Radiowe przemówienie wygłoszone przez O. Korneliana Dende, OFMConv.
w ramach programu GODZINY RÓŻAŃCOWEJ O. JUSTYNA
17-ty grudzień, 1989
GWIAZDKA DLA SIEROT ŻYDOWSKICH DOKTORA JANUSZA KORCZAKA
Witam Was Zacni Rodacy i Miłe Rodaczki staropolskim Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Niedawno temu płakała dusza Żyda, ale niemniej rzewnie płakała dusza Polaka. Po ośmiu wiekach współżycia na ziemi polskiej, która dla Żydów zawsze okazywała się gościnna ile razy na Zachodzie zdarzały się pogromy, i na której aż do czasów drugiej wojny światowej żyła większa połowa Żydów całego świata, zaszło nieporozumienie między Żydami i Polakami. Rozdmuchanym przez środki masowego przekazu problemem, przysłowiową kością niezgody stała się obecność trzynastu Karmelitanek bosych w bliskim sąsiedztwie dawnego obozu zagłady w Oświęcimiu. Siostry są niejako wydelegowane przez Naród Polski, by modliły się o pokój wieczny sześciu milionów dusz pomordowanych Polaków, Żydów, Rosjan, Cyganów i przedstawicieli innych narodowości, a także za samych morderców.
Spór o klasztor Karmelitanek wybuchł w bardzo niekorzystnym czasie dla Polaków, którzy w takim trudzie i osamotnieniu przez sojuszników od pięćdziesięciu lat walczą o niepodległość państwa.
Już przygotowujemy się do Świąt Bożego Narodzenia, więc pragnę, by bolesny epizod z czasów drugiej wojny światowej poświadczył o braterstwie obu narodów i o twórczej mocy miłości. Pogadanka nosi tytuł:
GWIAZDKA DLA SIEROT ŻYDOWSKICH DOKTORA JANUSZA KORCZAKA
Wychowawca Dr. J. Korczak
Kim był Dr. Janusz Korczak? Był to pół Żyd pół Polak, z zawodu lekarz, a z powołania wychowawca i opiekun kilku tysięcy sierot, które go kochały bardziej niż własnych swych ojców, o których najczęściej nie wiedziały nic lub niewiele. Przed wrześniem 1939 roku, na wieść o mobilizacji, wyjął z szafy mundur majora i zgłosił się jako lekarz. Nie przyjęto go, przekroczył już bowiem granicę wieku. Mimo to nie zdjął munduru i nie zrezygnował. Rzeczywiście okazał się potrzebny: tylu było rannych, tylu umierających w oblężonej Warszawie. Był ostatnim w stolicy człowiekiem, którego — długo po zajęciu Warszawy przez Niemców — widywano na ulicy w mundurze polskiego oficera.
Po ustanowieniu getta przyjaciele dawali mu bezpieczne schronienie, papiery, mieszkanie. Nie chciał się ukrywać. Obrażał się. Za murem getta były jego dzieci. Kto może porzucić dzieci w nieszczęściu? W getcie otoczonym murem stłoczone topniejące szybko pół miliona skazańców. Straszliwy głód i tyfus powodował; zagładę. Załoga sanitarna nie nadążała ze sprzątaniem trupów. Co z rana zdołał uprzątnąć, to już wieczór narastała ta sama liczba śmiertelnych ofiar. Ale dzieci bawiły się po chodnikach, choć tuż obok leżały trupy przykryte zaledwie gazetami Normalny czas przestał płynąć, jakby się zatrzymał, jakby nastała nieruchoma wie ność. Przerażało jedynie "dziś", tylko "teraz"!!!
Korczak próbował żyć po ludzku. W jego domu dla sierot usiłowano ignorować getto. Działała tu korczakowska organizacja społeczności dziecięcej — samorząd sąd, gazetka, nauka, dyżury, praca. Korczak wychodził rano i wracał późno. Usiłował coś zrobić dla przytułku, dla dzieci. Walczył beznadziejnie i przegrywał. Żebrał prosił, groził, wykłócał się, bywał zrzucany ze schodów. Ale musiał coś czynić. Miał przecież pod opieką dwieście dzieci.
Ojcze nasz . . .
W tym straszliwym okresie próby wcale nie stracił dziecięcej wiary. Świadczy o tym pozostawiony pamiętnik, pisany nocami. Jest w nim tyle kontrastowego światła i ufności!
"Dobry Boże! Dzięki Ci, Dobry Boże, za łąkę i barwne zachody, za rzeźki wiatr wieczorny po upalnym dniu znoju i mozołu. Dobry Boże, który wymyśliłeś tak mądrze, że kwiaty mają zapach, świętojanki świecą na ziemi, iskry gwiazd na niebie. Jakże radosna jest starość! Jaka miła cisza. Miły wypoczynek. A człowiek, który bez miary obsypany Twymi dary, coś go stworzył i ocalił, a czemużby Cię nie chwalił ..."
I same dzieci przypominały o radości: "Uśmiech niespodziewany jak dar". Oto mała dziewczynka oświadcza: "Ja jestem człowiekiem. Jestem Helcią. Jestem dziewczynką. Jestem Polką. Jestem córeczką mamusi, jestem warszawianką. Jak ja jestem już duża? . . ." Korczak jakby zapomniał o tragedii, bo napisał: "Cudowny, wielki księżyc nad obozem tułaczy".
I służebna, ciężka praca nie wytrąca go z równowagi. Korczak sam zbierał naczynia, wylewał przepełnione kubły w ustępie. Pisał o sobie: "Kominiarz musi być wysmolony, rzeźnik okrwawiony, chirurg też. Czyściciel dołów kloacznych cuchnie. Kelner musi być przebiegły. Jeśli nie jest nim, biada mu. Czuję się zasmolonym, zakrwawionym, cuchnącym. Jestem przebiegły skoro żyję".
Odwoływał się w najcięższych chwilach do mocy wiary: "Dawno już nie błogosławiłem świata. Tej nocy próbowałem — zawiodło. Nie wiem nawet, czym pobłądziłem . . . Ojcze nasz, któryś jest w niebiosach . . . Modlitwę tę wyrzeźbiły głód i niedola. Chleba naszego daj nam dzisiaj ..."
Grudzień 1941 r.
Nadszedł grudzień 1941 roku. Zbliżało się trzecie wojenne Boże Narodzenie. Warszawa była sterroryzowana, wygłodzona i wymarźnięta, gdyż mieszkań prawie nie opalano. Ale przed takimi Świętami czyniła mimo wszystko zapobiegliwe przygotowania. Na ile kogo było stać. Wielu warszawiaków w tej świątecznej krzątaninie nie zapomniało o najnieszczęśliwszych, którzy, oznakowani gwiazdą Dawida, pędzili swój jeszcze straszliwszy żywot za murami getta. Niemal wszyscy należeli do tajnej organizacji wojskowej z myślą o wolnej Polsce. Postanowili też urządzić gwiazdkę dla sierot żydowskich, podopiecznych doktora Korczaka. Nie było to proste. Za każdą przemycaną do getta puszkę konserw, groziła śmierć. Wszystko zatem musiano przeprowadzić w największej konspiracji. Załadowanie puszek z żywnością i prezentami dla dzieci odbyło się w zakładzie ogrodniczym na dalekich peryferiach Mokotowa. Ładnie opakowane paczuszki, w których były pachnące świąteczne babki, dzieło wielu polskich matek, dzielących się świątecznym stołem z dziećmi, które nie miały rodziców, musiano przysypać cuchnącymi śmieciami, bo tylko "śmieciarka" — samochód przewożący śmiecie — miał prawo wstępu na teren get¬ta. Tym razem jednak uważano, żeby śmiecie były jak "najszlachetniejsze", to znaczy mniej cuchnące i zapachy nie przeszły na świąteczne smaczności.
Choinka
Śmieciarz, Józek Czapski, a w istocie żołnierz Armii Podziemnej, w drodze do getta ku zdenerwowaniu innych kazał zatrzymać samochód i ze swego domu wyniósł piękną choinkę. Ładując ją na śmieciarkę, mruczał do swych towarzyszy:
"A cóż to za Boże Narodzenie bez choinki? Swoim maluchom na pewno zdobyłeś już jakiś krzaczek! Niech mają i tamte dzieciaki uciechę, bo zbyt wiele zieleni tam nie ujrzysz". Po czym władował się na górę śmieci i trzymał w objęciach zielony krzak jak najdroższy skarb.
Na granicy getta żandarm niemiecki zbadał przepustki, choć śmieciarze i śmieciarka byli dla niego codziennym widokiem.
— Śmieci — zgadza się — rzekł Niemiec — ale co tu robi świeża choinka?
"To moja — odpowiedział szybko Józek. Nie łatwo było mija zdobyć. Uciechy
z niej będzie nielada".
Myśląc, że choinka przeznaczona jest dla jego dzieci, Niemiec podniósł szlaban i nawet rzucił śmieciarzom na pożegnanie życzenia:
— Wesołych świąt i dużo żarcia!
Zakład Janusza Korczaka przy ulicy Krochmalnej był cichy; ciche były dzieci-sieroty — mieszkańcy tego domu.
Stary doktor, lekko już przygarbiony, na widok niecodziennych gości, choć w przeddzień zapowiedzianych, z niezwykłym zaciekawieniem spoglądał na paczki, szybko składane we wskazanej salce. Na końcu, pyszny jak paw, szedł Józek ze swoją srebrzysta jodłą, którą natychmiast wstawił do zdobycznego wiadra. Ciągle zaciekawionemu Doktorowi śmieciarze przekazali życzenia polskich dzieci dla rówieśników żydowskich zza muru . . .
Życzenia
Dzieci wyrosły jak spod ziemi. Otoczyła ich spora gromadka, spoglądając z zachwytem na zapomniany dawno widok zielonego drzewka.
Ale cóż to za gwiazdka bez tradycyjnej kolędy? — rozochocił się jeden ze śmieciarzy i zaczął cicho nucić swoją melodię, a wtórowali mu zebrani.
"Chwała na wysokości, chwała na wysokości, a pokój na ziemi ..."
Wzruszenie Doktora nie miało granic. Dziękował łamiącym się głosem, tak niedawno jeszcze słyszanym na falach eteru, znanym głosem "Starego Doktora".
Każdego serdecznie ściskał, całując i życząc jasnej, dobrej przyszłości. Czas było wracać.
— Jeszcze chwileczkę! — rzekł Korczak, udając się do sąsiednich pomieszczeń.
Nie trwało to długo.
— Jeszcze raz wam dziękuje — ja i moje sieroty. Przekażcie moje słowa wdzięczności wszystkim dzieciom po tamtej stronie granicy — kończył, wkładając Teodorowi
do ręki kartkę papieru.
Tym razem samochód zabrał "prawdziwe" już śmieci ze śmietników i udał się do bramy getta, którą przejechał bez kłopotów. Teodor ukradkiem zaczął czytać kartkę papieru wręczoną mu przez starego człowieka.
". . . . Naród żydowski nigdy nie zapomni tego pełnego humanizmu i solidarni ności czynu, nigdy nie zapomni swoim braciom Polakom" — brzmiało zdanie pisane, widać to było, drżącą ze wzruszenia ręką.
Zagląda i nadzieja
Nikt z nich nie miał już więcej zobaczyć tej pięknej postaci. Dnia 5 sierpnia 1942 roku żandarmeria wpadła do domu sierot z ujadającymi psami, groźnie nastawionymi karabinami i wrzaskiem: "Wszyscy wychodzić!" W starego doktora coś wstąpiło. Wyprostowany jak świeca uciszył żandarmów. Powiedział, że on sam poprowadzi dzieci. Jako wychowawca kazał stanąć dzieciom czwórkami, w porządku. Starsze na końcu, małe na przodzie. On też szedł na przodzie, trzymając na ręku dwoje najmłodszych. Personel złożony z dziewięciu osób szedł na końcu. Kazał rozwinąć sztandar Domu: zielony sztandar nadziei i rośniecią z koniczynką — na szczęście. Ulice były puste. Szli przez kamienną Warszawę. Ci, którzy z daleka okien widzieli ten pochód, nierzadko dostawali szoku. Jeszcze nikt nie szedł tak na s'mierć.
Stąd odwieziono ich do Treblinki, do komór gazowych. Do samego żałosnego końca dzieci miały ojcowską opiekę Doktora Korczaka. Ale nie przeżył nikt, kto mógłby opowiedzieć, jak umierały dzieci i doktor Korczak z ostatnimi swoimi dziećmi. Może tylko ktoś z obsługi komór przeżył i milczy z przerażenia do dziś.
(Tadeusz Żychiewicz — "Żywoty")
Nie przygotował zagłady tych niewinnych dzieci Pan Bóg. Dokonała tego nienawiść zaślepionych ludzi. Pan Bóg przygotował Doktora Korczaka, by był dla tych dzieci kochającym ojcem i znakiem nadziei. Wszystkim przygotował dar wiecznego nieba. Nie poraził zbrodniarzy nagłą śmiercią. Zło nie ma przyszłości, bo tylko miłość jest twórcza. Świat doczekał się upadku Hitlera i Stalina. Bohaterski czyn doktora Korczaka nie zatrze się w pamięci ludzkiej. Narasta siła solidarności międzyludzkiej, chrześcijańskiej i przezwycięża zło i nienawiść dobrem. Boże Narodzenie zapoczątkowało nową erę cywilizacji chrześcijańskiej miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz