NIE ZAPOMINAJCIE O MIŁOŚCI (Ku świętości drogą świętego Maksymiliana)

Radiowe przemówienie wygłoszone przez O. Korneliana Dende, OFMConv.

w ramach programu GODZINY RÓŻAŃCOWEJ O. JUSTYNA

11-ty sierpień 1991

NIE ZAPOMINAJCIE O MIŁOŚCI (Ku świętości drogą świętego Maksymiliana)

Witam Was Zacni Rodacy i Miłe Rodaczki staropolskim Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

W Rzymie, w październikową niedzielę 1982 roku, na placu świętego Piotra skąpanym w słońcu, przy udziale ogromnej rzeszy wiernych, Ojciec Święty Jan Paweł II wyniósł Ojca Maksymiliana Kolbego, twórcę Niepokalanowa polskiego i japońskiego, męczennika z Oświęcimia na ołtarze "ku czci Trójcy Przenajświętszej, dla chwały wiary katolickiej i wzrostu chrześcijańskiego życia". Na wychudłej twarzy Namiestnika Chrystusowego malowało się jeszcze cierpienie po zamachu na jego życie dokonanym rok temu przez płatnego mordercę.
W roku bieżącym przypada 50 rocznica jego bohaterskiej śmierci. Uczcijmy ją przypomnieniem jego świętego życia, by wejść na drogę świętości, jaka nam wskazał, bo taki jest cel beatyfikacji i kanonizacji. Ojciec Maksymilian mówił, że "w niebie jest bardzo dużo dusz, o których my nic nie wiemy. I zdarzyć się może, że prosty pastuszek w zapadłej wiosce może być dużo większym świętym niż któryś z kanonizowanych". W osobie świętego Maksymiliana Kościół dał nam wzór i drogowskaz na drodze świętości, na która są wezwani wszyscy ochrzczeni. Przyjrzyjmy się naszemu Przewodnikowi i wychowawcy w pogadance zatytułowanej:

NIE ZAPOMINAJCIE O MIŁOŚCI (Ku świętości drogą świętego Maksymiliana)

Prawdziwy Niepokalanów jest w nas

Słowa tytułu pogadanki wypowiedział Ojciec Maksymilian Kolbe przy pożegnaniu swoich braci zakonnych, którzy w początkach drugiej wojny światowej, z rozkazu władz cywilnych, musieli opuścić klasztor i wrócić do swych rodzin dopóki groza wojny nie minie. Niepokalanów, największy klasztor na świecie, musiało pożegnać około siedemset zakonników z bólem serca. Ich duchowy Mistrz, Ojciec Maksymilian pocieszał ich i mówił, że baraki i maszyny drukarskie nie stanowią Niepokalanowa. "Prawdziwy Niepokalanów jest w nas, albo nie ma go wcale! Choćby to całe osiedle Niepokalanej rozpadło się w gruz, choćby wichry wojenne rozniosły nas w cztery świata strony, choćby wielu nas opuściło, jak Chrystusa w Ogrójcu, póki ideał
Niepokalanowa w naszych sercach płonie i miłością świadczy, nie ma nic straconego, i owszem, jesteśmy na drodze postępu doskonałego".
Prosił wiec, żeby obfitowała w nich wiara, by unikali alkoholu i tytoniu, a z progu rzucił im ostatnie polecenie: "Nie zapominajcie o miłości"!

Tylko miłość jest silą twórcza

Ojciec Maksymilian często poruszał sprawę miłości, a to ze względu, że ' 'miłość jest istotą świętości''. Bez miłości nie ma świętości. Nie można być dobrym, prawdomównym, sprawiedliwym, pokornym, mężnym, odważnym bez miłości. Wszystkie cnoty i wszystkie przykazania Boże sprowadzają się do miłości. Kto naprawdę Boga miłuje, ten nie ma za boga bogactwa, sławy, sukcesu. Kto naprawdę Boga miłuje obchodzi dzień święty — niedzielę. Kto naprawdę kocha, ten czci swego ojca i matkę. Kto miłuje bliźniego, nie rani, nie zabija, nie kradnie, nie cudzołoży, wystrzega się obmów, złości i nienawiści.
Miłość bliźniego była poddana próbie na dnie ziemskiego piekła, jakim był obóz zagłady w Oświęcimiu. To tam, gdy Ojciec Maksymilian nosił w kastrze ludzkie ciała do krematorium, powiedział, że nienawiść wydaje się silniejsza od miłości, lecz w rzeczywistości "nienawiść nie jest siłą twórczą. Nienawiść niesie zniszczenie. Siłą twórczą jest tylko miłość". Miłość buduje pokój i szczęście; miłość tworzy charaktery, jest spójnią i źródłem szczęścia małżeńskiego, rodzinnego i społecznego. Bóg i ludzie mają w nas upodobanie tylko wtedy, gdy darzymy ich miłością. "Miłość silniejsza jest niż śmierć"!
Z tego piekła napisał Ojciec Maksymilian pierwszą kartkę pocztową, na której czytamy: "I tutaj jest Bóg, bo i tutaj jest miłość"! Odkrył, że ofiary nienawiści bronią się miłością — solidarnością, wzajemną pomocą, dzielą się chlebem, ziemniakami, ochraniają starszych i wyczerpanych od ciężkich robót. Ojciec Maksymilian stanął do współzawodnictwa w tej czynnej miłości. A na temat jego ofiarniczej śmierci w bunkrze głodowym za drugiego człowieka, myśliciel francuski Maxence v.d. Meersch napisał: "Oto co jest niepojęte! Że można pragnąć złożyć z siebie ofiarę na rzecz innego człowieka. I że zatracając siebie można na tym wygrać"!

Bądźcie świętymi, ponieważ Ja jestem święty

Gdybyśmy zrozumieli, że istotą świętości jest miłość, więcej włożylibyśmy starań ojej osiągnięcie, bo miłość jest monetą, którą trzeba płacić co dzień, każdej godziny. Chodzi tylko o to, by ta moneta była z drogocennego kruszcu, ze złota, srebra, a nie z rdzewiejącego żelaza.
Bóg skierował wezwanie do wszystkich bez wyjątku: "Bądźcie świętymi, ponieważ Ja jestem święty" (Kpi 11,44)! Jeśli na miejsce "świętości" podstawimy słowo "miłość", słowa Boże będą miały to samo znaczenie. Będą brzmiały: "Miłujcie się wzajemnie, ponieważ Ja jestem miłością" (por. l J 4, 16).
Ojciec Maksymilian powiedział, że Bóg tak wyposażył człowieka, że nawet prostaczek może osiągnąć świętość: "Geniuszem nie każdy może zostać, droga zaś do świętości wszystkim stoi otworem . . . Świętość to nie jest żaden luksus, ale całkiem prosty obowiązek''. Zaś amerykańska pisarka Phyllis McGinley jest zdania, że "świętość jest na świecie najdziwniejszą i najwyższą formą geniuszu". Możemy się z tym zgodzić, bo niejeden geniusz z powodu zarozumialstwa i pychy nie potrafi się zdobyć nawet na najprostsze objawy miłości. Ojciec Maksymilian pragnął wszystkich ludzi wprowadzić na drogę świętości, gdyż tylko ta prowadzi do Boga i Jego królestwa: "Fałszywe jest ogólne przekonanie, że święci nie byli podobni do nas. Mówił: I oni odczuwali pokusy, i oni upadali i powstawali, i ich nieraz przygniatał smutek, osłabiało i paraliżowało zniechęcenie. Lecz pomni na słowa Zbawiciela: "Beze mnie nic uczynić nie możecie', i na słowa świętego Pawła: 'Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia', nie ufali sobie, lecz całą ufność w Bogu pokładając, upokarzali się po upadkach, szczerze żałowali, duszę z brudów w Sakramencie Pokuty zmywali, a potem z większym jeszcze zapałem przykładali ręki do dzieła. I tak upadki służyły im za szczeble do coraz wyższej doskonałości, i stawały się coraz lżejsze".
Świętość zatem polega na miłowaniu Boga ponad wszystko, z całego serca, z całej duszy, ze wszystkich sił, bez zastrzeżeń i na wieczność całą, a także na miłowaniu bliźniego na wzór Jezusa Chrystusa, to znaczy aż do gotowości oddania życia za niego, a co najmniej na ponawianych ciągle czynach miłości.

Musze być świętym jak największym

Ojciec Maksymilian nie chciał przeżyć swojego życia w przeciętności. W roku 1920, podczas rekolekcji, jako 26-letni kapłan, ułoży! sobie "regulamin życia", w którym umieścił między innymi takie postanowienia: "Muszę być świętym jak największym. Dobrowolny grzech ciężki i lekki z góry wykluczony. Nie opuszczę żadnego zła bez naprawienia go i żadnego dobra, które bym mógł zrobić, powiększyć lub w jakikolwiek sposób się do niego przyczynić". Pod regulaminem napisał: "Czytać co miesiąc"!
"Muszę być świętym jak największym"! Czy to nie przechwałka? Zarozumialstwo? Przenigdy! Pysznić się można ze swych zdolności, znajomości, z bogactwa, wiedzy, ale nigdy ze swojej miłości. Miłość wyklucza pychę. Choćby największa, zawsze pozostanie pokorna. Bóg jest miłością, więc mimo swego nieskończonego majestatu jest pokorny.
Starożytni mieli przysłowie: "omen — nomen", to znaczy, że imię było dla nich pewnego rodzaju wróżbą, zapowiedzią, znakiem, przepowiednią. Gdy Rajmundowi Kolbemu, bo takie imię chrzestne nosił w świecie, dano w zakonie imię "Maksymilian", bardzo się nim ucieszył. Ono mu przypominało, że w miłowaniu Boga, Matki Najświętszej i wszystkich ludzi ma być "maximus" czyli największy. Chciał być doskonały w dobroci, w miłości, w czystości, bo przecież Pan Jezus tego od nas wszystkich żąda w słowach: "Bądźcie doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski" (Mt 5, 48).
Zdumiewał się Ojciec Maksymilian, że Bóg człowiekowi, istocie skończonej, ograniczonej, nie postawił granicy w miłowaniu. Miłować bez granic, bez zastrzeżeń, to największy ideał. Postanowił więc kochać Boga i ludzi wszystkimi władzami duszy i ciała, obrócić na to wszystkie swoje zdolności, czas, okazje. Swoją duchową "zachłanność" wykazał już w wieku chłopięcym.
Gdy raz coś spsocił, rozgniewana matka postawiła w zniecierpliwieniu pytanie: "Oj, Mundziu, co z ciebie będzie?" Niespodziewanie chłopiec głęboko się nad tym pytaniem zastanowił. Co ze mnie będzie? Powtarzał sam do siebie. Nie wiedział, co z niego będzie! Jak mógł wiedzieć? Ale Matka Najświętsza napewno wie. Zmartwiony poszedł do swego kościoła parafialnego i żalił się w modlitwie: "Matko, co ze mnie będzie?" Wtedy właśnie ukazała mu się Najświętsza Maryja Panna trzymając w dłoniach dwie korony — biała, symbolizująca czysta miłość i czerwoną, znak męczeństwa. Zdawała się go pytać, którą wybierze. Wyciągnął dłonie po obie.
Chciał prześcignąć wszystkich w miłowaniu Matki Najświętszej, bo Ona prowadzi ludzi do swego Syna. Zbawiciela świata. Zaproponował wyścig swym braciom zakonnym: Ścigajmy się w miłowaniu Niepokalanej Matki. Nie będę zazdrosny, jeśli ktoś mnie prześcignie. Będę się z tego cieszył, bo Ona jest godna najświętszej miłości. Ale to mnie zdopinguje, zapali do większej gorliwości. Zrobię wszystko, aby was prześcignąć na nowo.
W Kościele tworzą się zawsze grupy, nieraz bardzo liczne i głośne, kióre usiłują nadać kierunek życiu wiernych. Pod ich adresem wypowiedział się niedawno kardynał Józef Ratzinger. prefekt Kongregacji do spraw wiary świętej. Stwierdził, że nie one, nawet gdyby stanowiły większość, decydują o kierunku Kościoła, lecz święci. Społeczność kościelna instynktownie trzyma się świętych. Oni tłumacza, to, co Boże na to. co ludzkie, i to. co wieczne, na to, co czasowe. Oni są prawdziwymi przewod¬nikami i nauczycielami ludzkości. Oni nie opuszczą nas w czasie największej próby, cierpienia i osamotnienia, lecz towarzyszą nam w życiowej wędrówce, idą obok nas aż do śmierci. Jednym z tych świętych jest Ojciec Maksymilian Kolbe, nasz rodak, który zgłosił się dobrowolnie, ażeby ze skazańcami przeżyć śmierć głodowa i podtrzymać ich na duchu w czasie powolnego konania. Tym swoim bohaterskim czynem zdobył koronę czerwona męczeństwa i dał nam wszystkim wzór jak miłować Boga i ludzi. Pozostawił nam testament zawsze aktualny: "Nie zapominajcie o milości"!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz