Radiowe przemówienie wygłoszone przez O. Korneliana Dende, OFMConv.
w ramach programu GODZINY RÓŻAŃCOWEJ O. JUSTYNA
22 kwiecień, 1990
CZY BÓG ZAPLANOWAŁ CIERPIENIE?
Witam Was Zacni Rodacy i Mile Rodaczki staropolskim Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Anatol France, (właściwe nazwisko: Francois Thibault 1844-1924) francuski pisarz z przełomu wieków powiedział: "historię wszystkich ludzi można by streścić w trzech słowach: narodzenie — cierpienie —- śmierć". Czas między narodzeniem i śmiercią zdaje się być wypełniony przez cierpienie. I na pewno większość z nas chętnie przyświadczy narzekaniom biblijnego Hioba, gdy pyta on dramatycznie: "życie człowieka czyż nie jest męczarnią" (Job 7, 1-4, 6-7)? I w dramatyczny sposób przedstawia sytuację Ewangelista: mówi, że "gdy przynoszono do Niego (to znaczy do Jezusa) wszystkich chorych . . . całe miasto zebrało się u drzwi" (Mk l, 32). Faktycznie Jezus uzdrawiał wielu cierpiących. Nie wiadomo czy uzdrawiał wszystkich, ale jeśli uzdrawiał — to czemuż w ogóle dopuszcza czy toleruje cier¬pienie? Trudno na to odpowiedzieć bez reszty; cierpienie jest tajemnicą i nikt go całkowicie nie wyjaśni. Można jednak i trzeba bodaj do pewnego stopnia pojąć jego sens. Będę usiłował dokonać tego w dzisiejszej pogadance zatytułowanej:
CZY BÓG ZAPLANOWAŁ CIERPIENIE?
Bóg — Miłość — nie stwarza człowieka dla cierpienia
Przede wszystkim: Bóg jest Miłością, i nie stworzył człowieka dla cierpienia. Umieścił go przecież w raju. Z chwilą jednak, kiedy człowiek podniósł bunt przeciw samemu Dobroczyńcy, cierpienie stało się nieodłącznym towarzyszem człowieka. Bo co sprawił ten pierwszy grzech: osłabienie rozumu i osłabienie woli. Rozum zaczai się mylić w rozróżnianiu między tym co dobre a tym co złe. Wola stała się skłonna do złego tak bardzo, że jak mówi święty Paweł: "Nie czynię dobra, którego chcę, ale czynię zło, którego nie chcę" (Rz 7, 19); tu jest źródło cierpienia: nie w Bogu, który chciał dobrze — ale w człowieku, który chciał po swojemu. A dlaczego wszyscy za to cierpią? Bo takie jest naturalne prawo dziedziczenia: rodzice przekazują nam swój charakter, swoje choroby, swoje skłonności dobre i złe. Pierwsi rodzice przekazali całej ludzkości tę skazę grzechu pierworodnego, to przyćmienie rozumu i to osłabienie woli. Dlatego człowiek popełnia głupstwa, za które płaci przez całe życie; popełnia łotrostwa, które unieszczęśliwiają bliźnich. Przypatrzmy się uważnie:
tyle nieszczęśliwych małżeństw, tyle żon cierpi, tyle serc krwawi — kto jest winien przynajmniej połowy tych dramatów? Ilu spośród młodzieży zastanawia się poważniej przed zawarciem małżeństwa?
Konkretna sytuacja
Opowiadał mi kiedyś starszy człowiek jego rodzinną sytuacje w Polsce. Górnik, o spracowanym obliczu, tak opowiadał. Proszę Ojca, jakie to dzisiaj obyczaje:
nieszczęście z moją córką! Wykształcona! Skończyła uniwersytet, magistrem jest,
profesorką gimnazjum jest. Postanowiła się wydać. Miesiąc jak poznała chłopaka,
miesiąc ze sobą chodzili — i już do ślubu! Odradzałem wszelkimi sposobami: córko,
bój się Boga, zaczekaj, nie znasz go. Ona mówi: coś ty zwariował, Tato? A co w
tym złego, że my się kochamy? Co ty wiesz o miłości? Tobie się coś pomieszało:
to nie ty się żenisz, to ja wychodzę za mąż i to jest moja rzecz. I zrobiła co chciała.
Ale już po miesiącu pokazało się, że to łajdak, a po dwóch latach nie dało się już
razem żyć. A że kuria rozwodu nie chce dać — to Pan Bóg winien, Kościół winien,
ojciec winien, teściowie winni, cały świat winien, że ona cierpi! Proszę: magistrem
jest, profesorką jest — a głupstwo na całe życie i cierpienie na całe życie. Któż chciał, żeby ona cierpiała?
A ile tragedii we wspólnych mieszkaniach! Ile tragedii ludzi, którzy przybyli do Ameryki czy Kanady bez zastanowienia się. Propozycja, dziwne zaproszenie, potem mieszkanie dzielone z wieloma nieznanymi osobami — jaka wielka tragedia moralna osoby, z czasem całej rodziny — nawet wielu rodzin! I znowu skargi: że to Pan Bóg może na taką krzywdę patrzeć! Przepraszam bardzo: czy to Pan Bóg karze żyć niemoralnie, sprzedawać siebie i swoje zasady, kraść, pić, nie pracować, cudze listy otwierać? I znowu wystarczy przyglądnąć się drugiej połowie ludzkich cierpień, aby dojść do wniosku, że nie Bóg, "ale ludzie ludziom zgotowali ten los"!
Cierpienie karą za grzech
Oczywiście, można spojrzeć na cierpienie jako na karę za swoje własne, osobiste grzechy. Działa tu pewna żelazna logika. W każdym grzechu człowiek wyciąga rękę po coś obcego, co nie jest jego własnością, do czego nie ma prawa — po chwałę Bożą, po imię bliźniego, po jego własność, po przyjemność poza Boskim i ludzkim prawem. I wtedy przychodzi cierpienie, które zabiera grzesznikowi coś, co jest jego, jego zdrowie, jego dobytek, jego spokój. W ten sposób cierpienie jest po prostu jakby wyrównaniem, naprawieniem naruszonej harmonii. Święty Grzegorz Wielki mówi, że "kara otwiera oczy, które zamknęła wina".
Bóg — Miłość — a dopuszczenie cierpienia
Może ktoś powiedzieć: Ale przecież Bóg wiedział, że za grzech jednego człowieka będą cierpieć całe pokolenia, pokolenia nawet szlachetnych ludzi i niewinnych dzieci. Jeżeli Bóg jest Miłością — dlaczego do tego dopuścił?
Właśnie tego nie wiem. Ale wiem, że Bóg jest nie tylko Miłością, ale i Mądrością. A Mądrość Boża nie jest w tym, że Pan Bóg łapie człowieka za rękę i woła: zostaw to! Dał Pan Bóg człowiekowi wolną wolę — i jej mu nie odbiera.
Niech człowiek robi co chce. Ani też nie ma Bóg obowiązku na każdym kroku ratować
nas cudownie od skutków naszej głupoty i naszego grzechu. Ale Mądrość Boża jest
w tym, że Pan Bóg potrafi nawet głupotę i złość wykorzystać dla dobrego celu, że
Pan Bóg nawet zło i cierpienie potrafi obrócić na dobro.
A jasna rzecz, że Panu Bogu chodzi przede wszystkim o dobro duszy. A dla duszy cierpienie jest jak dłuto, które rzeźbi; jak ogień, który oczyszcza; jak lancet chirurga, który odcina to, co zagraża zdrowiu. Dłuto, ogień, lancet — to są narzędzia bolesne, ale narzędzia te są konieczne dla ukształtowania człowieka.
Cierpienie zbliża do Boga
Bywa tak, że cierpienie otwiera człowiekowi oczy na Boga i na wyższe wartości. Może wtenczas, kiedy miałaś męża, pieniądze, przyjaciół — Pan Bóg nie był ci potrzebny. Może trzeba było to wszystko stracić — żeby znaleźć Boga. Może nie spotkaliby się z Chrystusem ci wszyscy, którzy owego, pamiętnego wieczoru zgromadzili się w Kafarnaum u Jego drzwi. Może nie mógłby święty Piotr oznajmić: "wszyscy Cię szukają". Oczywiście, nie zawsze tak jest. Wiadomo, że w Oświęcimiu jedni znajdowali Boga — ale drudzy Go tracili. Można to wytłumaczyć tak: w każdym człowieku jest coś ze słomy i coś ze złota; a cierpienie jest jak ogień, który spala słomę a oczyszcza złoto. Jeżeli człowiek pozwala się cierpieniu złamać, zniszczyć swoją wiarę, swoją nadzieje, swoją miłość — to może dlatego, że była w nim przewaga "słomy". A jeżeli człowiek wychodzi z cierpienia lepszy — to znaczy, że okazał się złotem, które w ogniu zostało doświadczone, oczyszczone, zahartowane. A wiec cierpienie otwiera też człowiekowi oczy na samego siebie, jest najbardziej miarodajnym egzaminem dla charakteru, pozwala człowiekowi poznać, kim on jest.
Gdy Chrystus nazajutrz odszedł z Kafarnaum, przybyli za nim uczniowie wołając: "wszyscy Cię szukają" (Mk l, 37). Możliwe, że szukali Go ci, którym jeszcze coś dolegało. Lecz Chrystus wskazuje, że są rzeczy ważniejsze niż fizyczne dolegliwości: "Pójdźmy ... do sąsiednich miejscowości, żebym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem" (Mk l, 38). A wiec nie na to przede wszystkim, aby ludzi uwolnić od cierpienia; przeciwnie nawet: miał nam Chrystus objawić zbawczą role cierpienia.
Praktyczne rozwiązanie problemu
Właśnie: patrząc na ołtarz i na ofiarę Jezusa Chrystusa, musimy sobie uprzytomnić jeszcze jedną prawdę — może dla nas, chrześcijan, najważniejszą. Odkupienie człowieka dokonało się nie inaczej, ale przez krzyż, przez cierpienie. W to dzieło odkupienia własnej duszy każdy z nas winien się włączyć osobiście i podzielić z Chrystusem Jego krzyż i cierpienie. W tym świetle cierpienie przestaje być dla nas karą czy przekleństwem — a staje się zaszczytna współofiarą z Jezusem Chrystusem.
Oczywiście, wolno nam się od cierpienia wzbraniać — ale nie inaczej niż wzbraniał się od niego sam Chrystus: "Ojcze, jeżeli można, niech odejdzie ode mnie ten kielich . . . Wszakże nie jako ja chce, ale jak chcesz Ty" (Mk 14, 36). Jeżeli Bóg oceni, że to cierpienie więcej szkody nam przynosi niż pożytku — uwolni nas od niego, jak uwolnił teściową Piotra, i jak uwalniał innych. A jeżeli uzna, że to cierpienie jest koniecznym dla nas dłutem, ogniem, lancetem, to daremny będzie nasz opór. Wśród wielu cierpiących w Kafarnaum byli na pewno i tacy. których uzdrowić Chrystus nie uznał za potrzebne. W swojej miłości i w swojej mądrości gotów nas Chrystus zaprowadzić ze sobą poprzez upokorzenia, prześladowania aż na krzyż — abyśmy razem z Nim dokonali dzieła naszego zbawienia.
(x. T.Z.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz