy, których nie ma tam, a są w Radiu Maryja. Artykuł w prasie nie może być jednak tasiemcowy i stąd niech to na dziś wystarczy.
ks. prof. zw. dr hab. Tadeusz Zasępa
Autor jest kierownikiem Katedry Współczesnych Form Przekazu Wiary KUL, rektorem Lubelskiej Szkoły Wyższej im. Króla Władysława Jagiełły, kierownikiem Katedry Dziennikarstwa w Katolickim Uniwersytecie w Ruzomberku (Słowacja).
W: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 25-26 lutego 2006, Nr 48 (2458) Dział: Myśl jest bronią