Radiowe przemówienie wygłoszone przez O. Korneliana Dende, OFMConv;
w ramach programu GODZINY RÓŻAŃCOWEJ O. JUSTYNA
31 marzec, 1991
UWIERZMY W MIŁOŚĆ ZMARTWYCHWSTAŁEGO PANA
Witam Was Zacni Rodacy i Miłe Rodaczki staropolskim Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Starajmy uzmysłowić sobie co działo się na Golgocie w ten wiosenny, ciepły wieczór zaraz po śmierci Pana Jezusa i zdjęciu Jego ciała z krzyża. Na krzyżu Jezus rozegrał ostateczną walkę z grzechem, śmiercią i szatanem. Ale podobnie jak po rozegranej walce na arenie, widzowie szybko opuszczają miejsca, tak szybko opustoszało wzgórze Kalwarii. Nie pozostał nikt z roznamiętnionej przelaną krwią tłuszczy.
Golgota szybko opustoszała. Obrachunek został zakończony, sprawa załatwiona. Ogrom nienawiścijaki zalegał w sercach arcykapłanów i faryzeuszów był już odtąd niepotrzebny. Zbliżała się zresztą Pascha — żydowska Wielkanoc, więc wszyscy spiesznie wrócili do swoich domów. Niektórzy z przywódców narodu przypomnieli sobie przepowiednię Jezusa, że trzeciego dnia zmartwychwstanie, więc pośpiesznie załatwili jeszcze u Piłata, by stanęła straż przy grobie i wejście do grobu zostało opieczętowane.
Nad sprawą ukrzyżowanego Jezusa nie można było jednak przejść do porządku dziennego. Nie można było zapomnieć Tego, który przechodząc przez tę ziemię, dobrze wszystkim czynił, wszystkich do końca umiłował, a nikt z wrogów nie mógł Mu udowodnić grzechu (por. J 13, 1; Dz 10, 38; J 8, 46). Jak zatem Jezus ustosunkował się po swoim zmartwychwstaniu do tych, którzy Go tropili, skazali na śmierć, torturowali? Jak odniósł się do uczniów, którzy Go zdradzili i opuścili? Jak w końcu odniósł się do tych, którzy Go zawsze kochali? To będzie przedmiotem dzisiejszego rozważania wielkanocnego w pogadance pod tytułem:
UWIERZMY W MIŁOŚĆ ZMARTWYCHWSTAŁEGO PANA
Kiedy Jezus leżał w groble
Po zdradzie Mistrza i haniebnej ucieczce, uczniom Jezusa nie pozostało nic innego jak przyczaić się, ukryć łzy i hańbę, milczeć i czekać. Z pewnością ogarnął ich nieutulony żal, gdy w myślach i w sercu przeżywali na nowo chwile przeżyte z Nim razem. Wybrał ich spośród wszystkich na apostołów. Nazywał ich swoimi
przyjaciółmi. Głosił nauki, które przyspieszały ich duchowe dojrzewanie. Może poddawali się pokusie, żeby zapomnieć o wszystkim i zacząć życie od nowa. A mimo wszystko, oczekiwali czegoś nowego. Przypominali sobie powtarzane słowa Jezusa, że trzeciego dnia zmartwychwstanie. Czepiali się ich z nadzieją. Chwiejna była ich wiara, ale nie miłość.
Zofia Zaborowska w swym wierszu stara się ujawnić uczucia i myśli ich serc i umysłów jako szczególnych aktorów dramatu kalwaryjskiego, jakie mogli snuć pod wpływem przepowiedni zmartwychwstania.
Przemyśliwał Piotr: Jezus wie, jak Go bardzo kocham . . . Pewno mnie ukaże się najpierw nie pamiętając, że stchórzyłem . . .
Spodziewał się Jan: Wyróżnił mnie na Ostatniej Wieczerzy, i z krzyża przemówił . . . Chyba i teraz ujrzę Go przed innymi, skórom tak umiłowany . . . Co prawda, bliższa Mu Matka, wiec może Ona wcześniej Go zobaczy . . .
A Tomasz w ogóle wątpił w cud zmartwychwstania, bo nie był wierny lecz niewierny. Sądził jednak, że jeśli by do tego doszło, to właśnie on, niewierny Tomasz, powinien pierwszy oglądać zmartwychwstałego Pana, by uwierzyć.
Jeszcze inni wmieszani w ten dramat snuli domysły różne:
— Jeżeli zmartwychwstanie, Klaudio, bądź spokojna, pierwsi się o tym dowiemy
— mówił z ironią Piłat do swej żony. — Przyjdzie tu zatriumfować, może zemsty
szukać na mnie.
A wspaniałomyślny Józef z Arymatei tak sobie myślał: —Spoczywa w moim ogrodzie. Nie pożałowałem Mu pięknego grobowca. Jeżeli zmartwychwstanie, z pewnością zjawi się zaraz u mnie z podzięką.
— Oby tylko naprawdę nie ożył — martwili się żołnierze stojący przy grobie.
Z nami pierwszymi policzyłby się za zadane Mu tortury, bicie i krzyżowanie.
Jezus ukazuje się Marii Magdalenie
Takie oto domysły przypisała poetka poszczególnym osobom dramatu kalwaryjskiego. Kogo zaś Boski Zbawiciel naprawdę wyróżnił?
Otwórzmy Ewangelie świętego Marka i czytajmy: "Po swym zmartwychwstaniu, wczesnym rankiem, w pierwszy dzień tygodnia, Jezus ukazał się najpierw Marii Magdalenie" (Mk 16, 9).
Czy jesteśmy zaskoczeni? Powinniśmy być mile zaskoczeni! Gest Jezusa zgadza się z tym co powiedział o swej misji: "Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, aby świat został przez Niego zbawiony" (J 3, 16).
Ktoś nazwał scenę ukazania się Jezusa Marii Magdalenie największym uznaniem w całej literaturze. Magdalenie przypadło szczęście oglądania zmartwychwstałego Jezusa przed wszystkimi innymi. Objawy jej miłości do Mistrza prześwietlają całą opowieść. Oto wczesnym rankiem w niedziele udała się Maria Magdalena z dwoma towarzyszkami swoimi do grobu Pana Jezusa z miłosną posługą, by namaścić won¬nymi olejkami Jego ciało. Kiedy Magdalena ujrzała kamień od grobu odwalony, przeraziła się. Sądziła, że Żydzi zbezcześcili Ciało ukochanego Zbawiciela wyrzucając je z grobu w niewiadome miejsce. Z wielkim niepokojem pobiegła do Apostołów i powiadomiła ich o tym co się stało. Potem sama pospiesznie wróciła do grobu gnana miłością.
Miłość Marii Magdaleny
Ogromna miłość rozgorzała w sercu Marii Magdaleny. Szła z miłością za Jezusem drogą krzyżową aż na Kalwarie z nieutulonym żalem. Z miłością uczestni¬czyła w Jego konaniu na krzyżu i w Jego pogrzebie. Gdy Jego umęczone ciało złożono już do grobu i zatoczono duży kamień przed wejściem, wraz z drugą Marią pozostały tam, siedząc naprzeciw grobu w miłosnym czuwaniu (Mk 15, 47; Mt 27, 61).
Tajemnice wielkiej miłości u pokutujących grzeszników wyjawił Jezus podczas uczty u Faryzeusza Szymona, kiedy pewna jawnogrzesznica przypadłszy do nóg Zbawiciela, płacząc, łzami oblewała Jego nogi i włosami swej głowy je wycierała, a potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem (Łk 7, 36-50). Wskazując ją rzekł Jezus: "Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała". Święty Marek Ewangelista podaje, że Jezus "wyrzucił z niej siedem złych duchów'' (Mk 16, 9). Pismo święte cyfrą siedem oznacza pełność, a wiec wynikałoby z tego, że było to całkowite opętanie.
Miłość ufna, pełna zawierzenia
Cechą prawdziwej miłości jest całkowita ufność, zawierzenie, jakie znajdujemy w sercach prawych. Jest to jedna z podstaw koniecznych do otrzymania tej mądrości wewnętrznej, o której Jezus mówił we wspaniałych słowach: "Wielbię Cię i dziękuje Ci, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te sprawy przed mądrymi i uczonymi, a objawiłeś je prostaczkom" (Mt 11, 25). Jezus nie zadowolił się tą aluzją, ale wrócił jeszcze do tego tematu: "Kto nie przyjmie Królestwa Bożego tak jak dziecko, ten nie wejdzie do niego" (Łk 18, 17). Nie wystarczy wiec sama wiedza, nawet wiedza o Bogu. Trzeba jeszcze wyjść poza krąg poszukiwań czysto ludzkiej wiedzy i przejąć się miłością.
Prości ludzie, posługując się jeżykiem naszych ojców "maluczcy" widzą z całą pewnością swą nicość, całkowitą zależność od Boga-Stwórcy. Tak dziecko, całkowicie ogarnięte miłością i ufnością wobec ojca, jest uległe, łaknie wiedzy i łatwiej pojmuje i przyjmuje jego pouczenia. Miłość ufna, pełna zawierzenia pobudza
miłosierdzie Boże. Maria Magdalena "poznała i uwierzyła miłości, jaką Bóg ma
ku nam. Miłosierna miłość Boża wobec pokutujących grzeszników stała się dla
niej źródłem duchowej przemiany, duchowego zmartwychwstania, pokoju i szczęścia. Ona zbawiła Magdalenę: Twoja wiara cię ocaliła — powiedział jej Jezus. Idź"
w pokoju!"
Miłość to świętość
Święty Franciszek Salezy, biskup Genewy (+1622) słuchając raz spowiedzi w kościele katedralnym w Annecy oparł się na wzniosłym przykładzie miłości Marii Magdaleny wobec penitentki, która prowadziła bardzo niemoralne życie. Jej nawrócenie i szczera spowiedź napełniły serce Świętego wielką szczęśliwością. Po otrzymaniu rozgrzeszenia penitentka spytała: "Co Ojciec sobie teraz o mnie pomyśli, po usłyszeniu tylu ciężkich grzechów?" — "Moje dziecko — odpowiedział Biskup, znany ze swej łagodności — teraz patrzę na ciebie jak na świętą. Niech ludzie myślą sobie co chcą. Oni mogą cię osądzić tak samo jak Szymon faryzeusz osądził Marię Magdalenę, ale ty wiesz, co Jezus o niej myślał, jak ją osądził. Twoja grzeszna przeszłość już nie istnieje u Boga. Łzy radości wzbierają w mych oczach, gdy widzę cię zmartwychwstałą z grzechów, przechodzącą do życia łaski".
Taka jest boska nauka Wielkanocy. Z krzyża niesie się na cały świat błagalna modlitwa naszego Zbawiciela: "Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią!" Wielkanoc jest najszczęśliwszym świętem dla nas pokutujących grzeszników. Nie ma grzechu ciężkiego, ani cudzołóstwa, ani pijaństwa, ani zabójstwa dziecka w łonie matki, ani nienawiści i oszczerstwa, który by nie mógł być odpuszczony przez Zmartwychwstałego Pana. Jego miłosierdzie jest większe od wszystkich ludzkich grzechów.
Zmartwychwstały Chrystus na Wielkanoc zaprasza nas do "poznania i uwierzenia miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością; kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim" (l J 4, 16)!
Miłość prowadzi do świętości i miłość jest świętością!
Przypomnę więc pouczenie Ojca Świętego Jana Pawła U: "Człowiek jest kochany przez Boga! Oto proste a jakże przejmujące orędzie, które Kościół jest winien człowiekowi. Każdy chrześcijanin może i musi słowem oraz życiem głosić: Bóg Cię kocha, Chrystus przyszedł dla Ciebie. Chrystus dla Ciebie jest Drogą, Prawdą i Życiem!" (Christifideles Laici).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz