Radiowe przemówienie wygłoszone przez
o. Korneliana Dende, OFMConv.
w ramach programu
GODZINY RÓŻAŃCOWEJ o. JUSTYNA
28my grudzień 1975
KIM JEST DLA MNIE CHRYSTUS?
Witam Was Zacni Rodacy i Miłe Rodaczki staropolskim Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Przed soborową reformą kalendarza kościelnego, na pierwszy dzień stycznia, dzień Nowego Roku, przypadało święto Imienia Jezus. Bardzo to święto kochałem. Kościół błogosławił nam na nowy etap życia mówiąc: "Idźcie w Imię Boga"! - "Idźcie w Imię Zbawiciela"!, bo Imię Jezus znaczy Zbawiciel. Kościół przypominał, że powinniśmy wziąć ze sobą na drogę życia Jezusa, zaprosić Go do towarzystwa. Jezus chce się do nas przyłączyć podobnie jak do uczniów idących drogą do Emaus. Jezus, nasz Zbawiciel powinien iść z nami przez całe życie. On pragnie podtrzymywać nas na duchu, wyjaśniać po co się trudzimy i cierpimy; chce nas uświęcić i zbawić.
Obecnie, na pierwszy dzień Nowego Roku, przypada uroczystość Najświętszej Maryi Panny, Bożej Rodzicielki. Przez jakiś czas odczuwałem brak święta Imienia Jezus, lecz po głębszej refleksji byłem zadowolony z tej zmiany. Kościół przecież przedstawia nam Jezusa Zbawiciela w Dzień Jego Narodzin. Natomiast w pierwszy dzień Nowego Roku wychodzi naprzeciw nas Najświętsza Maryja Panna i podaje nam swe Dziecię Jezus. Składa Je na naszych rękach.
Ale z tym oddaniem Chrystusa Zbawiciela w nasze ręce wiąże się pewien problem. Czy jesteśmy godni przyjąć Chrystusa? Kim jest dla nas Chrystus? Czy każdy z nas wierzy, że On jest naszym Panem i Zbawicielem? Od tej odpowiedzi uchylić się nie można, jeśli chcemy, by Chrystus pozostał z nami. Postarajmy się zrobić dziś pewien przegląd naszych pojęć i odpowiedzieć sobie na to pytanie. Stawiam je w tytule dzisiejszej pogadanki.
KIM JEST DLA MNIE CHRYSTUS?
Pytanie stare i nowe
Stare to pytanie, bo już dwa tysiące lat posiada, a jednak wciąż nowe. Nikt się nie dziwi, że Chrystus postawił je niegdyś apostołom, chcąc posłyszeć ich opinię o Sobie oraz opinię innych ludzi. Wtedy był jeszcze nie znany powszechnie. Ale dzisiaj, czy można stawiać to pytanie po dwóch tysiącach lat Jego historii, gdy uświadomimy sobie fakt, że Biblia jest najczęściej wydawaną i najpowszechniej znaną książką z całej literatury światowej, gdy powstała kultura chrześcijańska na zasadach głoszonych przez Chrystusa? Czy nie byłoby to oznaką pesymizmu?
A jednak pytanie to ma sens i właśnie w tej formie: Kim jest dla mnie Chrystus? Jest to pytanie ryzyskowne i odpowiedzialne zarazem. W duchu tysiącletniej kultury chrześcijańskiej wyznajemy wiarę w Chrystusa, że jest Bogiem i Panem wszechświata. Treść tego wyznania jest wspaniała, porywająca i nieogarniona, jak nieogarniony jest Bóg i Jego bóstwo. Wyznanie wiary w bóstwo Jezusa Chrystusa przypiera nas do muru. stawia nas osobiście przed Chrystusem, żąda szczerego i zdecydowanego ustosunkowania się do Niego. Pytanie: Kim jest Chrystus? - jest decydujące dla naszego życia. Wyrywa nas z karuzeli codziennych spraw, obowiązków, zajęć pilnych i zleconych, naglących, wychowawczych; jest ważniejsze od trosk o nasz miesięczny budżet, od potoku codziennych informacji telewizyjnych i radiowych, które szablonowo oceniają bieżące wydarzenia.
Pytanie o Chrystusa jest pytaniem o wartość naszego życia. Stawia nas w obliczu Chrystusa, wprowadza w Jego zbawczy plan lub pozostawia nas własnym ludzkim i słabym siłom w szybko przemijających sprawach ziemskich.
Wychowanie katolickie pouczyło nas o potędzie Imienia Chrystusa. W swych młodzieńczych wzlotach i zmaganiach doświadczyliśmy na sobie potęgi tego świętego Imienia, ale czy trudy życia, codzienne kłopoty, wpływ świata, który często odstępuje od Chrystusa, nie zmroziły naszej młodzieńczej wiary w moc i potęgę Imienia Jezus? Czy to święte Imię jest na zawsze złączone z naszym życiem, czy też stało się dodatkiem świątecznym, gwiazdką choinkowa. Czy Chrystus jest ośrodkiem moich poglądów, mojej kultury ludzkiej, mojej narodowej tradycji, normą mojego życia moralnego w obecnym rozwydrzeniu i w powodzi niemoralności? Czy w dalszym ciągu Chrystus mnie zachwyca i porywa wzwyż? A może zapomniałem o Chrystusie? Może już nie zabiegam o zjednoczenie z Chrystusem? Może i dla mnie, jak dla wielu w świecie, Chrystus jest obcy, nie znany, nie kochany? Jeżeli w mojej hierachii ocen i wartości, w moich kategoriach myślenia stawiam Chrystusa na pierwszym miejscu, moje życie stawać się będzie coraz bardziej wartościowe, piękne, obfitujące w zasługi na niebo, wypełnione chrześcijańskimi czynami i dobrymi uczynkami. Chrystus ma być mocą naszych dusz.
A. Camus i F. Dostojewski
Francuski pisarz Albert Camus, odbierając nagrodę Nobla w Sztokholmie, powiedział w swej uroczystej mowie takie zdanie: "Gdyby mi trzeba było wybierać między sprawiedliwością i matką - wybrałbym matkę". Chciał przez to powiedzieć, że sama sprawiedliwość ludziom nie wystarcza i nie zaprowadzi ładu w świecie. Potrzebujemy jeszcze miłości i miłosierdzia. Ale A. Camus jest pisarzem, który w swym szamotaniu coraz bardziej pogrążał się w rozpaczy, bo oddalił się od Chrystusa. Nie znał Boga. Na swój sposób szukał Go, był blisko Niego, ale Go nie znalazł i nie ukochał.
Rosyjski pisarz F. Dostojewski instynktownie zwracał się do Chrystusa, skoro w jednym ze swych listów napisał takie zdanie: "Gdyby wykazano, że w Chrystusie nie ma prawdy, i gdyby dalej ujawniono, że prawda poza Chrystusem - to ja wybrałbym jednak Chrystusa". Dostojewski chciał przez to powiedzieć i podkreślić, że Chrystus daje przez Swoje życie, naukę i śmierć sens życiu ludzkiemu, wytycza mu cel, ustala hierarchię wartości, wyjaśnia wszystkie nurtujące nas problemy. Chrystusa nikt nie może lekceważyć! Chrystus jest samą Prawdą, Wcieloną Miłością i Miłosierdziem.
Chrystus nadaje wartość naszemu życiu, gdy mówi nam o co w pierwszym rzędzie mamy starać się w życiu. Oto jasne zadania naszego życia!
"Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł"?
"Będziesz miłował Pana Boga twego z całego serca swego, z całej duszy swojej, ze wszystkich sił swoich".
"Starajcie się naprzód o Królestwo Boże i o jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane".
Taka jest Chrystusowa hierarchia wartości.
Kim jest Chrystus? - może nas o tym należycie pouczyć Kościół katolicki jako nasza najlepsza Matka. Poucza nas przez Chrzest, gdy wszczepia nas w Chrystusa, przez pierwszą Komunię świętą, przez Spowiedź, przez Ofiarę Mszy świętej - przez niedzielną homilię, przez święta Roku Kościelnego, przez głos Namiestnika Chrystusowego na ziemi, przez Ojca Świętego, przez świętych wynoszonych na ołtarze, przez ciągłość starej kultury chrześcijańskiej - przez obyczaj religijny katolickiej rodziny - przez głos katolickiego nauczyciela, który jest rozmiłowany w Chrystusie - przez piękną katolicką książkę, a przed wszystkim, gdy budzi w nas umiłowanie Ewangelii - przez głos Godziny Różańcowej, która od czterdziestu pięciu lat rozgłasza bóstwo Chrystusa i Jego Miłosierdzie. Gdy bezbożnictwo rozsadza życie społeczne i życie rodziny, tym bardziej skupiajmy się wokół Chrystusa, umiłowanego naszego Pana i Mistrza. Chrystus głosi boską prawdę o życiu.
Portret Chrystusa
Przy pomocy Matki Kościoła możemy wytworzyć sobie w swej duszy wierny obraz Chrystusa.
Święty Augustyn skarżył się, że nie wiemy, jak wyglądał Chrystus. Dziwne to rzeczywiści zjawisko. Tyle postaci przeciętnych, a nawet potwornych pozostawiło po sobie swoje portrety. A taka postać, jak Chrystus, nie doczekała się ani jednego portretu autentycznego, zrobionego przez jakiegoś współczesngo malarza. Dlatego nie mamy utrwalonych rysów Chrystusa z czasu Jego pobytu na ziemi. Nikt tego nie zrobił. Mamy natomiast próby odtworzenia portretu Jezusa i Jego wyglądu jakby z wyobraźni, z refleksji.
Leonardo Da Vinci, malując swą Ostatnią Wieczerzę, zaczął swój obraz od portretów apostołów. Miał trochę kłopotu z oddaniem twarzy Judasza, ale wkrótce poradził sobie z tą sprawą. Utknął natomiast na martwym punkcie, gdy trzeba było malować Oblicze Chrystusa. Chodził z notatnikiem tygodniami i miesiącami po najwytworniejszych salonach i towarzystwach i zbierał rysy najszlachetniejszych twarzy. Wróciwszy do domu siedział na ławie całymi dniami z zamkniętymi oczyma, lub leżał całymi nocami w łóżku, nie zmrużając oczu, jakby czekając na wyłonienie się Chrystusowej twarzy z ciemności. I było też tak, że gdy mu jakaś myśl zaświtała w głowie, biegł co sił do dominikańskiego refektarza, gdzie ten obraz malował, stał przed płótnem do południa, brał w końcu do ręki pędzel, pociągnął jedną lub drugą kreskę. Za chwilę rzucał to wszystko i szedł gdzieś na pustkowie, by rozmyślać. Na drugi dzień przychodził i zamazywał to wszystko. Trwało to ponad rok czasu. W końcu zadecydował, że zostawi miejsce puste w miejscu, gdzie ma być twarz Chrystusa. Za namową jednak przyjaciół odstąpił od swego postanowienia i wreszcie namalował promienne oblicze Chrystusa. Odważył się, choć to go ogromnie dużo kosztowało. Jest to naprawdę rysunek genialny, ale też tylko twór fantazji malarza.
Każdy portretuje Chrystusa inaczej
Jakaż to radość, że każdy z nas może upodobnić się do Chrystusa? Poprzez całą historię odtwarzano Chrystusa w najrozmaitszy sposób. Wiemy dobrze jak to było. Odtwarzane obrazy Chrystusa nosiły cechy upodobań poszczególnych wieków. Przedstawiano Chrystusa jako Dobroczyńcę i jako rewolucjonistę oraz jako Tego, który zabija radość życia. Jedni Chrystusa uwielbiali, a inni Mu złorzeczyli.
Niemiecki pisarz Johann P. Eckermann, przyjaciel i sekretarz poety Goethe'go, w swoich "Rozmowach z Goethem", zanotował taką jego wypowiedź, że tylko ten kto jest naprawdę wielki jest otoczony miłością lub nienawiścią. Ale dawno, przed Goethem, starożytny pisarz, Arystofanes, w jednym ze swych dzieł pyta się ustami bohatera Demostenesa: "Niceaszu, czy ty wierzysz w bogów? Tak jest - odpowiada zapytany. A jak to wykażesz? - pyta się go dalej Demostenes. Wtedy zapytany tak odpowiada: "bo ich serdecznie nienawidzę".
Chyba jest w tym coś z prawdy. Po dziś dzień wyznawcy Chrystusa darzą Go bezgraniczną miłością, a bezbożni zwracają się do Niego z niepojętą nienawiścią. Nie jest wykluczone, że w zaciekłych atakach odstępców od Boga odzywa się ich ból za utratą czegoś wielkiego i dlatego w ich sercach rozpala się nienawiść.
Cesarz rzymski, Julian, zwany Apostatą z IV wieku, nie tylko uciskał chrześcijan, lecz również pisał obelżywe i złośliwe satyry oraz traktaty polemiczne przeciw Chrystusowi i "Galilejczykom", to znaczy - chrześcijanom.
Voltaire z nienawistną pasją wołał: "Jestem zmęczony ciągłym powtarzaniem, że tylko dwunastu ludzi trzeba było do założenia chrystianizmu. Mam ochotę im wykazać, że jeden potrafi go zniszczyć". Im mniej temu sędziwemu starcowi pozostawało lat życia, z tym większą pasją nienawiści występował przeciwko biblii, dogmatom katolickim i Osobie Jezusa Chrystusa.
A współcześni odstępcy od wiary? Nie sądzę nikogo, ani nie potępiam. Każdy odpowiada sam za siebie i tak robi, jak uważa za słuszne. Gdyby jednak mogli psychologowie zrobić jakiś introspekcyjny wywiad z ludźmi, którzy nienawidzą Chrystusa, może by się dowiedzieli czegoś zaskakującego w tej sprawie. Gdybyśmy mieli możliwość zrobić film z tego, co się dzieje w zakamarkach duszy ludzi nieprzyjaznych Chrystusowi, być może, że poznalibyśmy pobudki ich nienawiści do Chrystusa.
Podobno Voltaire nienawidził Chrystusa i Kościół katolicki z tego powodu, bo tłumił w sobie skłonności do mistycyzmu. Ktoś się wyraził o Volterze, że był on poronionym świętym.
Stwierdzić wszakże trzeba, że fanatycznie nienawistna postawa wrogów religii chrześcijańskiej kieruje również uwagę na Chrystusa. Przez kontrast odpowiada na pytanie: Kim jest dla takiego człowieka Chrystus?
Na odpowiedź Kim jest Chrystus, musi się zdobyć każdy z nas. Dla nas ta postać jest czymś znacznie więcej niż katechizmowym określeniem. Każdy z nas ma osobiste doświadczenie niepowtarzalne, gdy w ciągu swego życia przeżywamy, rozmyślamy i kontemplujemy Chrystusa i Jego Ewangelię. Przez rozmyślanie odnajdujemy właściwą odpowiedź.
W Polsce niedawno wyszła książka pod tytułem: "Kim jest dla mnie Chrystus?" Są w niej drukowane odpowiedzi ankiety ogłoszonej przez "Tygodnik Powszechny" na powyższy temat. Parę lat temu wyszła inna książka tłumaczona z francuskiego, również na temat: "Kim jest dla Ciebie Chrystus?" Zawiera ona także odpowiedzi na ankietę ogłoszoną we Francji. Ale te odpowiedzi nas nie wyręczają. To są osobiste sformułowania tych katolików, którzy wyznają wiarę w Chrystusa, trwają przy Nim, składają o Nim świadectwo.
Nasza wlasna odpowiedź
Przez rodzinę katolicką otrzymujemy gotowy skarb wiary świętej. Rodzina czerpie ją od Kościoła. Ale nasza wiara musi być świadoma, musi być naszym osobistym wyznaniem. Wtedy dopiero jest należycie uformowana. Formowanie naszej wiary w bóstwo Chrystusa jest owocem rekolekcji, przemyśleń, coraz lepszego wnikania w treść Ewangelii i naukę nieomylną Kościoła katolickiego. Chrystus prowadzi nas przez życie i najrozmaitsze jego sytuacje. W tych różnych sytuacjach życiowych, jak święty Jan Chrzciciel, mamy maleć, a Chrystus ma w nas ustawicznie wzrastać. Tak pojmujmy swe powołanie życiowe i jednoczmy się coraz bardziej z Chrystusem w każdej chwili naszego życia. Zwracajmy się do Niego w każdej potrzebie. Chrystusa ustawicznie w życiu potrzebujemy. Dopiero wówczas możemy powiedzieć, że On jest dla nas wszystkim, gdy swoje życie unormujemy według przykładu naszego Mistrza.
Jezus Chrystus jest wielki w całym ziemskim życiu i w mistycznym życiu na łonie Kościoła.
Zachwyca nas Swym pozornie nieporadnym niemowlęctwem od chwili narodzenia w stajence betlejemskiej. Podziwiamy Jego lata młodzieńcze spędzone w ukryciu domku Świętej Rodziny w Nazarecie i życie publiczne Nauczyciela i Założyciela Kościoła. Przejmuje nas męka i śmierć Odkupiciela na krzyżu. Umacniają naszą wiarę w Chrystusa Jego chwalebne zmartwychwstanie i wyjątkowe dzieje Kościoła.
Jego chwałę ogłaszali aniołowie przy narodzeniu w Betlejem, gdy śpiewali nad stajenką: Gloria in excelsis Deo - Chwała na wysokości Bogu . . .!
Jego bóstwo potwierdził Ojciec niebieski przy chrzcie w rzece Jordanie, gdy ogłosił: "Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie" (Mt 3, 17.) Chrystus potwierdza swe bóstwo przez liczne cuda, które spełnia po dziś dzień przez świętych Swoich.
Chrystus zajaśniał chwałą przy przemienieniu na górze Tabor, a przede wszystkim przy Swym chwalebnym zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu. Wtedy polecił apostołom: "Idźcie i nauczajcie wszystkie narody" (Mt 28 ,19). Ó chwale Chrystusa mówi nam również historia Kościoła Katolickiego. Rok Święty ukazał nam jak wszystkie ludy zwracają się do Kościoła katolickiego, by odnaleźć w Nim Chrystusa.
Nic więc dziwnego, że poeci, malarze, artyści, muzycy i wielcy geniusze opiewają chwałę Chrystusa, Jego wielkość i majestat Jego Ewangelii.
Bardzo często jednak, dopiero wtedy, gdy jesteśmy złamani nieszczęściem na duszy i skupiamy się u stóp krzyża, odnajdujemy w Nim niedostrzegane kiedy indziej wyrazy wielkości, które podrywają nas z miejsca z małoduszności i budzą zupełnie nowy hart ducha. Chrystus jest wielki w cierpieniu, męce i śmierci na krzyżu i w cierpieniach swego Kościoła, Chrystus przez Kościół katolicki dzieli się swymi zasobami i skarbami duchowymi ze wszystkimi ludźmi. Majestat Boski łączy z największą miłością wobec każdego z nas.
Giovanni Papini, pisarz włoski, kiedy był jeszcze zagorzałym ateuszem, zabrał się do pisania bluźnierczego dzieła, "Pamiętniki Pana Boga" (1911). Opisuje w nich, jak Bóg, wielki samotnik, nie ma co ze sobą zrobić i nudzi się po prostu, przygnieciony swoją wielkością. Dla tak pojmowanego Boga, Jego nieskończona wielkość jest ciężarem, bo nie może nikogo swą wielkością uszczęśliwić. Dźwiga ją samotnie i jest nią przygnieciony. Papiniego denerwowała myśl, że - według wiary chrześcijan - Bóg opuścił niebo, przywdział naturę ludzką, i że był z nami jako Bóg-Człowiek, Jezus Chrystus. Ta historia była dla niego legendą, urągowiskiem dla zdrowego rozumu, zgorszeniem, a już Jego śmierć na krzyżu - głupstwem.
Niedługo potem Papini zabrał się do badania historii Chrystusa, postanawiając raz na zawsze skończyć z tą legendą. W miarę jednak posuwających się badań i rozmyślań doszedł do dziwnego wniosku, że Chrystus - to me sama tylko wielkość, nie sam majestat, ale największa Miłość. Dlatego skończył swe "Dzieje Chrystusa" modlitwą u stóp krzyża, w której wyraża, swój zachwyt i wdzięczność Chrystusowi za niewysłowioną Jego miłość do ludzi.
Portret Chrystusa malujemy całym życiem
Może nie tyle cieszymy się z tego, że Chrystus na wielu obrazach jest tak wspaniały, ale cieszymy się bardziej z tego, że Chrystus jest nieskończenie wielki w Swej miłości, bo taka tylko wielkość nie oślepia, ale przyciąga i uszczęśliwia. Ona dopiero pokazuje, czym w rękach takiej wielkości może stać się miłość. To nam jedynie tłumaczy dlaczego miłość Chrystusa ku ludziom tak zawrotnie przewyższa wszelkie ludzkie pojęcia o miłości. W miłości Chrystus wypowiedział najwymowniej całą Swą wielkość.
Nie mamy powodu do skargi, iż nie posiadamy autentycznego portretu Chrystusa. Chyba to i dobrze nawet. Powiedział kiedyś święty Augustyn: Oblicze Boga występuje w myślach ludzkich w niewyczerpanej różnorodności form i obrazów, zależnie od tego jak je sobie każdy przedstawia. A jeden ze współczesnych pisarzy dodaje, że w żadnej religii nie spotkał takiego oblicza Boga, którego szuka jego serce. To prawda! Nikt z ludzi nie może powiedzieć że obraz Chrystusa, który nosi w sobie teraz, jest już wykończony w każdym szczególe. Nie wiem, jaki obraz Chrystusa będzie mnie towarzyszył w chwili mojego zgonu. Ale wiem to, że ludzie umierający, przy których łóżku byłem jako kapłan, znajomy czy przyjaciel, mieli wtedy inny obraz Chrystusa niż w dawniejszym życiu i oczekiwali jeszcze innego oblicza Chrystusa po przekroczeniu progu życia doczesnego. Dlatego wielkość Chrystusa polega na tym, że On każdemu człowiekowi odpowiada na miarę jego potrzeb i każdemu potrafi dać to, co jemu w każdej chwili życia jest najodpowiedniejsze: w radości, w smutku, w nieszczęściu, w rozpaczy.
Wielkość Chrystusa to nie zawrotny szczyt górski, na który nikt z ludzi nie może się wspiąć. Chrystus jest wielki, gdy staje przy każdym z nas w trudnych chwilach życia, towarzyszy każdemu z nas ramię w ramię, przy każdym prawie oddechu, na każdym kroku, przy zakupach w sklepie, przy spacerze w parku, gdy jedziemy samochodem do pracy ... czy do kościoła, czy idziemy za trumną, czy bierzemy udział w orszaku weselnym, czy nam serce bije radością czy drży z lęku, czy usta się śmieją czy też serce płacze.
Kto przejdzie przez historię jak Chrystus, przez wszystkie literatury świata, odniesie tyle triumfów i klęsk i mimo wszystko nie przedawni się? Chrystus przeżył zmienne fale rewolucji i ewolucji, okresy burz i wrzenia; widział jak Jego Imię rzucano tyle razy do lamusów, ale znów uparcie powracało do życia wiecznej młodości. Chrystus zastąpił wszystkie bóstwa panteonu, zakrolował w myślach i sercach ludzkich; przeszedł do historii, a jednocześnie wciąż żyje w niej Jest historią i współczesnością, legendą i żywą istotą; dźwiga upadłych, pociesza zrozpaczonych i" nawraca bluźnierców. Tego żadna ludzka wielkość nie zdoła dokonać. Na to trzeba Boskiej Miłości!
I jeżeli Chrystus staje przy nas w każdej chwili naszego życia jako upragniony i towarzyszący nam pielgrzym w takiej postaci, jaka jest najodpowiedniejsza dla nas, i jeżeli zaspakaja najśmielsze nasze tęsknoty, jeżeli nas nigdy nie odtrąca, mimo naszej szpetoty duchowej, lecz podaje zawsze nam przyjazną dłoń - to w tym właśnie tkwi największa wielkość Chrystusa. Żyje z nami. Takim jest Chrystus dla mnie.
U progu Nowego Roku 1976 Najświętsza Maryja Panna. Boża Rodzicielka, podaje nam Go na dalszą drogę życia. "Potrzeba, by On wzrastał, a my się umniejszali (J 3, 30). To nie melancholijna rezygnacja ze snów o wielkości. To korne uświadomienie sobie na progu Nowego Roku i pełne radosnej uległości poddanie się odwiecznym planom Boga, który nam wyznacza zadania życiowe. Te zadania wypełnimy w zjednoczeniu z Chrystusem, bo "Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także i na wieki" (Hbr 13. 8).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz