Witam Was zacni Rodacy i miłe Rodaczki słowami: Niech będzie oochwalony Jezus Chrystus!
Niedziela Palmowa! Dzień tryumfalny wjazdu Chrystusa do miasta świętego. Radość ludu Izraelskiego. Wszystko jednak chwilowe i przejściowe. A potem? Zdrada, opuszczenie, cierpienia. W końcu długa i bolesna droga krzyżowa, z trzema krzyżami na Kalwarii. Wśród płaczów maleńkiej gromadki wiernych i wśród ogólnego oburzenia natury, na wysokim i twardym drzewie krzyża, w piąty dzień po uroczystym wjeździe przez bramę miasta, wśród dzikich okrzyków żołdaków, konał znienawidzony przez ludzi, i pozornie nawet od Boga opuszczony — Zbawiciel Chrystus! Trudno umysłom ludzkim zrozumieć wyroki niebios. Zrozumieć więc nie mogą, dlaczego dla Stwórcy i Pana świata, nigdy nie było miejsca. Powtarzam raz jeszcze — nigdy. Gdy bowiem miał przyjść na świat, chociaż od tysięcy lat z upragnieniem oczekiwany, świat Go nie poznał. Gdy "przyszedł do swej własności, swoi Go nie poznali!" Nie było nawet dla Niego miejsca w mieście. Szopa Betlejemska o tym świadczy! Szedł przez życie, ucząc i czyniąc, śledzony na każdym kroku: ścigany podejrzewaniami prostaków i uczonych, nie mając spokoju i odpoczynku. "Lisy maja jamy i ptaki niebieskie gniazda, a Syn człowieczy nie ma gdzie by głowę skłonił!" Nawet nie było w mieście miejsca, aby umrzeć. Wywiedli Go na miejsce, które zowią Trupią głową i tam Go ukrzyżowali! Szopka, życie wśród prześladowania, krzyż kalwaryjski. Wtenczas świat nie chciał poznać i znać Chrystusa. Dziś po dwudziestu wiekach, ludzie nie chcą znać Zbawiciela, nie chcą Go przyjąć do dusz, serc i sumień swoich! Nie ma dla Niego miejsca w domach, w życiu społecznym. Jezus może być w szopie wśród bydląt; może być na krzyżu wśród łotrów; i może nawet być w niebie wśród aniołów, ale zawsze daleko od nas! Zresztą mamy własny rozum, mamy naukę i wykształcenie, jesteśmy ludźmi cywilizacji i kultury, damy sobie bardzo dobrą radę! Co ma Jezus w sprawie życia codziennego? Co ma do kupca, adwokata, robotnika? Nie Jego sprawa być obecnym w czasie targowania i umów pomiędzy pracodawcami i robotnikami! Słuchać Chrystusa, Jego nauki i zasad, kiedy mamy fachowych organizatorów i biegłych przewodników, którzy dbają o nas i o dobro nasze! Chrystus nam głosił, że musimy oddawać Bogu co jest Boskiego, a cesarzowi co jest cesarskiego! Niech Jezus zostanie w szopie - niech zostanie na krzyżu — niech mieszka w niebie! Nam niech daje spokój, niech się nie miesza do spraw naszych. To samo głoszą kapitaliści, mocarze finansów międzynarodowych, politycy sławy światowej, dyplomaci; co powtarza świat cały bez wyjątku. Szopa, krzyż i niebo, to może być Chrystusa, ale świat, ludzie, życie ludzkie? Nie, nigdy! "Pana nie znamy, i Jemu służyć nie chcemy i nie będziemy!" Ludzie nie tylko Chrystusa odrzucili ale i wyrzucili. Rozpatrzcie się więc dziś po świecie! Zamiast jaśniejących promieni błogosławiącego Chrystusa, widzimy kolosy wodne, uzbrojone w paszcze armatnie; stalowe wieloryby podwodne, opatrzone w torpedy; w powietrzu nad państwami krążą olbrzymie mewy, gotowe zarzucić sąsiadów bombami dynamitów, gazów i kul; nad granicami państw olbrzymie armie, gotowe to ataku. W krajach i państwach czy może lepiej? Można dać tylko jedną szczerą, krótką odpowiedź: Nie, stanowczo nie! — Teraz do mowy:
OD PALM DO KRZYŻA
Stańmy obok giównej bramy, przez którą wchodzi się do miasta świętego, Jeruzalem! Zbliża się bowiem jakiś pochód czyli procesja. Na przedzie na oślicy, obok której skacze oślę, jedzie osoba, widocznie znana i znaczna, bo jedni wyścielają drogę własnymi płaszczami, drudzy obcinają gałązki z drzew i rzucają na drogę. "A rzesze, idące naprzód, i z tylu, wołają mówiąc: Hosanna Synowi Dawidowemu! Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie. Hosanna na wysokości! A gdy wjechał do Jeruzalem, poruszyło się całe miasto, mówiąc: Któż to jest? A lud mówił: Ten jest Jezus, prorok z Nazaretu Galilejskiego! W tak krótkich słowach, Ewangelista opisuje wjazd tryumfalny Chrystusa do Jeruzalem. — Niezawodnie w tym pochodzie znajdowało się sporo z tych, którzy niejednokrotnie byli świadkami cudów zdziałanych przez Zbawiciela; kto wie czy nie byli i tacy którzy osobiście doznali dobrodziejstw Chrystusowych! W międzyczasie, najwyżsi kapłani i doktorzy szukali, jak by Go zdradą pojmać i zabić. Poszedł do nich Judasz Iskariot, jeden z dwunastu i ofiarował im się za pieniądze wydać Go w ich ręce. Szukał tylko sposobności. Chrystus zaś odprawił Paschę z uczniami swoimi, w czasie której ustanawił Najśw. Sakrament, po czym wyszedł do Getsemani, aby się modlić. W czasie modlitwy widział ogrom swej męki. Smutek i strach, wnet zamienił się w krwawy pot. Z ust Zbawiciela padły te gorzkie słowa użalenia: "Ojcze mój, jeśli może to być, niech odejdzie ode mnie ten kielich; wszakże nie jako Ja chcę, ale jako Ty." Nadeszła chwila zdrady. Uczeń sprzedawczyk już się zbliżał. Szedł na czele zgrai najmitów uzbrojonych. "Bądź pozdrowion, Rabbi, i pocałował Go." W zamian usłyszał tę krótką, ale zarazem straszną wymówkę: "Przyjacielu! na coś przyszedł?" Jak pierwszego lepszego zbrodniarza i zbójcę, prowadzą do Kajfasza, który w otoczeniu przednich i starszych oczekiwał Chrystusa. "Winien jest śmierci" zawyrokowali! Zaczęli plwać na oblicze Jego i bić Go pięściami, a inni policzki w twarz mu dawali, mówiąc: Prorokuj nam, Chryste! kto Cię uderzył? — Tu też upadł Piotr i gorzko zapłakał! Tu też zdrajca Judasz, porzuciwszy srebrniki w kościele, odszedł i powiesił się! Dla pewności, zaprowadzili Chrystusa do starosty Piłata, który dla uspokojenia swego sumienia, dał Żydom do wyboru pomiędzy Barabaszem a Jezusem. I złośliwie przewrotni żądali wolności dla zbrodniarza, a śmierci krzyżowej dla Chrystusa. I wystraszony Piłat, oddał niewinnego w ręce pospólstwa. Żołnierze "zdjąwszy zeń szaty, włożyli nań płaszcz szkarłatny. I uplótłszy koronę z ciernia, włożyli na głowę Jego, i trzcinę w prawicę Jego. A kłaniając się przed Nim, naigrawali Go, mówiąc: Bądź pozdrowiony królu Żydowski!" Grzbiet i barki Chrystusa już były zbite i poszarpane na miazgę, z której obficie sączyła się krew. Na te barki oprawcy wtłoczyli ciężki krzyż około 18 stóp długi. Czy dziwić się nam trzeba, że pod tym nieznośnym ciężarem, w bolesnym pochodzie na górę Trupiej Głowy, Chrystus padł trzykrotnie? Większą jednak boleść musiał Zbawiciel odczuć przy spotkaniu się z Matką swoją. Jakiego zaś Jezusa ujrzała Matka Bolejąca? Oblicze zeszpecone plwocinami ust obrzydłych brutali oprawców; policzek skrwawiony ciężką rękawicą żołdaka zapalczywego; barki poszarpane w strzępy, podtrzymywające krzyż nieociosany; głowa ozdobiona kolcami korony cierniowej; oczy przyćmione potem, łzami i krwią! "Widzieliśmy Go, a nie było na co spojrzeć; a jakoby zasłoniona twarz Jego i wzgardzona!" Pomijam szczegóły o Szymonie Cyrenejczyku, o miłosiernym uczynku Św. Weroniki, i o zdzieraniu szat wełnianych, przy czym oprawcy zdzierali i kawałki ciała! Zbawiciel stoi nad krzyżem. Z wszech stron obrzucają Go pośmiewiskami, urąganiami i przekleństwami. Stoi opuszczony i smutny. Żołnierze rzucają Go na krzyż, przemocą dociągają ręce i nogi do otworów, przymocowują powrozami do ramion krzyża. Podnosi się młot, nad gwoździem przy dłoni boleśnie skurczonej i pada raz, dwa, trzy. Kości pękają, a krew Chrystusa strumieniem tryska z przedziurawionej dłoni; powtarza się ta sama scena przy lewej ręce i przy nogach! Wreszcie podnoszą krzyż, wśród plugawych przekleństw i ohydnego bluźnierstwa i spuszczają do głębokiego dołu! Nowe boleści. Krzyż się zachwiał, a głęboki i bolesny jęk wyrwał się z
piersi Chrystusa i świeży strumień krwi wytrysnął z powiększonych ran rąk i nóg! Otwierają się zsiniałe usta Zbawiciela. Posłuchajcie: "Boże mój, Boże mój, czemuś mię opuścił." Na te trwożliwą modlitwę, odpowiedział złośliwy wrzask pospólstwa: "Inszych zachował, sam siebie zachować nie może. Jeśli jest król Izraelski, niech teraz zstąpi z krzyża, a uwierzymy Mu. Hej, co rozwalasz kościół Boży, a za trzy dni go zasię budujesz, zachowaj sam siebie. Jeśliś Syn Boży, zstąp z krzyża!" Po prawicy i lewicy Zbawiciela, stały dwa krzyże. Jeden z łotrów urągał Chrystusowi, drugi zaś mówił: "My godną za uczynki zapłatę odnosimy; lecz Ten nic złego nie uczynił." I rzekł do Jezusa: "Panie, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do królestwa twego." A Jezus mu rzekł: "Zaprawdę, mówię tobie: dziś ze mną będziesz w raju." A około godziny szóstej nastały ciemności po całej ziemi aż do godziny dziewiątej, i zaćmiio się słońce, a zasłona kościelna rozdarła się w pól. A Jezus zawoławszy głosem wielkim, rzekł: Ojcze! w ręce twoje polecam ducha mojego. A to rzekłszy, skonał. A rotmistrz widząc co się działo, pochwalił Boga, mówiąc: Prawdziwie, ten człowiek był sprawiedliwy. I cała rzesza, tych, którzy zeszli się byli na to widowisko, i widzieli, co się działo, wracała bijąc się w piersi."
— Naumyślnie przesuwałem przed waszymi oczami te, a nie inne obrazki i szczegóły z męki Pańskiej, ponieważ mam kilka śmiałych pytań, które natarczywie rzucam wam, a które domagają się stanowczej odpowiedzi! Stoi przed nami postać chytrego, chciwego, zdradzieckiego ucznia. Judasza z workiem. Czego on się nie dopuścił z przywiązania i miłości do pieniędzy? Zaprzedał samego Zbawiciela. Zwróć teraz oczy twoje na własne życie. Czyś i ty może go nie naśladował? Nie robię zarzutu, tylko stawiam pytanie! Nie? To dobrze, lecz proszę cię, zajrzyj tylko w twe sumienie. Czy może nie wysprzedałeś Jezusa za posadę, za karierę, za majątek, za wygodę, za zachciankę, za pochwałę, za sławę? Czy może nie powiedziałeś światu: Oddam ci mego Stwórcę i Zbawiciela, za to lub owo? Ilu poszło śladami Judasza, i jak Judasz skończyli? Zapamiętaj to sobie dobrze, ponieważ życie jest krótkie, czas i miejsce śmierci, niepewne i nieznane! Możesz napawać twą duszę majątkiem, możesz ją karmić zabawami i rozkoszami, możesz zalewać twe sumienie, przyjdzie czas i chwila, nie wiem, czy we dnie czy w nocy, wiem tylko że przyjdzie, kiedy sumienie odezwie się głośniej od dzwonów na Wawelu, uderzy w cię gromem zarzutów i wyrzutów, jak nowoczesnemu Judaszowi, i krzyknie: Cóż żeś zrobił z Chrystusem? Anioł ciemności szepnie ci, jak by był twoim największym i najdbalszym opiekunem i dobroczyńcą: Nie warto dalej żyć. Życie jest bez celu. Masz powróz, tam jest pigułka, trucizna, rewolwer, lepiej raz to zakończyć! Nie bądź tchórzem! Co wtenczas zrobisz? Przypomnij i pamiętaj, jak skończył Judasz! — Tu stoi postać chwiejnego Piotra, który aż trzykrotnie, pod wpływem obawy ludzi i ludzkiej opinii zaparł się swego Mistrza Boskiego! Zapomniał się chwilowo i osłabł w swych obietnicach. Kiedy jednak Chrystus rzucił mu spojrzenie pełne przypomnienia i wyrzutów, uczeń oprzytomniał i opuścił pałac starosty, "płacząc rzewliwie"! Znów rzucam ci pytanie: Czy może i ty nie byłeś kiedy uczniem zaprzańcem? Nie? A czym byłeś, kiedy przy piątku, w fabryce, warsztacie lub biurze, zajadałeś potrawy postne, a który z współpracowników, zaczął ci dokuczać, docinać i wyśmiewać się, że jeszcze jesteś takim zacofańcem, że księżom wierzysz i przepisy Kościoła zachowujesz. Czy żeś może dla uniknięcia szyderstw, tych postów nie zaniechał? Kiedy pytano ci się, czy jeszcze do Kościoła chodzisz, spowiadasz się, i pacierze odmawiasz? Powiedziałeś im prawdę, że uczniem Chrystusa jesteś, czy zaparłeś się? Jeśli zaś, ten Chrystus rzucił na ciebie swój wzrok, kiedy zesłał na ciebie jakieś cierpienie, abyś się opamiętał, i złożył cię chorobą, zabrał ci dziecko najdroższe, albo żonę ukochaną, czyś przynajmniej wtenczas zbudził się? Czyś przyznał się do winy? Czyś sobie zapłakał i czyś do Chrystusa powrócił? Judasz zawinił, ale w winie się uparł, i z własnej ręki zginął. Piotr też upadł, ale swój błąd poznał, zapłakał i się nawrócił. Dziś Judasz jest w pogardzie. Piotr jest wychwalany. Judasz skończył na drzewie. Piotr spoczywa pod kopułą największej i najsławniejszej bazyliki na świecie, a miliony wierzących wspominają Jego imię z czcią i uwielbieniem! Upaść i zgrzeszyć, to ludzka słabość, na którą Bóg ma wzgląd i przebaczy, jeśli wstaniemy, żałujemy i się poprawiamy. Biada nam jednak jeśli w złośliwości się uprzemy i w niej trwać będziemy. — Stańmy teraz obok trzech krzyży na Kalwarii. W pośrodku, wśród mąk i cierpień, których żadne pióro ludzkie opisać nie zdoła, umiera ze sprawiedliwych najsprawiedliwszy, bo Syn Boży. Po Jego prawicy, kona zbrodniarz, nowo nawrócony. Umiera usprawiedliwiony. Bo przyznał się do winy. Drugi po lewicy, kona z bluźnierstwem na ustach! Obaj grzesznicy, obaj zbrodniarze, obaj umierający obok Chrystusa. Znów rzucam pytanie: ty jak, gdzie, kiedy umrzesz? Nie pytaj się mnie, bo odpowiem ci szczerze, że ja nie wiem! Może ty wiesz? Przynajmniej mi się tak wydaje. Proszę cię, posłuchaj łaskawie: "Ciężko zachorował ojciec setnika, który stał u stóp krzyża, gdy Jezus umierał wśród strasznych mąk i udręczeń. Około chorego zebrali się sąsiedzi i niektórzy żołnierze z oddziału Setnika.
Ale nikt nie potrafił ukoić okropnych boleści ciała; duszy konającego. W mrocznym pokoju słabo tylko oświeconym drgającym płomykiem lampki, wszyscy obstąpili łoże i bezradnie, z przerażeniem słuchali rzężenia starca. — Uspokój się, mężu! — pocieszała żona konającego. — Zobaczysz, że do rana ból przejdzie! A potem nasz dobry syn postara się, aby kogo wysłano do miasta, a w domu bogowie przyjdą nam z pomocą! — Nasi bogowie? — westchnął starzec. Nie ma Boga! Ani w Rzymie, ani tu, ani nigdzie! Przecież gdyby był, zlitowałby się nade mną! Ale nie ma Go, nie ma! Nie ma nic, tylko straszna śmierć, ona jedna istnieje! — Ojcze, błagał setnik — grzeszysz tak mówiąc! Odkąd słyszałem Jego naukę i tam, w ów pamiętny dzień stałem pod krzyżem, wierzę w Boga i wyznaję, że Ten jest Synem Bożym, którego ukrzyżowano! I gdybyś serce zwrócił do Niego, On by ci napewno dopomógł! — Milcz! — buntował się starzec — nie praw mi żadnych morałów! Dlatego, żem stary i z konieczności zdany na twój chleb łaskawy, dlatego na takie obejście jestem narażony, postępujesz, jak z dzieckiem! Gardzę tobą, gardzę twym głupim Bogiem! Idź, wynoś się, niech cię nie widzę! Setnik, aby od zmysłów odchodzącego ojca jeszcze bardziej nie rozdrażnić, na skutek łagodnych nalegań zatroskanej matki, odstąpił pełen smutku od łóżka, cicho wyszedł z domu i usiadł przed drzwiami na kamiennej ławie. Nad ziemią zawisła piękna gwiaździsta, wiosenna noc. Cisza zapadła nad całą, śpiącą Jerozolima; spali w spokoju książęta kapłańscy, faryzeusze i
wszyscy, którzy byli przekonani, że ukrzyżowany Jezus rzeczywiście umarł. Snem sprawiedliwych w pokoju spali wierni, którzy wiedzieli o tym, że On zmartwychwstanie, bo przecież powiedział uczniom: "Gdy zmartwychwstanę, uprzedzę was do Galilei!" Od czasu do czasu dochodziły z domu straszne jęki walczącego ze śmiercią ojca, przerywając wielką ciszę nocną. —
Syn Boży? — Ja kto, kiedy Boga niema! Zmartwychwstanie? — Głupie gadanie! Ach, w głowie czuje żar i ogień, jak by mi
gruchotano ostrymi kamieniami kości! Gdzież się ukrył cudotwórczy Syn waszego Boga? Dlaczego nie wybawi mnie od
strasznej śmierci? Setnik zakrył twarz rękoma i od tych bluźnierstw, prawie zdrętwiały, siedział nieruchomo na ławie przed domem. Zwolna jednak serce jego napełniło się jakimś łagodnym, ciepłem uczuciem, podniósł oczy i ujrzał nagle przed sobą Jezusa! — Przyszedłem to twego ojca - mówił łagodnie Odkupiciel — zaprowadź mnie! Setnik pełen nabożnej radości i
szczęścia, wprowadził Jezusa do pokoju. Ci, którzy tam byli,
ze zdumienia i trwogi tchu chwycić nie mogli, gdy zobaczyli
wstępującego miedzy nich cudotwórczego i zmartwychwstałego Syna Boga, otoczonego jakimś płomiennym, niebiańskim blaskiem. Jezus dążył prosto do łóżka chorego i łagodnie dał znak ręka, aby wszyscy wyszli z domu, zostawiając Go samego z rzucającym się niespokojnie starcem. Wszyscy, którzy byli koło chorego, patrzyli rozwartymi oczami; wyszli cicho z rozjaśnionego pokoju, oglądając się za siebie i stanęli na dworze przed domem. Z początku stali cicho, głęboko zatopieni w myślach, nikt słowa nie przemówił, a nawet z wewnątrz nie dochodził żaden odgłos. W małej gromadce wiernych ozwał się tylko szept jednego z sąsiadów: — Zobaczycie, Jezus zrobi cud! I ojciec setnika, powróci zdrowo do Rzymu, będzie mógł złożyć świadectwo, że Syn Boży rzeczywiście zmartwychwstał! — Mój brat służy w Kafarnaum — mówił jakiś żołnierz — Jezus wyleczył go, choć już prawie był nieżywy. — Ach, mówił po cichu jakiś starzec —- nie tylko chorych cudownie uzdrawiał, ale i wskrzeszał umarłych! Widziałem Go właśnie, gdy z okolicy Gadara powracał do Galilei; a gdy wychodził z łodzi, do nóg Jego padł Jair, prosząc aby wstąpił do domu, bo jego jedyna córka kona. Jezus wzruszył się i skierował do jego domu, a za nim poszliśmy wszyscy, cały lud. Ale zaledwie uszliśmy parę kroków, wyszedł naprzeciw z domu Jaira, człowiek, który rzekł: "Córka twa umarła, nie trudź Mistrza!" A Jezus usłyszawszy to rzekł Jairowi: "Nie bój się! Wierz tylko, a będzie zdrowa!" I szedł dalej, a przybywszy na miejsce, wszedł do domu wraz z Piotrem, Jakubem i Janem. Jair i jego żona głośno płakali; Jezus zaś powiedział: "Nie płaczcie, albowiem nie umarła dzieweczka, tylko śpi!" Potem wyprawił wszystkich z domu, a ująwszy rękę dzieweczki zawołał głosem wielkim: "Dzieweczko, tobie mówię wstań!" I powróciła jej dusza i wstała, która była umarła! Widziałem własnymi oczyma jak dzieweczka wyszła i siadła przed domem. Zaledwie skończył starzec swoje opowiadanie, otworzyły się drzwi domu setnika, wyszedł Jezus; łagodnie witając małą, nabożną gromadkę wiernych, padających na kolana, minął ich cicho, promienny i wspaniały, jak duch — i szedł po drodze ku Galilei . . . Kiedy Jezus w dali znikł im z oczu, ocknęli się wierni i wrócili wszyscy do domu, aby zobaczyć dokonany cud! Ojciec zaś setnika bez ruchu, prawie martwy leżał na łóżku, słabo oddychając. W głęboko zapadłych oczach żarzyła się zaledwie iskra życia. — Pomógł ci - prawda? — Zapytał setnik ojca. — Ach, pomógł! — szepnął starzec; usiadł tu na krawędzi łóżka mego, przebitą gwoździem prawą ręką dotknął mego serca, łagodnymi oczyma spojrzał w moje oczy i powiedział mi, abym kiedy przywoła mnie Pan do Siebie złożył ręce na piersi do modlitwy i z myślą o Nim, mówił to, co On na krzyżu: "Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mego." — I zaledwie zdołał złożyć ręce na piersi i wypowiedzieć te słowa, westchnął i cicho skonał . . .
Oczekujący cudu sąsiedzi i żołnierze, ze zmieszaniem patrzyli to na zmarłego, to po sobie, szepcząc: — Jak to? Człowiek ten umarł rzeczywiście, a Jezus nie uczynił cudu? Setnik zaś, gdy posłyszał, co między sobą szeptali, rzekł głośno: — Zaiste, mówię wam, że to jest Jego największy cud, albowiem człowieka, który powstał z tchnienia Bożego, nauczył, jak godnie i w pokoju umierać!"
Człowiecze mój drogi, mało mnie obchodzi czyś ty uczony, czy też prostak; nie pytam się, ponieważ też nie dbam, jaki jest twój stan, albo twoje powołanie, ale w dniu dzisiejszym, przerzuć się wyobraźnią i myślami na daleką Trupią Górę, za murami miasta świętego! Wlep twój wzrok w te trzy krzyże! Widzisz, czym jest człowiek w oczach Boga? Nie chcesz zrozumieć twego znaczenia, szlachetności i powołania? Spojrzyj na krzyż w pośrodku stojący! Na nim Chrystus, rozpostarty pomiędzy niebem i ziemią. Za ciebie, za mnie, za dusze ludzkie, za świat cały. Ucz się żyć godnie, szlachetnie, jak rozumna istota Boża, a kiedy przyjdzie śmierć, przyjmiesz ją godnie i spokojnie, ze słowami Chrystusowymi: "Ojcze, w ręce twoje oddaję ducha mego!" — Spojrzyj teraz na krzyż po prawicy. Na nim kona grzesznik, ale grzesznik skruszony, o miłosierdzie proszący! — Grzeszyłeś? Nawróć się, ale teraz. Nie odkładaj, nie zwlekaj. Idź do Spowiedzi świętej, w tym tygodniu. Chrystus przebaczy, zapomni, pobłogosławi. W końcu skieruj wzrok twój na krzyż po lewicy; na nim umiera łotr w zatwardziałości serca! Okropna to śmierć! Chcesz uniknąć losu podobnego? Często przypominaj sobie przeszłość! Wykorzystaj łaski dzisiejsze! Dbaj o przyszłość! Nie zapominaj twych obowiązków. Pamiętaj, że dla każdego z nas, kiedyś skończy się godzina miłosierdzia, a rozpocznie się czas sprawiedliwości!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz