CO TO ZA WIARA? - pogadanka o. Justyna z 20.03.38 r.

Witam Was zacni Rodacy i miłe Rodaczki słowami: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Stany Zjednoczone wychwalają się oświatą, postępem i dobrobytem! Wmawiają w nas wszyscy, że nie ma cywilizacji, ponad tutejszą! Tu wszystko nie tylko dobre, ale najlepsze, nawet najdoskonalsze! Wskazują nam na szkoły i uniwersytety; wyliczają nam tysiące i tysiące uczniów! Przytaczają nam cyfry, które stwierdzają, że mamy najwięcej samochodów, radioaparatów, wanien i szczotek do zębów! U nas najwięcej ludzi jeżdżą samolotami i pociągami. U nas najwięcej pociągów pospiesznych o modnych liniach opływowych, czyli, "stream-lined!" Mimo tego wszystkiego, mamy też jeszcze ludzi nieumiejących czytać i pisać, a w Ameryce jest ich przeszło cztery miliony i pół; mamy wśród nas około dziewięć milionów bezrobotnych; mamy biedy i nędzy aż po same uszy; mamy najwięcej domów Dobrego Pasterza, szkół poprawczych i rozmaitych więzień, w których obecnie zamieszkuje ogromna armia, bo przeszło ćwierć miliona przestępców, i do których rokrocznie, bywa skazywanych około siedemset tysięcy nowych, mniejszych łamaczy prawa, na krótszy lub dłuższy termin; wszystkie kraje Europy nie wydają tyle na wiezienia i więźniów, co wydają Stany Zjednoczone! Od roku 1914 do 1936, z tej liczby zbrodniarzy, było przeszło siedemset tysięcy niepełnoletnich, czyli poniżej dwadzieścia jeden lat! Nawet w tej chwili, kiedy do was przemawiam, według zeznań dyrektora jednego z biur federalnych, w tej chwili, po ulicach naszych miast i miasteczek snuje się przeszło trzy miliony i pół rozmaitego typu zbrodniarzy; dwadzieścia procent z tych, to jeszcze chłopcy i dziewczęta! Patrzcie i podziwiajcie, albo raczej patrzcie i rozpaczajcie, dokąd to i do czego, oświata, postęp i cywilizacja doprowadziła nasze społeczeństwo! Mimo że według statystyki, tylko nieco ponad 60 milionów mieszkańców w Stanach Zjednoczonych przyznaje swą przynależność do jakiego kościoła, mamy około trzysta rozmaitych sekt. Od sekty, która uczy, że dusza ludzka po śmierci powraca i żyje w psie lub w kocie, do sekty której członkowie nazywają się wielbicielami szatana! Nie ma też drugiego pozornie cywilizowanego kraju, w którym by ludzie tracili tak bajeczne sumy na znachorów—wróżki—spirytyzm i leczenia cudowne - jak tu w Ameryce! Ci niesumienni a sprytni naciągacze wyłudzają rocznie miliony dolarów z kieszeń naiwnych i łatwowiernych. Posłuchajcie: "Moja matka nie chodziła do kościoła, bo musiała dawać kolektę, ale co tydzień leci do jakiegoś "divine healer" i tam daje mu dwa dolary za poradę. Nam się zdaje, że już dostaje pomieszania zmysłów. Nie chce z nami rozmawiać, tylko całymi godzinami siedzi bez ruchu i patrzy w jedno miejsce. Niech Ojciec kiedyś wytłumaczy na radio, bo tu w Chicago wiele Polaków i Polek bierze udział w takich posiedzeniach i wierzy we wróżki!" Bez dalszego argumentowania, do mowy dzisiejszej!

CO TO ZA WIARA?

Natura ludzka jest nam tajemnicą. Człowiek jest wiązką sprzeczności, dla tego, nie jesteśmy zdolni, zrozumieć i wytłumaczyć prowadzenia i zachowania się ludzi. Jedno myślą, drugie mówią, a całkowicie inaczej żyją! Jedni twierdzą, że w nic nie wierzą, a mimo to żyją według przepisów wiary. Drudzy twierdzą, że wierzą, a jednak uciekają się do sztuczek kuglarzy, przywiązani są do praktyk, wyraźnie zakazanych przez samego Stwórcę-Boga! Cofam wyobraźnie wasze kilka tysięcy lat temu wstecz! Na górze Synaj klęczy Mojżesz i słucha. Bóg mówi do niego tak: "I będę mieszkał w pośrodku synów Izraelowych, i będę im Bogiem, i poznają żem Ja Pan Bóg ich, którym je wyprowadził ze ziemi egipskiej. I dał Pan Mojżeszowi, dokonawszy tych mów na górze Synaj, dwie tablice świadectwa kamienne, pisane palcem Bożym!" Pierwsze z nich: "Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną!" W międzyczasie lud Izraela wołał do Aarona: "Uczyń nam bogi, którzy by szli przed nami!" — Sprawił sobie lud buntowniczy, cielca odlanego z zausznic złotych, kłaniał się mu, składał ofiary, jadł, pił i weselił się! Rozgniewany Bóg wołał: "Widzę, że lud ten jest twardego karku. Puść mnie, że się rozgniewa zapalczywość moja i wygładźę je!" Ja nigdy nie mogłem pojąć i dziś nie rozumię jak człowiek, który nie chce uwierzyć w Boga, tak chętnie wierzy ludziom sobie podobnym, i zazwyczaj wcale nie grzeszącym ani uczciwością, ani szczerością, ani prawdą? Albo jak ci, którzy pozornie wierzą w Boga, a publicznie szukają pociechy i ratunku u proroków — leczniczych — wróżów i innych znachorów? Nie mogę wytłumaczyć to dziwne zapatrywanie i dziwaczne wierzenie takich, co to chcą "jedną ręką trzymać Pana Jezusa za nóżki, a drugą trzymają diabełka za różki!" Jeden ze sławnych kaznodziejów francuskich, tak się wypowiedział: "Pozostanie to zawsze niezbitą prawdą, że człowiek, który z wierzącego stanie się niedowiarkiem, poczyna być łatwowiernym. Nie będzie on wprawdzie wierzyć Prorokom i Apostołom, ale wierzyć będzie szarlatanom; odrzuci praktyki religijne, a odda się praktykom zabobonnym; unikać będzie kościołów Bożych —ale uczęszczać będzie na posiedzenia spiritystów. Przed Panem Bogiem nie chciałeś się ukorzyć, kórz się tedy przed podobnym do ciebie człowiekiem, kórz się przed szarlatanem, przed medium, przed samym szatanem! Jakie bóstwo — tacy i jego czciciele!"

Powtarzam, że niedowiarkowie wierzą w rozmaite zabobony, że poganie uprawiają takowe, mało dbam. Dbam jednak bardzo i ubolewam nad faktem, że nasi, wierzący i katolicy szukają rady u wróżów i wróżek; dawają sobie stawiać horoskopy, aby dowiedzieć się czy gwiazdy są im wrogie lub przychylne; biorą udział w seansach spiritystów, szukają porady i pomocy lekarskiej u jakichś "boskich lekarzy" i cudownych lekarek, którzy sprytnie - i bez żadnych skrupułów wykorzystują naiwność i łatwowierność Polek i Polaków. Koniec końcem, zabobonni tracą zdrowie i tracą pieniądze. Bankrutują moralnie, fizycznie i finansowo. Płacą, ciężko płacą za swoją głupotę!

Dwa lata temu, tu w Buffalo, mieliśmy cały szereg zdarzeń bardzo smutnych na tle wróżbiarstwa. Najpierw matka, namawiana przez sąsiadkę poszła w poradę do wróża-lekarza. Ten ją nastraszył, opowiadając zwyczajne koszały-opały o duchach, wałęsających się w jej mieszkaniu! Podobno były bardzo wrogo usposobione względem jej męża. Kobiecina się nastraszyła co niemało. Namówiła męża aby i on odwiedził wróża-znachora, dla zabezpieczenia sobie zdrowia i życia! Chłopek, wystraszony na śmierć, oddał znachorowi pięćset dolarów. Groźba duchów trzymających nad nim i nad głowami rodziny, miechy i wory nieszczęść, go niepokoiła we dnie i w nocy. Rozpoczęła działać na jego nerwy i wyobraźnie! Biedaczysko stracił apetyt. Spać nie mógł. Aby się ratować, chodził regularnie do znachora. Chodziła i żona. Płacili za każdą wizytę. Pieniądz w banku malał, duchy się mnożyły. Wreszcie znachor zażądał większej sumy pieniędzy. Chłop popadł w rozpacz. Gdzieś dorwał się do rewolwera. Poszedł niby z wizytą do naciągacza, pod pozorem, że mu niesie pieniądze; wpakował w niego kilka kuł, kładąc go trupem na miejscu. Zamknięto go w celi więziennej, gdzie oczekując procesu, powiesił się! Kilka miesięcy później, jego żona dostała pomieszania zmysłów. Zamknięto ją w domu wariatów. Tam też niedawno umarła. Czworo ich dzieci, miasto odesłało do publicznych instytucji. Oto skutki, smutne i bolesne skutki ludzi zabobonnych!

Ludzie kochani, uderzcie się całą pięścią w te wasze twarde polskie makówy, i wytłumaczcie mi, jak zwyczajny człowiek może przedrzeć zasłonę waszej przyszłości i przepowiedzieć wam co was czeka, co się wam stanie? Co gwiazdy mają do czynienia z waszym szczęściem lub nieszczęściem? Komu Bóg daje moc wywołania dusz nieśmiertelnych, aby ludziom służyły na zabawkę, lub rozrywkę? Co za śmiertelnik ma wtadzę cudownego leczenia? Wy zaś bez namysłu pędzicie, do pierwszej lepszej Ksantypy, która zapala świeczki, każe wam pić jakaś cuchnącą mieszaninę, mamrocze nad wami jakieś tajemnicze: "ciri, cyt; cyt, psina, pies — choroba przepadła w owies", albo takie: "jum, jum, jem, jadia, kowadło — choróbsko do brzucha wam wpadło!" I po tych i takich naciąganiach, tere-fere-kukach i "hum-bugach", wy wierzycie w cudowna moc siły tej, która niby was leczy i wam ulgi przynosi, a sama sobie nie może ulżyć i dopomóc?

—Może do waszej okolicy, sprowadził się jakiś nadzwyczajny stwór, który wygląda jak by co dopiero z wiezienia powrócił, albo przed dwoma dniami z trumny powstał. Wygląda on tak tajemniczo, a zarazem tak imponująco. Wywiesza klapkę z napisem: "Cudowny leczniczy!" Nazwisko chociaż wypisane złotemi literami, jest prawdopodobnie fałszywe: po amerykańsku "przybrane"! To dla zrobienia większego wrażenia! Taki Signor Banano, albo Profesor Kręcippies, albo Senior Hottama'i, albo Herr Kartofel, naokoło głowy zakręca sobie turban z tureckiego ręcznika, zarzuca na siebie starożytną koszulę nocna, w dodatku kraciastą; na nogi wciąga jakieś importowane i haftowane pantofle; na nos zakłada nowomodne okulary, albo w oko wtyka angielski monokel, i czeka za kostumerami! Oto cudowny łgarz—prorok—wywoływacz duchów, pocieszyciel i zbawca ludzkości! Za niedługo zajrzy tam jakaś pani ciekawska; potem kilka kumoszek! nie zabraknie i wuja lub stryja! Klientela już wyrobiona! Nie ma ani kolekty, ani opłaty. Wszystko dobrowolne. W kieszeniach wielbicieli i wielbicielek coraz to suszej; na książce bankowej naciągacza i znachora, coraz to nowe cyfry i większe sumy! Ludziska chwalą go, że to pobożny człowiek, bo każe się modlić i chodzić do kościoła! Na to powiem tylko, że dla własnej korzyści i dla pozyskania dusz, sam diabeł nie tylko, że chętnie przebrałby się za kościelnego i biłby ogonem w dzwony zwołujące lud do kościoła, ale gotów nawet w ornat się ubrać! Ludzie przypisują im moc leczenia! Nasze matki, starej daty, też umiały wyleczyć bóle głowy i żołądka; umiały i wiedziały co było skuteczne na przeziębienia, na okaleczenia. Używały do tego rozmaitych ziół i ziółek, kwiecia, listków i korzeni! To wszystko jednak, już z siebie, ze swej natury ma moc kojenia, łagodzenia, gojenia i leczenia. Udaj śle jednak do takiego znachora kiedy złamiesz rękę, nogę, żebra; lub rozbijesz głowę, czy on uśmierzy twój ból lub złączy połamane gnaty z pomocą własną, i na mocy jakichś modlitw, stękań i mruczeń tajemniczych, w rzeczywistości nic nie znaczących? Może on nad tobą wywijać rękoma, jak pijak na krzyżówce ulic miasta, albo może popaść w cudowny sen, a potem wić się jak nagi w pokrzywach, co to wszystko tobie pomoże? Twoja noga złamana się nie zrośnie; twoja ręka wykręcona dalej boleć będzie; twoje żebra nadwyrężone się nie wyprostują. Ty i nadal będziesz nie tylko jęczał, albo płakał, może nawet zaczniesz kląć!

Kiedy właśnie pisze te słowa, braciszek przynosi mi gazety. Rzucam na nie okiem i w jednej czytam: "Cyganki wywróżyły dla dwu kobiet szczęście! Łatwowierne kobietki oddały cygankom 39 dolarów, "aby je zaniosły do kościoła i tam je pobłogosławią!" Jedna z pań tak się ucieszyła obietnicą pomnożenia dukatów, że nawet obdarzyła cyganki dwoma sukniami. "Obiecane szczęście" jakoś nie chciało przyjść do wyżej wspomnianych kobiet, ale przez pomyłkę musiało zabłądzić do cyganek, gdyż pieniądze, suknie, cyganki, a nawet wiara w "szczęście", wszystko to gdzieś znikło jak kamfora!
Każdy kto przypisuje osobie lub rzeczy jaką moc większą niż te osoby lub rzeczy mają ze siebie, z natury, lub przez modlitwę Kościoła, jest zabobonny i grzeszy przeciw pierwszemu przykazaniu Bożemu! Przykład praktyczny? Dziś rozsyłają jakieś modlitwy, przepisane tyle ": tyle razy, czyli tak zwane "chain prayers", albo "modlitwy łańcuchowe", z groźbą nieszczęścia, jeśli kto nie poprowadzi dalej tego łańcucha, nie prawdziwej pobożności, ale głupiego wymysłu, jakiejś zabobonnej i histerycznej osoby, która uroiła sobie, że to jest niezbędnie potrzebne tak do szczęścia doczesnego, jako też nawet do zbawienia wiecznego! Nie wierzcie w coś podobnego! Do kosza albo do pieca ze wszystkiemi "chain letters"! Inni znów odkrywają albo odnajdują jakieś cudowne listy, obiecujące obronę przeciw wylewom, piorunom, pożarom itp. Jakiś półgłupek głupstwa się najadł, w głupstwo uwierzył i głupstwo rozsiewa. Nic więcej! Tak może uczyć człowiek zabobonny, lecz tego nigdy Kościół nie uczył i nie uczy!

Przed laty, nasi wierzyli, że na pewno spadnie nieszczęście na tych, którzy spotkają się z rana ze starszą osobą, druciarzem, kominiarzem, rzeźnikiem; lub jeśli zobaczą czarnego kota, zezowarego chłopa, kawał powroza. Znakiem szczęścia, kiedy człowieka dłoń świerzbiła, kiedy prawą nogą rano z łóżka powstał, kiedy rychło rankiem w prawą stronę splunął, lub kiedy garbuska albo małoludka lub krasnoludka spotkał! Dzisiejsze pokolenie nie tylko, mimo tej okrzyczanej oświaty i wychwalanego postępu, nie wyzuło się z tych prawdziwych babskich przesądów, ale dodało cały legion zabobonnych uwierzeń. Nikt inny jak profesor Tozzer stwierdza, że około 75 procent uczniów na uniwersytecie Harvard oraz dobra część panów profesorów, praktykują obrządki zabobonne! Noszą przy sobie pazurki lub ogonki zajęcze. To ma im pomóc w naukach i egzaminach. Czy nie lepiej byłoby nosić w butonierce łape niedźwiedzią albo ośle ucho, albo nóżkę tchórza? To oznaczałoby przynajmniej inteligencję umysłową pewnych studentów! Inni chowają czteropłatkowe liście koniczyny, bo wierzą, że ten skarb ochroni ich od nieszczęścia! Czemu tona siana lub słomy nie ma być tak samo przepowiednią powodzenia? Inni noszą przy sobie albo trzymają na biurku starą podkowę! Dlaczego nie oponę od samochodu? Jeśli nie od takiego lepszej marki, to przynajmniej od takiej starej blaszanej Elżbietki? I tacy, to synowie i córy elity i śmietanki naszego kraju! Z nas zaś się wyśmiewają, bo przy sobie nosimy krzyżyk, medalik, szkaplerz lub różaniec święty! — Mamy ludzi którzy twierdzą, że następujące rzeczy są powodem nieszczęścia dwudolarowy banknot! Od trzynastki każdy stroni, bo podobno Judasz był trzynastym jak zasiadł do stołu; albo że kiedyś trzynaście stopni prowadziło na szubienicę! Ten zabobon jest tak ogólny, że na żadnym samolocie nie znajdziecie siedzenia numerowanego trzynastką; na okrętach jeśli jest kabina 13, każdy jej unika; niektóre hotele nie mają trzynastego piętra; w całym Paryżu nie znajdziecie jednego domu pod numerem trzynastym; żaden gość nie chce być trzynasty przy stole! Są znów tacy, którzy większą wiarę pokładają w trzynastce jak w Trójcy Przenajświętszej! Naprawdę, że głupota ludzka nie ma granic i nie zna końca! Dlaczego trzech palaczy nie użyje jednej i tej samej zapałki? Bo to znak nieszczęścia! Czemu kobieta nie lubi kiedy rozbije solniczkę? Czemu dziewczę płacze kiedy stłucze zwierciadło? Czemu chłop spluwa kiedy widzi, że pies ogonem wywija, chociaż wie, że ogon nie może psem kiwać, chłopisko się gniewa, bo to oznacza nieszczęście! Dziś, jeszcze dziś, nie wolno zdeptać pająka, bo przecież to sprowadzi burzę, trzeba palec na palec założyć, aby zażegnać febrę; nie trzeba śpiewać z rana, bo będzie się płakać wieczorem; nie trzeba łaskotać dziecka, bo się będzie jąkało. Całe stosy przesądów i zabobonów! Jak to trudno wierzyć w Boga, jak trudno wierzyć w to co Kościół naucza, a jak łatwo wierzyć ludziom i w to co ludzie twierdzą! Zaprawdę, że na ruinach i szczątkach wiary Boskiej ludzie budują i stawiają pomniki przesądów i zabobonów. Nie dziw też, że mamy przysłowie, że głupich nie sieją, tylko sami się rodzą! Bez przesady powiedział sławny Barnum: "A jeden rodzi się co minutę!"

Jeszcze słów kilka o wróżbiarstwie! Do przepowiadania albo do odgadywania przyszłości jedni używają kart, drudzy gwiazd; to znów wróżą z lini na dłoni, albo z listków herbaty! Wróżenie z kart nazywa się kabałą; wróżka —- kabalarką; wróż — kabalistą: pierwsze, drugie i trzecie, razem — głupstwem oszukaństwem i złodziejstwem! Przy stoliku siada taka wypchana trocinami spódnica, bierze do ręki talię kart i wykłada Wojtkowi, który płaci pewną sumę pieniędzy, aby być oszukiwanym i nabieranym. Wojtek patrzy w zezowatą Domicellę jak wół w malowane wrota i słucha z nabożeństwem i zachwytem i mimo, że z kraju uciekł od żony i dzieci, te dwieście funtów sadła ludzkiego stwierdza, że nasz Wojtek to kawaler pierwszej wody, przepowiada mu różane jutro, pod warunkiem, że nie będzie ufał sąsiadom, że powinien mieć się na baczności przed tym lub owym towarzyszem, itd. Naszemu Wojtkowi aż oczy pałają i świeczki w nosie stawają ze wzruszenia. Nierozumny, nie widzi, że to początek złości, podejrzewania, nienawiści itp. On jednak wierzy. Opowiada drugim o cudownych mocach kabalarki. Zastępy ludzkich kartofli w mundurach powiększają się. Trzos wróżki też się nie zmniejsza. Rośnie i pęcznieje. Sama wróżka podziwia, że ludzie są tak łatwowierni i w kułak dmucha i w rękaw się śmieje! Albo weźmy pod rozwagą taki wypadek. Żona podejrzewa męża, że ponieważ chodzi jak zmyty, iż ją więcej nie kocha. W rzeczywistości, chłop cierpi na żołądek, bo objadł się polską kiełbasą domowego wyrobu. Żonka pędzi do wróżki. Opowiada jej historyjkę. Niesumienna wróżka rzuca podejrzenie to na siostrę, to na brata, to na ojca, matkę, znajomego i znajomą. Młoda kobieta wierzy. I rozpoczyna się wojna domowa. Docinki, niewyraźne słowa, zarzuty, kłótnie, bitki, sąd, seperacja, rozwody! Widzicie jak i czym ludzie opłacają wiarę we wróżki! W pobliżu Buffalo jest arystokracka zajezdnia publiczna. Tu przepowiadają gościom przyszłość doczesną i wieczną z listków herbaty. Ponieważ to jest ulubione miejsce dla młodzieży, w wieku wrażliwym i romantycznym, młócarka idzie pełną parą i żniwo pieniężne jest bardzo obfite! Najpierw idzie płeć brzydka. Daje wróżce dokładny opis swej partnerki. Opowie jej co chce, aby przepowiedziała jego przyjaciółce. Wsuwa jej piątkę. Resztę historyjki możecie sami zgadnąć i jej się domyśleć! Mimo takich jawnych naciągan i otwartych oszukaństw, nasza młodzież wierzy w te cudowne przepowiednie! I w dodatku — płaci!
Co też gwiazdy i planety mają do czynienia z dolą lub niedolą ludzką, to też przechodzi pojęcie ludzkie! Wy, którzy wierzycie w gwiazdy i w astrologię, czemu teraz wiosną nie wyjdziecie na dachy waszych domów, czemu nie zapatrzycie się w niebiosa, tak obficie zasiane gwiazdkami, czemu się ich nie zapytacie, co one mają wam do powiedzenia? Te bezrozumne światełka powiedzą wam nie szeptem ale głośnym śpiewem: "Wierzcie w Stwórcę waszego, naszego i wszystkiego. Losy wasze w rękach Stwórcy i w rękach waszych. Od Boga i od was zależy przyszłość wasza, nie od nas!" — Średniowiecze nazywa świat czasami czarnymi, zacofanymi, błędnymi! Jak więc nazwać wiek dwudziesty, w którym ludzie zawzięcie i uparcie pokładają wiarę w kreaturach bezrozumnych i martwych? Na jaki przydomek zasługują sobie ludzie obdarzeni rozumem i wolną wolą, którzy łączą i wiążą swoje losy z losami ślepej natury?

Nadmienię jeszcze wiarę w sny. Ludzie kupują sobie tak zwane senniki i tłumaczą sobie znaczenie snów, liter, figur, cyfr i sam tylko Bóg wie czego! -— Tu pies zawyje, już sąsiadka twierdzi, że ktoś umrze. Przecież ludzie umierają, czy psy wyją lub nie wyją! Tam stanie zegar, a już babcia przepowiada, że widzi nad sobą śmierć. I znów strachy. Zegar stanął, bo albo coś w zegarze się popsuło, albo był nienakręcony, a babulinka żyje dalej i dalej przepowiada; dziecko kichnie, matka twierdzi, że będzie bogate. Ludzie kichają od czasów Adama i kichać będą do końca świata, a patrz ile biedusów na świecie. Tak się sprawdzają te i takie przepowiednie!
Nasza polska elita, niestety, poszła o kilka kroków wyżej. Do przesądów i zabobonów ludowych i prostaczków, zaczęła wprawiać się w spirytyzm, hipnotyzm i w dziesiątki innych "izmów"! Panowie i panie naszej inteligencji nie mają czasu odmówić pacierza codziennego, zdrowie i interes nie pozwalają im uczęszczać do kościoła, rozum i honor wstrzymuje ich od spowiedzi św., mają jednak czas, zdrowie i tyle naiwności, aby godziny spędzać nad stolikami w powietrzu wirującemi, przy wywoływaniu jakichś duchów, które duchami nie są, i przy wyprawianiu hec głupiutkich i zwariowanych! Od Boga uciekają, od kościoła stronią, wiarę odrzucają, do fałszywych, obłudnych i sprytnych naciągaczy spieszą i w ich kuglarskie sztuczki całkowicie wierzą! To nie tylko ironiczne ale tragiczne!
Ludu polski! Wierz w Boga prawdziwego; miej w sercu, na ustach i w życiu codziennym wiarę katolicką, która jest wiarą Chrystusową. Wierz w Boga, w Opatrzność i we własne siły. To ci potrzebne. To ci wystarczy. Pamiętaj na przestrogę daną przez Boga i wypisaną w Księdze Powtórzonego Prawa: "Niech się nie znajduje w tobie który by się radził praktykarzy i wierzył snom i wróżkom; i ani niech nie będzie guślarz, ani czarownik, ani kto by się duchów złych radził, ani wieszczków, albo się od umarłych prawdy dowiadywał. Tym bowiem wszystkim brzydzi się Pan, i dla takich złości wygubi je Pan na przyjście swoje!"

1 komentarz:

  1. Anonimowy21.4.14

    Moja siostra chodzi do dwoch jasnowidzacych pan w chisaco - uwazam,ze przez nie rozpadla sie jej rodzina-maz z dwojka juz doroslych dzieci odszedl z domu ' Teraz zajela sie robieniem tylko konfliktow w swojej rodzinie I o dziwo-wszystko co sobie zaplanuje sie jej udaje. Oczywscie przez caly czas korzysta z pored jasnowidzacych,ktore w tej chwili sa jej przyjaciolkami. "Zly"jej pomaga a w zamian ona osiaga wszystko .

    OdpowiedzUsuń