Witam Was zacni Rodacy i miłe Rodaczki słowami: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
W ubiegłą niedzielę starałem się wam odmalować odrażającą postać pijaka, jego nierozumne i samobójcze postępowanie, oraz upokarzający i poniżający koniec. Chciałem w słuchaczkach i słuchaczach wzbudzić wstręt do nałogu, który rujnuje zdrowie, niszczy dobrobyt, rozrywa zgodę i pokój, trzaska pożycie rodzinne, podkopuje podwaliny społeczeństwa, szerzy rozmaite choróbska, nędze i niedostatki. Pijak to Judasz, który zdradza Boga, siebie, żonę i dzieci! W dodatku, podły i nikczemny Judasz, ponieważ za kieliszek i butelkę zaprzedaje nie tylko własną duszę i ciaio, ale frymarczy duszami i ciałami bliskich swoich, nad którymi Bóg polecił mu pieczę, mówiąc: "Weżmij te dzieci, a wychowaj mi. Ja tobie dam twą zapłatę!" Jaką zapłatę? "Twą zapłatę!" To znaczy na jaką sobie zasłużysz! Na jaką zaś zapłatę zasłużyć może sobie ojciec-pijak nałogowy? Ten, który zamiast przynieść pejdę do domu, oddać żonie na chleb i mleko, na trzewiczki i ubiór dla dzieci, na opał i rentę — leje to wszystko przez wielbłądową gardziel do saharowego żołądka, a powracając do domu niepewnym krokiem, z dziko roziskrzonemi oczyma, z pianą na ustach, sypie bluźnierstwa, pluje przekleństwa i zieje zgorszenia, jak rozpalony i rozhukany wulkan? Raz jeszcze pytam się: jakiej nagrody może sprawiedliwie spodziewać się taki nałogowy pijak, mąż i niestety ojciec niegodny? Człowiecze drogi! Chociaż w tej chwili może trzymasz w ręku kieliszek i podnosisz go do ust, wstrzymaj się, bo tam na ścianie, obok ciebie, jakaś niewidzialna ręka kreśli jakieś tajemnicze słowa. To twój wyrok. Niechybny i zgubny. Czytaj go. Oto: "nędza, niedołęstwo fizyczne i moralne, cierpienie, choroba, śmierć!" Nie dziw się, tylko bój się! Niech ta bojaźń wstrzyma cię od dalszego upodlania się! O twoje opamiętanie modli się twoja matka staruszka; o to błaga Boga twoja zacna i bogobojna żona; o to proszą Stwórcę twoje dzieci niewinne, przez ciebie zaniedbane i opuszczone! Wszyscy wołają do Boga: Boże daj nam ojca trzeźwego, wstrzemięźliwego, dbałego, kochającego! — Jeśli pijak przedstawia obraz ciemny i smutny, co mam mówić o żonie i matce, która przez nadużywanie w piciu traci godność niewieścią i ściąga się do rynsztoków ulicznych? Widok pijanej kobiety napawa człowieka nie tyle obrzydzeniem, jak politowaniem i żalem, że ta, która powinna stać na ołtarzu, jako świecznik siedmioramienny cnoty i szlachetności, poniżyła swą godność niewieścią, aż do utraty przytomności! — Niestety, dziś kobieta tak starsza jak młodsza idzie za modą; patrzy na życie oczyma przyćmionymi zasadami jakiegoś nierozumnego postępu. Równouprawnienie, źle pojęte, nadało jej cechy męskie. Obrabowało ją z cnót niewiasty chrześcijańskiej, a oblepiło ją wadami i nałogami chłopskimi. Zresztą wysłuchajcie moich skarg i użaleń w dzisiejszej
mowie:
CZY TO MATKA-CHRZEŚCIJANKA?
Historia uczy nas, że w czasach przedchrystusowych znaczenie kobiety spadło poniżej zera. Kobieta była wszystkim, tylko nie istotą ludzką. Służyła za igraszkę; uważana była za zabawkę; traktowano ją jak niewolnicę; uważano ją za istotę bez rozumu, bez zalet, bez żadnych uczuć szlachetnych. Zresztą nie potrzeba nam sięgać do czasów przedchrystusowych i szperać w historii starożytnej. Wystarczy rzucić okiem na kraje pogańskie naszego wieku. Tam po dziś dzień mężczyzna jest panem, kobieta zaś po prostu bydlęciem! Handlują nią, kupują i sprzedają za kilka dolarów, lub zamieniają ją za owce lub kozy! Chrześcijaństwo wzięło kobietę, podniosło ją z ulicy, ze śmietniska, z drogi krzyżowej, i nie tylko zrównało ją z mężczyzną, lecz wystawiło jej ołtarz. Chrześcijaństwo umieściło ją na tym ołtarzu. Otoczyło ją aureolą szacunku, czci, uwielbienia i chwały. Tylko wtenczas świat rozpoczął uznawać szlachetność, powołanie, poświęcenie i ofiarność kobiety każdej, szczególnie zaś żony i matki! Stała się ona towarzyszką, pomocniczką, współpracowniczką mężczyzny. Zamieniła się w strażniczkę ogniska domowego i w widzialnego anioła stróża szczęścia rodzinnego. Poganie zdumiewali się na widok tej zmiany. Podziwiali kobietę chrześcijankę. Św. Jan Złotousty opowiada nam zdarzenie z własnego życia! Niejakiś Libanios, "książę uczonych współczesnych" lecz poganin przywiązany do bożków praojców swoich, zaciekawiony nauką chrześcijańską, pytał się o szczegóły rodzinne św. Jana. Pomiędzy innymi św. Jan opowiadał poganinowi, że wszystko zawdzięcza swej matce, która obecnie ma czterdzieści lat, a już od dwudziestu lat jest wdową. Pogański filozof słuchał z niedowierzaniem. Nie mógł zrozumieć takiego ducha bohaterskiego u młodej chrześcijanki wdowy. Nie miał słów uznania i pochwały dla wierności zmarłemu mężowi, dla miłości ku dziecku i dla mężności w ponoszeniu trosk i trudów połączonych z życiem w samotności i poświęceniu! Ze zdumieniem i podziwem obrócił się do gromadki obecnych i zawołał na głos: "Teraz wiecie, jakie kobiety mają ci chrześcijanie!"
A czemuż to ówcześni chrześcijanie mieli taki typ kobiety? Ponieważ chrześcijanki trzymały się i żyły według zdrowej nauki apostoła Pawła, który nakreślił w liście do Tytusa takie upomnienie: "Także stare niewiasty, w ubiorze świętym, nie potwarliwe, niewiele wina pijące, na dobre uczące; aby młode kobiety ćwiczyły w roztropności, żeby mężów swoich kochały i dziatki swe miłowały; roztropne, czyste, trzeźwe, o dom się starające, dobrotliwe, mężom swym poddane, aby słowo Boże nie było bluźnione."
Dopóki chrześcijanki miały przed oczyma krzyż Chrystusowy, a w duszach chowały naukę krzyża, przyświecały ludzkości jak najjaśniejsze gwiazdy świecą na niebiosach! Zaledwie zaczęły gubić Chrystusa, zaczęły również tracić swój blask, swoje światło. Zaczęły poniżać się i kalać swe stopy brudami pogańskimi! Aby kobietę uspokoić, świat otworzył jej bramy pozornego równouprawnienia, liberalizmu i wolności, co niestety wpakowało ją głębiej w bagna i moczary ukrytej niewoli. Dziś kobieta żyje pod sztandarem, na którym widnieje napis: "Co może Adam, może też Ewa!" — Dziś kobieta pali, pije i klnie na równi z chłopem! Już dziś nie ma — dziewcząt. Są tylko — chłopczyce! Dziś nie ma kobiet — jedynie są — amazonki i viraga! Zamierzam w niedalekiej przyszłości nieco obszerniej i dobitniej pomówić o tym. Dziś zadowolnię się rzucić trzy obrazki przed wasze oczy. Obrazki czarne, groźne, niewiele dobrego nam wróżące. Posłuchajcie: List pochodzi ze stanu Nebraska:
"Ojcze Justynie! Zawsze Ojciec nalega, aby dzieci szanowały swoich rodziców. Dobrze, jeśli ci rodzice są dobrzy i dbają o swoje dzieci. Lecz jeśli są pijakami, tak jak jest nasza matka, co wtenczas? Jak można kochać matkę, która potajemnie kupuje wódkę, upija się i w takim stanie śpi całymi godzinami, zostawiając dzieci bez umycia i bez jedzenia. Ojca nie mamy. Automobil go zabił. Matka dostała dwa tysiące dolarów za śmierć ojca. Mam dwóch braciszków, którzy chodzą do szkoły. Ja liczę lat osiemnaście. Muszę chodzić do fabryki. Jak przyjdę do domu wieczorem, moja matka leży pijana. Nocami wstaje i chodzi. Odgraża się nam, że nas wymorduje. Ja nie mogę spać, bo nie wiem co może się zdarzyć! Jeden raz wzięła wielki nóż i rzuciła się na mnie. Drugi raz chwyciła mnie pod gardło. Trzeci raz otworzyła kurki od gazu. Z rana niewyspana idę z płaczem do roboty. Praca mi nie idzie, bo myślę sobie co matka robi w domu. Co gorsza, nasz sąsiad przychodzi i pije razem z matką. Nigdy nie myślałam, że moja matka będzie pijaczką. Czy bym miała grzech, gdybym matkę oddała do szpitala? Czy nie lepiej porzucić dom i iść do obcych, co bym nie potrzebowała patrzeć na matkę pijaną i bluźniącą? Wstydzę się, że mam taką matkę! Brzydzę się nią. Szkoda, że naszego ojca zabiło. Może by nam lepiej było. Proszę o modlitwy za nas biednych i za naszą matkę, aby przestała pić!" — Ja się pytam: Jaka to matka? Czy to nawet zasługuje na miano matki?
Drugi list ze stanu Missouri: "Wielebny Ojcze! Nasz ojciec wziął rozwód od naszej matki, bo pije za bardzo. Zostawił nas i poszedł w świat. To było trzy lata temu. Od tego czasu już mój brat i moja siostra poszli do obcych ludzi, bo nie mogli wytrzymać w domu. Zostałam sama z matką, ale nie wiem jak długo wytrzymam. Nie mogę mówić że zawsze pije, ale musi się spić do nieprzytomności przynajmniej dwa razy w miesiącu. Wtenczas nie można jej dać rady. Chce mnie bić, wyzywa mnie i przeklina. Mówi mi, żem ja temu winna. Proszę Ojca, ja ciężko pracuję w rzezalni. Wstaję co rano o godzinie piątej. Powracam do domu o trzeciej. Nieraz jestem tak wymęczona, że na nogach nie mogę się utrzymać. Nie chodzę ani na tańce ani do teatrów. Ja bym chciała wziąść moją matkę pod pachę i iść z nią na przechadzkę. Chciałabym się moją matką poszczycić przed ludźmi. Biedy, dzięki Bogu, nie mamy, bo dobrze zarabiam i jestem zdrowa. To jednak mnie nie uszczęśliwia, bo matka musi się upijać. Dziś rano jak żem wstała ona już była pijana. Nie mówiłam ani słówka. Wypiłam filiżankę mleka, uszykowałam sobie lunch. Zakluczyłam drzwi. Jak powróciłam do domu, mama było gorzej pijana jak z rana. Leżała na podłodze z głową pod łóżkiem. Nie mogła powstać o własnych siłach. Musiałam ją podnosić. Ona zaczęła mnie wyzywać od najgorszych i kłóciła się ze mną. Tak się zmarkociłam, że zdrętwiałam. Siły mnie opuściły. Zawołałam lekarza, ponieważ nie mogłam sobie poradzić! Ona wciąż wstawała i znów upadała na łóżko. Przyjechał doktor i dał jej pigułkę i zastrzyki na sen! W tej chwili śpi. Przynajmniej będę miała trochę spokoju, chociaż całą noc muszę być na nogach, bo boję się, aby nie wstała i siebie nie uszkodziła. Żeby Ojciec ją widział. Ma sińce na czole; skóra zdraśnięta z policzków i wielkie czarne plamy pod oczami. "It sure was disgusting, every time I looked at my mother!" Mama przespała całą noc. Zachowała się dosyć spokojnie, chociaż rzucała się po łóżku. Dziś leży chora i cała się trzęsie jak listek. Ja czuje się jak bym z wojny powróciła.
Ręce i piersi mi bolą od podnoszenia i dźwigania mamy. Mama brzydko wygląda; ze mną podle się obeszła! Jednak mi było żal i wstyd. Przyszedł nasz krewny wieczorem, ale nie wpuściłam go; zaciągnęłam rolosy i pogasiłam światła, bo nie chciałam, aby widział moją mamę w takim stanie pijanym. Teraz sama nie wiem co zrobić? Oddać matkę do szpitala? To krewni i znajomi mnie ukrzyżują. Iść sobie z domu i żyć na własną rękę? Ja bym sobie dała radę, ale co się stanie z matką? Ona już za zarobiona i za słaba. A jednak nie mogę patrzeć na własną matkę jak leży pijana. Niech mi Ojciec wybaczy, ale dławię się od płaczu i wstydu!"
Trzeci list z Pennsylwanii: "Nie ma drugiej rodziny na świecie, która jest tak nieszczęśliwa jak nasza. Powodem naszego nieszczęśliwego położenia to nasza matka, która obecnie liczy 67 lat. W czasie prohibicji mieszkaliśmy u ludzi, którzy w sklepie wyrabiali munszajn. Poczęstowali potajemnie nasza matkę. Rozpiła się nam. Raz na tydzień musi sobie podpić. Jest nas w domu troje. Wszyscy pracujemy, lecz cóż z tego. Jak jest trzeźwa, to nie ma lepszej matki na świecie, ale jak się upije, to nie ma gorszej istoty od niej. Kiedy jej odbierzemy butelkę, to nas klnie, kłóci się z nami i chce nas bić. Wczoraj chwyciła z pieca rozgrzaną patelnię i chciała nią uderzyć moją siostrę, która smażyła słoninę. Na szczęście uderzyłem ją w rękę i patelnię wytrąciłem. Krzyknęła na mnie, że Bóg mnie ukarze, żem podniósł rekę na nią! Ojcze, u nas nie ma porządnego i uczciwego życia, tylko prawdziwe piekło! My chcemy żyć uczciwie i spokojnie, ale z matką która pije, nie możemy. Chcemy ją szanować, lecz nie możemy póki pije. Tym, którzy naszą matkę rozpili, życzę, aby poszli na dno piekielne, bo z ich winy musimy cierpieć!"
Czwarty list z Michigan: "Nasza córka jest zamężna. Ma dwadzieścia pięć lat. Ma też dwoje dzieci. Synka pięcioletniego i czteroletnią córkę. Przynajmniej trzy razy w tygodniu chodzi do tawerny na całonocne tańce i picie. Mąż jej pracuje na noc. Ona powraca do domu pomiędzy czwartą i piątą, dobrze podpita. Wtenczas bije w drzwi i budzi te małe dzieci, aby wstały i otworzyły. Nieraz im wymyśla na głos, jeśli zaraz się nie zbudzą i nie otworzą. Wielebny Ojciec nie ma najmniejszego pojęcia, jak u nas młode żony uchodzą za panny i popuszczają sobie paska. Uprawiają pijaństwo z nocy na noc. Nie można im przepowiedzieć, bo zaraz klną bez miłosierdzia. Dzieci zostawią u matki, albo położą spać. Zakluczą drzwi i rozpoczynają zwiedzać tawernę po tawernie. Potem potajemnie odwiedzają doktorów, albo muszą iść do szpitala. Ja jestem wychowana po staremu. Nie dziwię się, że dziś coraz częstsze są rozwody, lub niejeden mąż porzuci żonę i ucieka z domu. Jeśli żona i matka nie chce dopilnować domu, tylko woli wieczory i noce spędzać w tawernach na tańcu i piciu, to zasługuje sobie na wzgardę. Można widzieć nie tylko młode, ale starsze kobiety. Nawet takie co się urodziły w starym kraju!"
Piąty list z Illinois. Pisany przez detektywa. "Proszę, aby O. Justyn kiedy przemówił do naszych córek, żon i matek, aby się raz opamiętały i zaprzestały igrać z pijaństwem. Moje zajęcie wymaga, abym pilnował porządku w miejscu gdzie urządzają rozmaite zabawy. Tu przychodzą rozmaite gatunki ludzi. Mnie się chce płakać, kiedy widzę jak nasze Polki piją do nieprzytomności. To trwa całymi godzinami. Co potem się dzieje nie chcę pisać, z obawy aby nawet sam papier nie spalił się ze wstydu. Ja mam żonę i dwie dorosłe córki. Nie mogę więc zrozumieć, czemu nasze Polki tak upadają, że nie mogą popuścić kieliszka, aż im sam z ręki wypadnie! Czy ich mężowie i rodzice naprawdę nie wiedzą, gdzie one spędzają te długie godziny; z kim są i jak się zachowują? Nieraz muszę wziąść taką nieprzytomną Polkę i zanieść ją do automobilu. Żal mi ich, bo jak raz przyzwyczają się do takiego życia, nic je nie wstrzyma! Obconarodowcy, nie wiedząc, że ja też jestem Polakiem, wyśmiewają się z tych Polek, z którymi piją! Upijanie się wódką zabija w nich wszelkie uczucia. Ja na to muszę patrzeć z nocy na noc. Ja nie mogę nic mówić, ani pomóc. Wy księża upominajcie nasze młode i starsze Polki, aby zaprzestały sprzedawać nasz honor za butelkę wódki lub szampana!"
W ostatnich miesiącach prohibicji, przychodzi do mnie dziewczę, ze skargą na swą matkę. Opowiada mi smutną historyjkę, a łzy, tak wielkie, serdeczne i żałosne łzy spływają po policzkach. Mówi nieśmiało i jękliwie. Ojciec był to dawny salunista. Pił na zabój. Przepił zdrowie i rozpił żonę. Ojca pochowano coś przed trzema miesiącami. Z matką nie mogą sobie dać rady. Pijana całymi dniami. Na noc znika. Z rana powraca do domu. Gdzie była, co robiła, nie można się od niej dowiedzieć! Wysłuchałem opowiadania. Na habit wziąłem zarzutkę, do garści laskę i idę w odwiedziny. Była to godzina dziewiąta. Wieczór zimny, aż za zimny. Wchodzę do domu pijaczki. I tu zimno, pusto i ciemno jak w stodole. Dziewczę prowadzi mnie do sypialni. Zaświeca elektrykę. Patrzę i aż samemu mi się zimno zrobiło. Na pościeli brudnej, cuchnącej, leży — pijaczka. Leży na wznak, W sukni i w trzewikach. Włosy rozczochrane, twarz nabrzmiała, czerwona jak rozpalony węgiel. Sapie, stęka i jęczy. Tuż obok łóżka, kwartowa butelka "berbeluchy". Powietrze w sypialni przesycone śmierdziuchą! Kwartówkę wziąłem do ręki i podniosłem do nosa. Zacząłem się krztusić. To zbudziło pijaczkę. Nagle zerwała się z łóżka, ale była tak pijana, że padła na wznak. Stoję i patrzę! Czekam! Zaczęła bełkotać, lecz nie można było jej zrozumieć. Wywracała na mnie oczy z wysiłkiem, jak zarzynany baran. Kazałem zawołać familijnego doktora. Opowiedziałem mu sprawę. Córka podpisała wymagane papiery. Zajechał ambulans. Kobietę zawieziono do szpitala miejskiego. Zdaje mi się, że leczono ją tam coś przez trzy miesiące. Kuracja szpitalna tak pomogła, że dziś nie ma trzeźwiejszej kobiety w całym mieście Buffalo! — Tak zróbcie i wy dzieci, które na nieszczęście macie w domach — matki nałogowe pijaczki. Najpierw miejcie wiele cierpliwości w obchodzeniu się z takimi matkami, które wolą butelkę gorzały od szczęścia, zdrowia i spokoju. Jakim wstydem okrywają siebie i was! Jak poniżają siebie; jak narażają własne zdrowie i przyspieszają nie tylko choroby, ale i samą śmierć! Jak wystawiają siebie na wzgardę, a was na szyderstwa i pośmiewiska ludzkie. Jeśli to jednak nie pomoże, wtenczas bez dalszej zwłoki, bez względu na opinię ludzi, jedyny ratunek i lekarstwo, oddać taką matkę do szpitala. I to nie tylko na kilka dni, lecz na tak długo, aż przeprowadzą kompletną i wyczerpującą kurację. Przez to nie tylko, że nie krzywdziciel nie szkodzicie matce hołdującej pijaństwu, lecz spełniacie Względem nieszczęśliwej uczynek prawdziwego miłosierdzia i praktycznej litości, bo ratujecie jej zdrowie, tak ciała jak duszy! Ratujcie ją od domu wariatów; od grobu i od piekła. Inaczej, powtarzam raz jeszcze, na łodzi pijaństwa, zmarnowana, wycieńczona i zbiedzona zajedzie na cmentarz; tam ludzie zagrzebią cielsko cuchnące od wódki; Bóg zaś pogrzebie duszę przepitej matki gdzieś głęboko w czeluściach piekielnych!
Wy zaś matki, któreście dotychczas klękały pobożnie przed szklanicami i butelkami, zbudźcie się, otrząśnijcie się z tego niecnego nałogu, który was poniża, dzieci wstydem okrywa i na cały dom przekleństwo Boże sprowadza! Chciejcie zrozumieć i pamiętać, że dzieci wasze, nawet dorosłe, nawet te, które już własne gniazdka założyły, szczycą się wami. Ile to miłości serdecznej, ile to dumy szlachetnej przebija przez słowa: "Tak nas mama uczyła; tak nasza mama robiła; nasza mama by tak lub owak postąpiła!" — Popatrzcie się w niedzielę jak nasi spieszy do kościołów. Ileż to razy widzicie jak dzieci dorosłe, prowadzą i podtrzymują matkę staruszkę; zajrzyjcie do naszych rodzin, jak to w święta, nie tylko z bliska się schodzą, lecz nawet z daleka zjeżdżają się dzieci do — matki! Do matki dobrej, troskliwej, dbałej i trzeźwej! Jedźcie na cmentarz. Tam nad grobem matki stoi lub klęczy gromada dojrzałych dzieci. I dziś chociaż to już dwadzieścia, trzydzieści i czterdzieści lat, od czasu kiedy skonała, dziś jeszcze, po tylu latach, dzieci ją serdecznie opłakują. Czemu? Ponieważ była dobrą matką. Matki drogie! Żalicie się na dolę waszą, na niewdzięczność, na cierpienia! Wołam do was, matki ukochane, słowami św. Augustyna: "Mówicie: czasy są złe, czasy są ciężkie, czasy są nieszczęśliwe! Niech życie wasze będzie dobre, a żyjąc w ten sposób, zmienicie czasy, i nie będziecie miały powodu do narzekania!" Wtenczas każdy syn i każda córka mówić będzie publicznie i dumnie o swej matce: "Ojcze, moja matka, to najlepsza na świecie. Nie ma drugiej takiej! Mojej matki nie zmieniłabym na żadną inną matkę!" — Zasłużycie sobie na takie uznanie, jeśli poprowadzicie życie chrześcijańskie, wstrzemięźliwe, trzeźwe! Matki, niech wam Bóg dopomaga i błogosławi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz