Witam Was zacni Rodacy i miłe Rodaczki słowami: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Jeszcze jeden karnawał się zakończył! W ubiegłą środę rozpoczął się okres wielkiego, czyli czterdziestodniowego postu; postu nie tylko co się tyczy jedzenia i picia, lecz równocześnie wstrzymywania się od wszelkich dozwolonych zabaw i rozrywek. Czas umartwienia chrześcijańskiego, Kościół doraźnie nam przypominał w środę popielcową, kiedy to kapłan, kreśląc na czole znak krzyża świętego, poświęconym popiołem, mówił nad każdym z nas: "Pamiętaj, człowiecze, żeś jest prochem i w proch się obrócisz!" — Pamięć na śmierć, jest nam najlepszą i najskuteczniejszą pobudką do żalu i skruchy i pokuty, którymi zmazać możemy nasze przewinienia! Te uczucia również upokarzają nas i zachęcają nas do wszelkich umartwień postnych. Warto też słuchaczom przypomnieć, że popiół używany do posypywania głów, pochodzi z palm ubiegłego roku, które zdobiły ołtarze w niedzielę palmową. I ten zwyczaj ma głębokie znaczenie. Przypomina nam bowiem, że te palmy, kiedyś oznaczały zwycięstwo, tryumf, chwałę i uwielbienie ludu. Popioły tych gałązek palmowych, nie dają nam zapomnieć, że to wszystko jest tylko chwilowe, zmienne, mało znaczące i szybko przemijające! Jeszcze tu i tam, w niektórych z naszych kościołów, w czasie ceremonii popielcowej, organista z chórem śpiewa:
Posypmy popiołem głowy. Bo głos sumienia surowy,
Do pokuty woła za grzechy. Na stronę teraz uciechy!
Posypmy głowy popiołem. Módlmy się wszyscy już
społem,
Bo sąd Pański choć sprawiedliwy, Jest dla grzesznika
straszliwy!
Posypmy popiołem głowy, Bo już jest za nas gotowy
Zbawiciel na męki katusze. By nasze odkupić dusze!
Nie wiem, lecz czy może i dziś do nas wszystkich nie woła głos Boży, tak jak kiedyś błagał przez usta proroka: "Nawróćcie się do mnie ze wszystkiego serca waszego, w poście i w płaczu i w żalu! I rozdzierajcie serca wasze, a nie szaty wasze, a nawróćcie się do Pana Boga waszego, bo dobrotliwy i miłosierny jest, cierpliwy i mnogiego miłosierdzia i łatwy do ubłagania. Trąbcie w trąbę na Syonie, poświęćcie post, zwołajcie gromadę. Zgromadźcie lud, poświęćcie kościół, zbierzcie starce, zbierzcie dzieci i ssące piersi! Niech wynijdzie oblubienica z komnaty swej! Między przysionkiem a ołtarzem płakać będą kapłani, słudzy Pańscy, a będą mówić: Przepuść, Panie, przepuść ludowi Twemu!" — Kto wie zresztą, czy to dla niejednego z nas nie jest ostatnia okazja przygotowania się do ostatniej spowiedzi świętej wielkanocnej, przez umartwienia wielkopostne. Naprawdę, kto wie? Czy więc, jeszcze dziś nie powinniśmy zastanowić się nad powstaniem z oziębłości i niedbałości, aby kiedyś chwalebnie z martwych powstać do wiecznej radości i wiekuistego szczęścia? Dlatego podaje wam dzisiejsze rozmyślanie:
CZEMU NIE DZIŚ?
Spomiędzy podobieństw, albo raczej przypowieści biblijnych, jedna szczególnie, zawsze na mnie robiła głębokie wrażenie. Jest to przypowieść Chrystusowa o synu marnotrawnym. Czemu? Dlatego, że jest tak zgodliwą z niewdzięcznością ludzką z jednej strony, a z miłosierdziem Bożem, z drugiej! Dlatego, że pokazuje wielkość Boga, a słabość i marność człowieka! Dlatego, że w obrazku narysowanym ręką Zbawiciela, widzę podobieństwo każdego człowieka, oraz odbitkę samego siebie! Każdy z nas powinien nosić przy sobie obrazek syna marnotrawnego, zamiast własnej fotografi. Każdy z nas też powinien często, nawet kilkakrotnie na dzień, rzucić okiem na ten obrazek i mówić sobie: "Oto w rzeczywistości jestem ja!" — Mówię to bez przesady! Ponieważ Bóg mi dał wszystko, co człowiekowi marnemu mógł dać! Życie, zdrowie; duszę, rozum, wolę; słowem, dary co do ciała i łaski co do duszy! Z ilu upadków mnie podniósł? Ile nieszczęść ode mnie odwrócił? Nieraz zdawało się, że sama ziemia zerwie się pod moimi stopami, że niebiosa runą na moją głowę. Wokoło mnie trudności i kłopoty; przede mną widma cierpień i krzyży, nade mną grzmoty, błyskawice i grozy, a jednak, zawsze nade mną czuwała Opatrzność Boska. Bóg prowadził mnie za rękę, wskazywał wąską, ale bezpieczną ścieżynę, i tak człowiek przeżył, zniósł, wytrzymał i zwyciężył! Syn marnotrawny, jeden raz zbłądził: raz jeden kochającego ojca opuścił i od niego się oddalił i o nim zapomniał. Wnet jednak błąd swój nie tylko poznał, ale co lepsze, ten błąd uznał, do błędu się przyznał, i skruszony w progi ojcowskie powrócił! A ja? ileż to razy naśladowałem syna marnotrawnego w upadku, zapominając o opamiętaniu i nawróceniu? Kto wie czy nawet nie uparłem i nie zaciąłem się, zamykając szczelnie drzwiczki i okienka sumienia mojego przed blaskami łaski Bożej!
Proszę was, posłuchajcie tej tragedji życia ludzkiego, z czasów Chrystusa, która tylekroć powtarza się w życiu każdego śmiertelnika. "Człowiek niektóry miał dwóch synów; i rzekł młodszy z nich ojcu: Ojcze daj mi część majętności, która na mnie przypada. I rozdzielił im majętność. A po niewielu dniach, zabrawszy wszystko, młodszy syn odjechał w daleką krainę; i rozproszył tam majętność swa, żyjąc rozpustnie. A gdy wszystko utracił, stał się głód wielki w onej krainie, i on począł niedostatek cierpieć. A poszedł i przystał do jednego obywatela w onej krainie. I postał go do wsi swojej, aby pasł wieprze. I rad by był napełnił brzuch swój młótem, które jadali wieprze, a mu nikt nie dawał! A przyszedłszy ku sobie, rzekł: jako wielu najemników w domu ojca mego mają dosyć chleba, a ja tu z głodu umieram. Wstanę i pójdę do ojca mego i rzeknę mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw niebu i przed tobą; jużem nie jest godzien być zwan synem twoim; uczyń mnie jako jednego z najemników twoich, a wstawszy szedł do ojca swego. A gdy jeszcze był daleko, ujrzał go ojciec jego, i miłosierdziem wzruszony jest, a przybieżawszy upadł na szyję jego i pocałował go. I rzekł mu syn: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw niebu i przed tobą! Jużem nie jest godzien być zwan synem twoim. I rzekł ojciec do sług swoich: Rychło przynieście pierwszą szatę, a obleczcie go; i dajcie pierścień na rękę jego, i buty na nogi jego. I przywiedźcie cielca utuczonego, i zabijcie, a jedzmy, i używajmy, albowiem ten mój syn umarł był, a ożył: zginął był, a znalazł się. I poczęli używać! A starszy syn jego był na polu; a gdy przychodził, i przybliżał się do domu, usłyszał muzykę, i taniec; a przyzwał jednego ze służebników i spytał co by to było. A on mu powiedział: brat twój przyszedł; i zabił ojciec twój cielca utuczonego, iż go zdrowego zaś dostał. I rozgniewał się i nie chciał wnijść. A tak ojciec jego wyszedłszy począł go prosić. Lecz on odpowiedziawszy rzekł ojcu swemu: oto tak wiele lat służę tobie, i nigdym nie przestąpił rozkazania twego, a nigdyś mi nie dał koźlęcia żebym używał z przyjacioły moimi, ale gdy ten syn twój, który pożarł majętność swą z nierządnicami, przyszedł, zabiłeś mu utuczonego cielca. A on mu odpowiedział: Synu, tyś zawżdy jest ze mną i wszystko moje twoje jest; lecz trzeba było używać, i weselić się, iż ten brat twój był umarły, a ożył; zginął był, a znalezien jest!"
W pierwszej części tego opisu, czy może nie widzisz dosłownego określenia siebie samego i twoich przejść i twego zachowania? Z ramek opowieści Chrystusowej, wyrwij podobiznę syna marnotrawnego, i wsuń siebie samego! I ty kiedyś temu, o ja nie wiem do kiedy, zaliczałeś się do jednej wielkiej rodziny Boga. Nie tylko było ci nieźle, wśród tej zawieruchy życiowej, ale przyznasz, że dobrze ci było! Miałeś dobrych rodziców -— kochającą żonę — uwielbiającego cię męża — dzieci widzące w was szczyt dobroci i wzór szlachetności — miałeś Boga — miałeś wiarę — miałeś spokój i zadowolenie, oh, miałeś wiele, bardzo wiele darów Bożych. Mimo to czułeś się niewolnikiem, skrępowanym; twoje życie pachniało ciasnotą; kto wie, może ci kto szepnął, że nie zawsze powinnaś być ptaszkiem w małej klatce uwięzionym; możeś też wyczytał coś z dzisiejszych piśmideł zatrutych i trujących; możeś coś widział lub widziała w teatrze, przez co starali ci się przedstawić, że rozumnemu człowiekowi wszystko wolno, aby wiedział że żyje; tam na ekranie dano ci do zrozumienia, że nie ma żadnego grzechu, ani występku, ani zbrodni! Truciznę moralną tak ocukrzyli, że zamieniła się w jakieś lekarstwo, leczące wszelkie skutki grzechu pierworodnego, gojące rany ze słabostkami twoimi. Pozwoliłeś się dać uchwycić na tę wędkę światową, teraz nie możesz jej ani połknąć, ani przełknąć! — Najpierw więc porzuciłeś dom Boży; potem zapomniałeś o domie wiary; wreszcie, kto wie, czy nie poszedłeś z domu rodziców, może nawet z domu własnej rodziny! Tam ci niby źle, niewygodnie, ciasno i ciężko było! Dziś poza obrębem tych domów może ci lepiej i weselej? Może swobodniej? Czy może nie błąkasz się po śmierci zgłodzony i spragniony odpoczynku i spokoju? Czy może nie uciekasz przed tym niewidzialnym gońcem Bożym, przed głosem własnego sumienia, który we dnie i w nocy, wszędzie, zawsze i wszędzie upomina cię abyś powrócił do domu Ojca? Czy może nie ukrywasz się przed oczyma ludzi, w obawie, że wyczytają co się dzieje w sumieniu i co się odgrywa na dnie duszy twojej? — Chcesz przykładów? Posłuchaj listów. Jak w nich uskarżają się synowie i córki marnotrawne. I pamiętaj, że najwymowniejsze opisy nie pochodzą z pióra pisarzy, tylko z życia ludzi!
I tak, czytam w liście, z Milwaukee, Wis.: "Nie mogę zdobyć się na odwagę, aby iść się wyspowiadać, ponieważ już od 29 lat się nie spowiadałem! W młodszym wieku, tak nie odczuwałem braku praktyk religijnych jak teraz! Będąc chłopcem, uciekłem z domu. Zapisałem się do marynarki i cały świat objechałem. Kiedy powróciłem do domu, rodzice już nie żyli! Zacząłem więcej pić i dłużej grywać w karty. Miałem dobry fach w ręku! Zdrowie mi służyło! Nieraz moja siostra mnie napominała, abym szedł do kościoła. Śmiałem się z tego! Teraz jakoś się zmieniłem. Często, nawet przy robocie zdaje mi się, że widzę postać mojej matki! Pacierze odmawiam i do kościoła chodzę, ale brak mi odwagi, wyspowiadać się!" — Słuchaj mój drogi: Tylko nie odkładaj. Pamiętaj że spowiedź święta, jest na to, aby przed kapłanem oskarżyć się z występków i grzechów, nie na to, aby się chwalić z dobrych i cnotliwych uczynków. Każdy ksiądz przyjmie cię z otwartemi rękoma i z radością. Idź do spowiedzi św., przy pierwszej okazji i mów: "Ojcze zgrzeszyłem przeciw niebu i przed Tobą!" Nie dasz się przekonać, to słuchaj dalej. Dopiero niedawno, była u mnie, staruszka matka, skarżąc się, że jej pięćdziesięcioletni syn, niestety pijak, nie chce słyszeć o Bogu, i że od lat nie był w kościele. Kiedym jej oznajmił, żem gotów każdej chwili go odwiedzić, aby z nim pomówić, odpowiedziała mi, że lepiej jeszcze poczekać. Kiedy powróciła do domu, zastała syna na podłodze, — bez życia! Czemu więc nie dziś?
List z Salamanca, N. Y.: "W domu miałam dobrze. Ojciec mój ostry, ale posyłał mnie do high school. Matka bardzo dbała! Poznałam się z mężczyzną który już miał żonę. Nie wiem co się ze mną stało. Uciekłam z nim. Po sześciu miesiącach mnie porzucił i powrócił do żony. Obecnie jestem na służbie. Nie wiem jak długo będę mogła robić! Co ja teraz zrobię i gdzie pójdę?"
Upokórz się, mimo wszystko, powracaj do domu. Dziś sama rozumiesz ile kłopotów i zmartwienia spowodowałaś ojcu i matce, i ile wstydu przyniosłaś sobie. Jednak jeszcze nie za późno. Powracaj do rodziców, z pokorą i żalem. Takie twoje usposobienie nie tylko zmiękczy serca, ale skruszy opór rodziców! Znajdziesz odpoczynek i ochronę w domu rodziców!
Teraz znów z Braddock, Pa.: "Pięc lat temu uciekłem z domu. Do dnia dzisiejszego moi rodzice nie wiedzą, gdzie ja jestem. Ja też nie wiem, co się z nimi dzieje. Kiedyś zarobkowałem dobrze. Teraz nie mam roboty. Ze zmartwienia, upadam na zdrowiu. Naturalnie, że nikt nie wie, że jestem Polakiem. Nikt też nie podejrzewa, że jestem katolikiem. We wszystkim się zaniedbałem. Już nieraz myślałem sobie, aby rzucić się do rzeki. Sam nie wiem gdzie się obrócić i do kogo się udać!" — Zanim cokolwiek innego zrobisz, najpierw zwróć się do Boga. Idź do pierwszego lepszego rzymskokatolickiego księdza i wyspowiadaj się. Zacznij znów modlić się. Spełniaj inne obowiązki naszej wiary świętej! Zobaczysz jakiego nowego wyglądu nabierze twoje życie. Zajdzie też zmiana w twoich poglądach na świat, na ludzi, na twoje zachowanie i prowadzenie się! Nie wymawiaj się. Czemu dziś tego nie zrobić? Potem usiądź i napisz list do twoich rodziców, pod dawniejszym adresem. Pan Bóg już jakoś sprawą pokieruje, że dostaniesz się z powrotem pod dach domu rodziców. Ty się rozradujesz i rodzice się ucieszą!
Tu znów z Chelsea, Mass.: "Trzy miesiące temu, opuściłam męża, z którym żyłam dziesięć miesięcy i przyjechałam tu z chłopakiem, którego znałam od lat. Mój mąż był dla mnie dobrym, tylko nie chciał nigdzie iść ze mną. Dałam się namówić, aby go opuścić. Teraz nie wiem co bym nie dała, aby wymazać to, co się stało w ostatnich trzech miesiącach. "God what I would not do to start anew with a clean slate!" — Mimo pozornych trudności, powracaj do męża, póki czas! Bądź przygotowana na pewne wyrzuty, na które sobie słusznie zasłużyłaś, lecz postanów sobie, porzucić obecny sposób życia i stań przy boku tego, któremuś, niedawno temu ślubowała, "że go nie opuścisz aż do śmierci!"
Posłuchajcie dalej, żali istoty, która wiele przeszła i niemało wycierpiała. List pochodzi z Chicago. "Jedenaście lat temu ślubowałam na sądzie. Stosunki, bowiem, tak się ułożyły, że w kościele nie mogliśmy dostać ślubu. Ja dostałam rozwód od człowieka który był bez iskierki uczucia. Pił. pieniądze przegrywał i mnie bił! Jednego razu wybił mi dwa zęby. Nieraz skopał mnie. Zabił we mnie dziecko! Nie mogłam już wytrzymać. W tym czasie przyjechał do nas dawny znajomy. Też miał rozwód, bo żona jego latała ze wszystkimi, nawet z murzynami! Zadecydowaliśmy się pobrać sądownie. Mamy czworo dzieci. Żadne z nich nie ochrzczone. Rok temu mojego obecnego męża żonę znaleziono na ulicy. Zdaje mi się, że po dziś nie znają przyczyny śmierci. Sześć miesięcy temu, znaleźli mojego pierwszego męża pokaleczonego przez automobil. Umarł po dwóch dniach, bez odzyskania przytomności. Był pochowany na cmentarzu niekatolickim! Ja przez wszystkie te lata nie miałam spokoju. Dla mnie mąż był dobrym, ale nigdy nie pozwolił sobie i dzieciom wspominać o Bogu. Mimo to, potajemnie nauczyłam je pacierza! Teraz proszę, aby O. Justyn, przemówił do niego, aby zechciał ślub poprawić i dzieci dać ochrzcić. Już jest wielki czas, abym mogła chodzić śmiało do kościoła, dostać Sakramenta święte i żyć tak, jak mnie moja matka w domu nauczyła!" — Właśnie czas postu wielkiego, nadaje się do załatwienia wszelkich spraw sumienia. Obowiązkiem waszym jest sprawę przedłożyć waszemu proboszczowi. On wam chętnie dopomoże we wszystkim. Nie tylko w poprawieniu ślubu cywilnego, ale również w ochrzceniu dzieci waszych. Jeśli naprawdę chcesz żyć tak, jak cię nauczyła twoja matka, nie ma stosowniejszego czasu, aby rozpocząć takie życie, jak czas wielkopostny!
Jeszcze jeden list. Ten pochodzi z Toledo, Ohio: "Mój mąż już trzy razy mnie opuścił. Teraz nie ma go w domu, chociaż syn i córka codziennie się pytają: "kiedy nasz tata przyjdzie?" Ja jestem obojętna, ponieważ ma charakter prawdziwego cygana, we wszystkim. Na utrzymanie dawał mi trzydzieści centów dziennie na cztery osoby. Mnie osobiście na inne wydatki ani centa. Nie tylko, że sam do kościoła nie chodził, mnie też zabronił. Obraz zerwał ze ściany i połamał w kawałki. Nigdy mu nie mogłam wygodzić. Dziś była jego matka. Prosiła abym go wzięła z powrotem!"
Jeszcze go przyjąć. Postawić mu jednak jasno kilka warunków: że nie tylko da ci swobodę w wypełnianiu twoich obowiązków wiary, ale że sam zacznie chodzić do kościoła i pójdzie do Sakramentów świętych, oraz że da ci odpowiednią sumę na prowadzenie domu i opłacenie wydatków! Wy mężowie uważajcie żony wasze, za wam równe, za towarzyszki i współpracowniczki, nie miejcie je za bortniczki, za najemnice, za służące i nieraz za prawdziwe niewolnice! Możebne, że tu lub ówdzie, znajdzie się żona niedbała i niegospodarna. Na ogół jednak nie ma zaradniejszych, oszczędniejszych i gospodarniejszych kobiet na świecie jak są nasze Polki! Oddajcie im prowadzenie domowej gospodarki! Rozumny mąż i dbały ojciec nigdy nie będzie oddzielał swej żonie, tyle i tyle na dzień! Odda jej całą pejdę. Jeśli zauważy że jest rozrzutna, niech usiądzie razem z nią, niech sprawę wymłócą! Niech zrobią obrachunki! Mąż nie ma wyobrażenia ile kosztuje dzisiejsza gospodarka domowa! Czemu to dawniej nasze matki nie tylko wiązały koniec z końcem, ale jeszcze coś odłożyły i uciułały? Ojciec zarobił, przyniósł i oddał! Matka miała kasę. Była opiekunką i szafarką finansów domowych! I nie było bankructwa familijnego! Czemu dziś tak być nie może? Zresztą każdy z mężów traci na piwo, wódkę, papierosy, cygara itp. Niech obrachuje ile to wypadnie na tydzień; potem niech żonie odstąpi podobną sumę na jej osobiste wydatki! Przekona się ile jego żona zaoszczędzi na tym! Poza tym, żona będzie mu wdzięczna za te pewne względy i za takie zaufanie!
Mimo że pozornie odstąpiłem od tematu, wszystkie listy wskazują na potrzebę powrócenia do domu Ojca naszego; do domu rodziców naszych; do domu wiary naszej, do domu rodziny naszej! Czemu tego nie zrobić dziś. W czasie Wielkiego Postu? Zacznijmy zgromadzać majętność naszą, żyjąc cnotliwie. Ćwiczmy się w poście, nie tylko co jemy i pijemy, ale umartwiajmy się we wszystkiem innym. Co oszczędzimy, złóżmy jałmużnę! Uczęszczajmy na nasze piękne i do głębi serc wzruszające nabożeństwa postne, tak na stacje drogi krzyżowej, jak też na Gorzkie Żale! Rozbudźmy i rozpalmy w sobie ducha nabożeństwa prawdziwego! Ukoronujmy to wszystko wieńcem pokornej i skruszonej spowiedzi św., wtenczas naprawdę zapanuje radość w niebie, nad nami pokutę czyniącymi, ponieważ umarli odżyją, a zaginieni się odnajdą!
W tej chwili nasi rodacy w dalekim Montrealu w Kanadzie, za pomocą specjalnego połączenia telefonicznego, wsłuchują się dzisiejszemu programowi! To z powodu uroczystego odnowienia kościoła Matki Boskiej Częstochowskiej, gdzie proboszczem jest bardzo małomówny, ale uparcie ruchliwy i robotny O. Bernard. Aktu poświęcenia odnowionej świątyni dokonał Najprzew. Ks. Arcybiskup Gauthier, ordynariusz Montrealu, który zawsze tamtejszą Polonię otaczał szczególną pieczą i troskliwością, nie tylko pasterską, ale na wskroś ojcowską! Za to należy mu się nie tylko uznanie ale i serdeczna wdzięczność! Polonia montrealska wiele przechodziła i wiele wytrzymała! To zawdzięcza swemu synowskiemu przywiązaniu do wiary ojców i do ziemi praojców! Polacy montrealscy to z krwi i z kości katolicy i Polacy, chociaż wcale niemniej wzorowi obywatele Kanady! Ich czyny katolickie — polskie i kanadyjskie dają wymowne świadectwo o nich! Powinni służyć za wzór wszystkim Polakom rozrzuconym po całej ziemi kanadyjskiej, szczególnie w czasach obecnych, kiedy to rozmaite żywioły, wytężają swe siły, aby rozbić jedność religijną i narodową. Rodacy nie dajcie posłuchu żadnym agitatorom, agentom i wysłannikom. Nie czytajcie gazet, ani broszurek trujących dusze wasze! Strońcie od płatnych burzycieli. Stawcie im jednolity front religijny i narodowy. Zacieśnijcie szeregi wasze. Bądźcie gorliwymi i wiernymi wyznawcami wiary; twardymi Polakami oraz wzorowymi Kanadyjczykami! W jedności wiary, wyznania i patriotyzmu rozumnego jest siła i obfite błogosławieństwo niebios, które niech będzie w udziale wam i waszym!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz