O. Korneliana Dende, OFMConv.
w ramach programu GODZINY RÓŻAŃCOWEJ O. JUSTYNA
23 czerwiec 1991
ŹLI KSIĘŻA
Witam Was Zacni Rodacy i Miłe Rodaczki staropolskim Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Nie ma pośród nas nikogo, kto by w swym życiu nie spotkał, a co najmniej nie słyszał o jakimś złym księdzu. Reakcje nasze i innych są wiadome. A już upokorzeniu naszemu nie ma granic, gdy wrogowie naszej wiary i Kościoła wykorzystują, rozdmuchują, a często przejaskrawiają i wyolbrzymiają skandale celem usprawiedliwienia swojej bezbożnej postawy.
W miesięczniku pięknym "Nasza Rodzina" za kwiecień 1991 roku przeczytałem odpowiedź niejakiego księdza Piotra na list pewnej Polki, która porusza ten problem z prawdziwą troską. Dziś przytoczę Warn tę odpowiedź pod rozwagę i dzielę się treścią tego rzeczowego, pięknego rozważania w pogadance o szokującym tytule:
ŹLI KSIĘŻA
Problem zlych księży
"Szanowna Pani,
Napisała Pani do mnie list pełen goryczy. Doświadczenia Pani są rzeczywiście bardzo bolesne. Opisane przypadki zdzierstwa z okazji posług religijnych, arogancji przy załatwianiu spraw kancelaryjnych, bylejakość w czynnościach liturgicznych, nadużywanie alkoholu i inne sprawy, z jakimi Pani się spotkała, są rzeczywiście gorszące i zasługują na potępienie. Pyta Pani, skąd się biorą tacy księża, oraz czy wyciąga się z tego wnioski.
Nie ulega żadnej wątpliwości, że istnieje problem "złych księży" i zarówno wierni jak i inni kapłani, a także władze kościelne bardzo nad tym boleją. Ból ich jest tym większy, że ludzie gorszą się, narzekają, a nawet przestają chodzić do kościoła i nieledwie tracą wiarę. Jak wielki jest to problem? Trudno na ten temat jednoznacznie odpowiedzieć, gdyż zarówno kryteria, jak i skala ocen w takich sprawach są bardzo rozciągliwe, przy czym przypadki wyraźnie gorszących zachowań są stosunkowo rzadkie, chociaż, nie ukrywam, odbijają się szerokim echem w danym rejonie a nawet całym kraju.
Jak podejść do problemu "złych księży"
Jak zatem podejść do podniesionego przez Panią problemu? Oczywiście, można by całą sprawę skwitować dwoma stwierdzeniami: człowiek jest słaby i słabości nie omijają także księży, którzy są ludźmi z krwi i kości; i drugie stwierdzenie, że w każdej większej społeczności — a do takiej należy społeczność księży — zawsze znajdzie się. pewna liczba osób stanowiących tak zwany margines danej grupy, czyli ludzi moralnie skrzywionych. Zgoda, tak rzeczywiście jest. Z tym, że od księży wymaga się wiele więcej niż od przeciętnego śmiertelnika. Są oni z istoty swego powołania zobowiązani do wzorowego życia. Poza tym są duszpasterzami, czyli mają pomagać ludziom w prowadzeniu życia religijnego i wysoce etycznego. I dlatego uzasadnionym jest pytanie: dlaczego są "źli księża"? Skąd się biorą, dlaczego zapominają o swoim powołaniu i o obowiązku świadczenia życiem o Bogu, który jest miłością, miłosierdziem, który pochyla się nad każdym, który cierpi i każdemu chce przyjść z pomocą?
W związku z tym problemem trzeba sobie uzmysłowić kilka spraw, które rzucą nam pewne światło na "jakość" księży, ich zagrożenie, a także na ich szansę.
Sprawa moralnego poziomu rodziny i społeczeństwa
Jest rzeczą oczywistą, że księża nie rodzą się na kamieniu i nie spadają z nieba. Nie są też produktem jakiejś zamkniętej kasty kapłańskiej czy swoistego klanu. Bogu dzięki, księża nie zakładają rodzin i nie przygotowują sobie familijnych następców. Innymi słowy, księża rodzą się w normalnych rodzinach i tam wychowują się do okresu dojrzałości. Potem dopiero idą do seminarium. Można więc przyjąć, że księża są wypadkową wiary i moralności rodziny, a także społeczeństwa, w których dorastają. Jeżeli rodzina i społeczeństwo są na wysokim poziomie moralnym, istnieje duże prawdopodobieństwo, że i ksiądz wywodzący się z takiego środowiska będzie człowiekiem prawym, szlachetnym, obowiązkowym i oddanym powierzonym mu ludziom. Jeżeli rodzina i społeczeństwo jest chore, zatrute nienawiścią, rozpite, rozpustne, zachłanne, nie liczące się z zasadami etycznymi, to coś z tych "chorób" przeniknie do młodego człowieka. I wady tego społeczeństwa, a zwłaszcza rodziny mogą "zaowocować" w jego późniejszym kapłaństwie. Przysłowie mówi i to słusznie, że jabłko niedaleko pada od jabłoni.
Czytając ten tekst powie ktoś, że późniejszych księży przez minimum sześć lat wychowuje się w seminarium. To prawda. Trzeba jednak pamiętać, że kandydat na księdza przychodzący do seminarium ma już co najmniej 18 lat. Jest człowiekiem ukonstytuowanym. I niewiele można w nim zmienić. A poza tym pierwsze doświadczenia w rodzinie, jak wskazuje psychologia rozwojowa, mają decydujące znaczenie i rzutują później na całe życie. Można wprawdzie to i tamto przyciąć i jeszcze poprawić, ale praktycznie nic istotnego się nie zmieni. Chyba, że mamy do czynienia z człowiekiem o silnej woli i zdecydowanego walczyć ze swymi wadami. Ale nie wszyscy są tacy. Wielu wśród nich jest mięczaków. Jeżeli jednak kandydat przez wiele lat był w domu świadkiem różnych niewłaściwości, krzywd i niemoralnych zachowań, istnieje duże prawdopodobieństwo, że mogą one dać znać o sobie w jego życiu kapłańskim.
Nie znaczy to wcale, że z rodzin rozbitych, a także pijackich nie mogą wyjść dobrzy księża. Owszem, mogą, ale w normalnym porządku rzeczy sprawa wygląda
inaczej. Innymi słowy problem "złych księży" to przede wszystkim sprawa moralnego poziomu rodziny i społeczeństwa. Jeżeli chcemy mieć dobrych księży musimy się troszczyć o wysoki poziom etyczny rodzin i całego społeczeństwa.
Kapłaństwo to powołanie trudne
Powołanie kapłańskie to powołanie trudne. Nie dlatego jednak, że ksiądz nie może założyć rodziny i posiadać dzieci, ale dlatego że stale jest na świeczniku, że jest niezastąpiony, że nie może się skryć w tłumie. On jest tym, który naucza, kieruje, którego się słucha, który zawsze jest ważny. W takiej sytuacji łatwo się zapomnieć, że tak naprawdę ważny jest tylko Bóg i ludzie, do których ksiądz jest posłany.
Kapłaństwo to rola służebna i być księdzem to znaczy służyć, a niestety niektórzy księża o tym zapominają. Dlatego są żale i pretensje. I jeszcze inna sprawa. W codzienne życie księdza mniejszym lub większym strumieniem wlewa się "zło świata", grzechy ludzkie.
Niełatwo jest tkwić w błocie nie brudzić się; dotykać zła i nie zarazić się nim. Z doświadczenia wiemy, że wielu ludzi zaczęło nadużywać alkoholu dlatego, że znaleźli się w środowisku pijackim; zaczęli narkotyzować się dlatego, że robili to ich koledzy. Ten "grzech świata" jest tak wielki, że niektórzy biskupi zabraniają młodym księżom spowiadać przez trzy pierwsze lata po święceniach w wielkich miastach. Uważają bowiem, że winni oni najpierw trochę okrzepnąć w swoim kapłaństwie, by nie załamali się pod ciężarem ludzkich grzechów. To nie są żarty. Kiedy zdarzają się zgorszenia idące od księży i o tym trzeba pamiętać, że trzeba modlić się za księży, zwłaszcza młodych.
Brak modlitwy
Ksiądz, by mógł być wierny swojemu powołaniu i dobrze służyć ludowi Bożemu, musi się modlić — dużo modlić. Bez modlitwy bardzo szybko stanie się tylko urzędnikiem i mniej lub bardziej surowym sędzią. Dlaczego księża za mało się modlą? Często z własnej winy, nie doceniają znaczenia modlitwy, chociaż im wielokrotnie mówiono o tym w seminarium i później. I tutaj ponoszą całkowitą odpowiedzialność za utratę kontaktu z Bogiem. Ale bywa też i tak, że ksiądz jest tak zapędzony — zwłaszcza jeżeli ma dużą parafię, że istotnie niewiele mu zostaje czasu na modlitwę. Jeżeli w tym momencie nie uświadomi sobie, że zgubił proporcje między aktywnością, działaniem a modlitwą to grozi mu spłycenie a nawet utrata ducha modlitwy. I za to ponosi odpowiedzialność, chociaż nie tak wielką jak ten, który z lenistwa lub innych powodów przestał się modlić. Ale chciałbym tu podkreślić, że pewna odpowiedzialność spada też na wspólnotę parafialną, która nie potrafi dostrzec jego przemęczenia i nie pospieszyła mu z pomocą. Dzisiaj świeccy mogą wiele robić zarówno w sprawach religijnych, jak też materialnych i społecznych. Obojętność parafian bywa czasem przyczyną niepowodzeń i załamań księży.
Słabość człowiecza
Ksiądz "X" byłby dobrym księdzem, gdyby nie pewna rodzina. Był młody, energiczny i towarzyski. Gospodarz domu często zapraszał go do siebie. Był alkohol i karty. Ksiądz początkowo bardzo się wzbraniał — kiedy jednak towarzyskie więzy się zacieśniały, opór jego zmalał do zera. I stało się — ksiądz zaczął pić, potem
wszystko poleciało już "z pieca na łeb". Zdaje sobie sprawę z tego, że ksiądz był człowiekiem dojrzałym i wiedział co robi. Tak, wiedział. I on ponosi odpowiedzialność za to co się stało, ale czy tylko on, a czy rodzina, u której często gościł nie zauważyła tego, że zaczęło dziać się źle? Czy nie powinna zaprzestać podawania alkoholu? Łatwiej jest potem osadzać, trudniej zaś przyznać się do tego, że społeczność parafialna czy jakaś jedna czy druga rodzina ponosi również odpowiedzialność za to, że jakiś ksiajdz pogubił się w swoim kapłaństwie.
Podobnie rzecz wygląda z "paniami". Gdy zjawi się w parafii jakiś nowy ksiądz, zwłaszcza młody, przystojny, wtedy panie na gwałt starają się mu pomóc. Nie mam nic przeciw takiej pomocy, ale nie wolno zapominać, że jest to człowiek poświecony Bogu, a nadto jako człowiek nie wyzbył się ludzkich uczuć tylko z nich zrezygnował dla wyższych celów. Nie wolno zatem narażać jego i siebie również na coś, co godziłoby w jego zobowiązania jako księdza i mogło stać się wielkim zgorszeniem. A gdy stanie się nieszczęście, wtedy gorszymy się, narzekamy i gotowi jesteśmy go ukamienować. I znowu zgadzam się, że za zło, które się stało ksiądz ponosi prawie całą winę, gdyż on był duszpasterzem, on miał prowadzić nawet te narzucającą się czy zadurzoną w nim kobietę do Boga. Nie mniej jednak pewien procent winy ponosi dana osoba i społeczność parafialna, zwłaszcza jeżeli wiedzieli "co się świeci". Kapłan jest darem dla parafii, ale też wspólnota parafialna winna troszczyć się nie tylko o jedzenie i mieszkanie dla niego, ale także o jego stronę duchową. On jest ich, a oni są jego. Dlatego wszyscy razem mają obowiązek troszczyć się o to, by Boże sprawy w życiu kapłana i społeczności parafialnej były na pierwszym miejscu.
Wnioski
Pyta Pani, czy z niewłaściwej postawy księży wyciąga się jakieś sankcje? Tak, i to nieraz bardzo surowe. Oczywiście, najpierw są to rozmowy, perswazje, przeniesienia z jednej na drugą parafię. A gdy to nie pomaga, z zagrożeniem, że jeżeli się
nie poprawią, będą musieli zaprzestać spełniania obowiązków kapłańskich, łącznie
ze sprawowaniem Mszy świętej.
Wracam do podstawowej myśli niniejszego rozważania. Księża będą lepsi, o ile rodziny i społeczność, w których dorastają będą na wysokim poziomie religijnym i moralnym. I dalej, obowiązkiem wspólnoty parafialnej jest modlitwa za swoich księży, pomoc i troska, by nie narażać ich na niebezpieczeństwa, które mogą zagrażać ich kapłaństwu, a także pomoc w życiu i funkcjonowaniu wspólnoty parafialnej. Kończę z prośbą o modlitwę za mnie i innych księży".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz