Przed kilku miesiącami byłem obecny na zebraniu młodzieży amerykańskiej polskiego pochodzenia. Mniejsza o datę i miejscowość! Na sali zebrało się około 200 osób, w wieku od 18 do 30 lat. Mało wśród nich mężów i mężatek. Większość chłopcy i dziewczęta. Tylko kilka ojców i matek. Sami robotnicy i robotnice. Kto jednak popatrzył na tę gromadkę, powiedziałby, że to gromadka zamożnych panów i wytwornych pań. Ubrania na to wskazywały. Powtarzam, ubrania na to wskazywały. Pozory jednak często mylą. Nowomodne ubranie i elegancja obyczajowa nierzadko jest maską tylko, pod którą ukrywa się zwierzęcość i podłota. Nie potrzeba maski zrywać całkowicie, wystarczy ją uchylić, może jeno zadrasnąć, aby się przekonać, że to udawane, powierzchowne i pozorne! Zresztą cała gromada zdradzała pewien niepokój i zdenerwowanie. Twarze jakoś niewyraźne. Usta zacięte. Czoła zachmurzone. Postawy graniczące pomiędzy zuchwałością a buntem. Atmosfera jakoś wcale nie pociągająca. Powiedziałbym, wprost zrażająca i odpychająca. Dla mnie nie ma większego zadowolenia jak obcować z młodzieżą, kiedy ta młodzież nasza jest sobą. To znaczy kiedy jest wesołą, szczerą i prostą, bez dodawania sobie pewnej buty i zarozumiałości, które nie są jej do twarzy! Gdyby ode mnie zależało, wyszedłbym z sali. Z obowiązku musiałem pozostać na miejscu w otoczeniu tych panów i pań.
Na sali robiło się coraz to ciaśniej i duszniej! Przed posiedzeniem, jak to zwyczajnie bywa, obecni zbili się w małe grupy rozprawiając i plotkując. Przeszedłem się pomiędzy nimi kilkakrotnie, bo wszyscy byli mi dobrze znani. Rozmawiając z jedną gromadką, nastawiałem pilnie uszy, aby posłyszeć co w drugim kole mówiono! Człowiek myślałby, że wobec tego co dziś na świecie się dzieje, że wobec majestatu śmierci, która tak chciwie wyciąga swe ramiona kościste po coraz to świeższe i liczniejsze ofiary, ta młodzież nasza by oprzytomniała i wytrzeźwiała umysłowo. Posłuchajcie jakie zdania odbijały się o moje uszy.
Jedna z nadobnych panienek, bez dalszego i szczegółowego opisywania, mówiła tak: "Co nas powinno obchodzić to, co się dzieje w Europie. Nagotowali sobie zupy, niech sobie ją wypiją! Ja nie dam ani centa. Mnie też potrzeba na zimę!" Tak się wypowiedziała pani dobrze wykarmiona i ślicznie ubrana!
Druga dodała z uśmieszkiem: "Moja stara kobieta (dosłownie, "my old woman") ma jeszcze braci i siostry w Polsce. Nie może jeść i spać. Zawraca sobie i nam głowy, że nie może się niczego dowiedzieć od nich. Ja się nie interesuję sprawami w Europie. Mnie to nie obchodzi. To wszystko tak daleko!"
Trzecia wypowiedziała się jeszcze więcej cynicznie: "Ja nie dbam co dzieje się tam! Chcę wydostać z życia wszystko co mogę. Na to żyję!" No i tak bez końca i bez sensu! Resztę usłyszycie w ciągu przemówienia p. t.
ZIMNE GŁAZY, LUDZKIE ŻÓŁWIE
Zgroza przejmuje, kiedy człowiek musi słuchać słów wypowiadanych przez istoty, które powinny mieć serca czułe i litościwe nad biedą i cierpieniami współbraci i współsióstr. Jak ludzie mogą myśleć tylko o sobie, o własnych potrzebach i wygodach, kiedy to miliony kobiet, matek i żon oraz dzieci, córek i synów błąkają się bez dachu i chleba jak zwierzątka uchodzące i kryjące się po schronach i dziurach przed nieprzyjacielem na nie polującym bez ustanku i bez miłosierdzia! Każdy człowiek uczciwy i szlachetny wrażliwy jest na dolę bliźniego. I tego wymaga od nas prawo Boże i prawo naturalne. Zresztą człowiek, każdy człowiek jako jednostka, nie żyje jedynie i wyłącznie dla siebie. Jest on bowiem stworzeniem towarzyskim. l dlatego powinien żyć dla drugich, a nie sam w sobie, jak żółw w skorupie!
Czy o tym wiedzą owe trzy panienki, które tak brutalnie, szczerze wypowiadały się w sprawie współczucia z najnieszczęśliwszymi wśród nieszczęśliwych ofiar wojny? Czy to nie twarde samoluby, które tam gdzie być powinno serce ciepłe i czułe, mają kawał kamienia i głazu? Mając nieomal wszystko czego serce zapragnie, zamykają serca swe i znieczulają je na prośby matek i na płacz dzieci!
Zresztą posłuchajcie listu, listu tajnego, przysłanego droga okrężną z Polski. List pisany jest przez kobiety, matki polskie. Można go w rzeczywistości nazwać suplikacjami polskich matek. Słuchajcie. Słuchajcie i jeśli w oczach waszych nie zakręci się przynajmniej jedna łezka bólu i współczucia, i wy należycie do bractwa żółwiego. Czytam:
"Dzieje ludzkie są pełne krwi i łez. Lecz kalwarii równej tej, jaką przeżywamy obecnie — my kobiety polskie — nie spotkała dotychczas historia. Cierpimy jako katoliczki, Polki, matki, żony, siostry, córki — cierpimy każdym uczuciem. Nasi mężowie, nasi bracia i ojcowie zginęli rozstrzelani, w masowych mordach, które pochłonęły dzesiątki tysięcy . . . Nasi synowie. Przyszłość i chluba narodu, giną podobnie, jak ich ojcowie, są wywożeni do rzekomych obozów pracy w głąb Niemiec, skąd się nie powraca. — Nasze córki, nasze dziewczątka najmłodsze, radość i ozdoba naszego życia, są chwytane na ulicy, lub nocą porywane z domów, zamykane wraz z ladacznicami i wywożone do niemieckich domów publicznych. — Nasi najmniejsi, niewiniątka zrodzone w ostatnim półroczu, co ujrzały światło dzienne w barakach dla wysiedleńców, gasną w naszych ramionach, gasną nie zaznawszy ani razu ciepłej kąpieli, ani uczucia dosytu. Poruszcie serca kobiet wolnej Ameryki. Wołajcie do nich o tym piekle, jakie od września ubiegłego roku szaleje na ziemiach naszej męczeńskiej Ojczyzny! To zniszczenie, jakiego dokonało lotnictwo niemieckie, było zaledwie początkiem. Gdy wśród huku bomb i w ogniach pożarów waliły się nasze domy, gdy wybiegaliśmy z nich szukając schronienia, którego nigdzie nie było; gdy później spod gruzów ruin wydobywaliśmy zmasakrowane ciała naszych najbliższych, gdy zbieraliśmy porozrywane i rozrzucone osobno ręce, mózgi, czaszki, gdy Niemcy gradem kul z samolotów kosili szeregi uchodźców ze zbombardowanych miast i płonących wiosek, gdy urządzali polowania nawet na pastuszków na łąkach, gdy wyrzynali w pień broniącą się razem z wojskiem ludność pograniczną, to wszystko było zaledwie początkiem. Gdy zamilkły strzały naszych bohaterskich wojsk, rozległ sig głuchy trzask niemieckich karabinów maszynowych, kładących na rynkach pokotem polskich zakładników, poaresztowanych tysiące ludzi, w tym i harcerzyków naszych 10 do 14-letnich. Rozległ się świst szpicrut i kijów, łamiących nosy i wybijających oczy i zęby. Zaczęły się masowe aresztowania i deportacje do robót przymusowych. Zaczęło się wypędzanie z mieszkań na głód i chłód milionów ludzi. Rozpoczął się zorganizowany, bezkarny rabunek, kradzież i niszczenie wszystkiego co polskie. Nasze pamiątki narodowe, dzieła sztuki, zakłady naukowe, muzea są zrabowane i wywiezione do Niemiec i Sowietów. Nasze fabryki i warsztaty pracy są nam odebrane, oddane Niemcom lub zrujnowane, a w Sowietach zsocjalizowane lub zniszczone. Nasze kościoły są zamykane lub mszczone, a nasze duchowieństwo więzione i mordowane. Nasi ojcowie, mężowie i bracia są mordowani, giną z głodu i tortur w więzieniach, albo są wywożeni w głąb Sowietów, czy w głąb Niemiec, na roboty przymusowe, bezpłatne, jak niewolnicy starożytni. Nie brak wśród nich nawet kilkunastoletnich dzieci. A wiele naszych dziewcząt jest wywożonych do żołnierskich domów publicznych. Niejedna matka prosi Boga, by córka jej żyć przestała".
"Wszystko co mówią Niemcy o Polsce, że ludność jej żyje spokojnie, jest kłamstwem. Zginęło nas już od września około 3,000,000 i co dzień ofiar przybywa! Kobiety polskie! Krzyczcie o ratunek! Mamy prawo wołać o pomoc wszystkich kobiet narodów cywilizowanych, bo Polki przez lata całe pracowały skutecznie nad postępem kultury i w dziesiątkach spraw przodowały ruchowi kobiecemu. (Ochrona pracy kobiet i małoletnich, szkolnictwo zawodowe, policja kobieca, itd.) Mamy prawo wołać o sprawiedliwość, bo Wy, Siostry, możecie być dumne ze swego narodu. My pierwsi w Europie nie poddaliśmy się Niemcom! My pierwsi na ich bezczelne żądania oddania im naszych ziem — odpowiedzielśimy: Nie! Cały naród porwał się do walki w obronie Wolności i Honoru! Naród zdradziecko zaskoczony, nie przygotowany do wojny, a mimo to broniący się bohatersko od 1-go września do 8-go października przeciw wielekroć silniejszemu nieprzyjacielowi. Naród otoczony z trzech stron przez Niemcy, nie mając, ani linii Maginota, ani fortec, a jednak chwilowo zwyciężony dopiero wskutek zdrady Sowietów, które z czwartej strony milionem żołnierzy uderzyły na nas! Naród, który do dziś prowadzi wojnę partyzancką w lasach i błotniczych puszczach. Naród, w którym mimo straszliwych cierpień, głodu i terroru nie znalazł się ani jeden zdrajca, który by zgodził się stanąć na czele fałszywego przez Niemców proponowanego rządu w gubernatorstwie warszawskim. I dlatego Kobiety-Siostry z podniesionym czołem, z pełnym poczuciem zasługi Polski wobec całego świata, krzyczcie o ratunek dla nas, bo my giniemy za Wolność i Sprawiedliwość na świecie, którą Niemcy chcą poddać pod swoje panowanie.
"Polki! Ratujcie swój bohaterski, torturowany naród!"
No, czy po wysłuchaniu tej prośby, wyszeptanej ustami skrwawionymi, tej prośby, która jest zarazem modlitwą błagalną, nie wzrusza się sumienia twarde jak stal, nie poruszą się serca skamieniałe, nie wyciągną się ręce miłosierne i litościwe z pomocą i ratunkiem ofiarom niewinnym i bezbronnym, tak brutalne i bezwzględnie bitym, prześladowanym i męczonym? Czy też nadal pokiwacie głową, wzruszycie ramionami, machniecie rękoma i powiecie zimno i cynicznie: "Co nas to obchodzi? Nie dbamy!"
Miejcie jeszcze nieco cierpliwości. Proszę was o to! Posłuchajcie jeszcze trochę.
Rozmawiam z młodzieńcem, który ma stałą i dobrze płatną, robotę. Zarabia około 40 dolarów tygodniowo. Zdrowy jak młody dąb. Ma samochód i to taki lepszej marki. Zdawałoby
się, że to nie prosty robotnik, lecz jaki zamożny przemysłowiec. Czy jest zadowolony? Gdzie tam. Zawsze i celowo, wszystko i wszystkich krytykuje, bezustannie szuka dziury w moście! Ten znów mówi do mnie tak: "Ojciec Justyn za wiele dba i pracuje dla polskiej sprawy. Powinien raczej pracować dla nas w Ameryce. Niech dla cierpiących w Europie pracują Europejczycy!" Tak wyraził się młody Amerykanin polskiego pochodzenia, który nie ma najmniejszego pojęcia co to znaczy chłód i glód. Do tych wszystkich przemawiam słowami warszawianki, która w ten sposób opisuje swe przejścia:
"Od tylu miesięcy po raz pierwszy, dzisiaj, teraz uprzytomniłam sobie, że pomimo wszystko, istnieje jeszcze jakieś życie osobiste. Każde z nas stopiło swoje "ja" w kruszcu ogólnego cierpienia. Nie możesz sobie przedstawić, jaką przechodzimy szkołę. Wszystkie serca biją zgodnym rytmem nienawiści do wroga. Idąc ulicą, patrzę na "swoich," a tylko czasami zetknie się wzrok niechcący z zielonym mundurem naszych "opiekunów." Chodzą dumni, uzbrojeni, ale żaden z nich nie jest pogodny. Czyż niewolnictwo i serwilizm może nie być siewcą depresji i pesymizmu? Ci nasi zaborcy przestali być ludźmi, to nawet nie dzikie bestie. Przecież te napadają tylko wtedy, gdy są głodne, lub chcą się bronić. Okupant Warszawy drży z chciwości. Wyzbył się wszelkich odruchów ludzkości".
"Mój Boże, tyle tu wypisałam o zaborcach, a przecież wy tam, na szerokim świecie, chyba zdajecie sobie sprawy, w czyich jesteśmy rękach? Tylko nie widzieliście jeszcze Warszawy: nie płakały oczy wasze, patrząc na to nasze ukochane, poranione miasto. Kiedy wrócicie, kiedy ty po raz pierwszy wyjdziesz, niby powitać twoje miasto rodzinne — będę szła obok ciebie. Wezmę cię za rękę, bo wiem, że to będzie droga krzyżowa . . . Przechodzimy ją codziennie. Powiedz tam naszym, niechaj wzmacniają dusze. Niechaj do kraju wrócą duchowo odrodzeni. Nie będzie tu miejsca ani na spory, ani na osobiste ambicyjki. Jeśli kogoś nie stać na odrodzenie, niechaj pozostanie poza Ojczyzną. Takimi, jakimi byliśmy, już być nie możemy. Pouczają nas o tym zgliszcza, rany Warszawy!"
A teraz rzucam pytanie: czy i nadal pozostaniecie głazami i żółwiami? Ano dobrze, więc czytam Warn dalej:
"Pewnej niedzieli, koło piątej po południu, zebrało się u pani Ewy z dziesięć dziewcząt i tyleż młodzieńców. Gawędzili przy herbacie. Naraz rozległ się dzwonek. Wkroczyli gestapowcy. Krótki, brutalny rozkaz: — Rozbierać się! Jeden z młodych ludzi, który przeżył to poniżenie, przez kilka dni ciężko chorował, trawiła go wściekłość i ból na bezradność i niemożność reakcji. Bo gdyby czynnie zareagowali — trzeba zdać sobie sprawę, co ich czekało, i cały dom czy ulicę. Rozstrzelanie 150 bezbronnych ofiar w Wawrze i Aninie pod Warszawą jest dostateczną przestrogą i obrazuje co spotyka Polaków za zabicie czy zranienie Niemca! l tak jest codziennie. Nie sądź, że piszę ci to wszystko po to, by cię przerazić, czy dać do zrozumienia, że tracimy ducha. Przeciwnie, całe społeczeństwo, z małymi wyjątkami, trzyma się dobrze. Wiara jest powszechna, powszechne przeświadczenie o czasowości rządów okupacji. My wytrwamy, choć dręczy nas głód, zimno, choroby, — choć brak pracy i serce kraje się na widok niemieckich żołdaków, włóczących się po ulicach naszej ukochanej Warszawy. Czekamy z niecierpliwością, kiedy nadejdą pierwsze wiadomości o naszych zwycięstwach, bo teraz gadzinowe gazety warszawskie czy krakowskie z chwilowych powodzeń wroga robią powodzenie o znaczeniu zasadniczym. Ale my wiemy, że przyjdzie kres dla gwałcicieli. Wiedz, że myślami jestem z tobą, a my wszyscy od was tam we Francji, od Polaków w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, czy Argentynie, oczekujemy — byście powiedzieli światu, w jakich warunkach żyjemy, czym jest okupant i jakie są jego metody!"
Wy wszyscy, którzy myślicie o własnych dogadzaniach i wygodach, pozostajecie oziębli i niewzruszeni na nędzę i biedę współbraci i współsióstr, posłuchajcie jeszcze:
"We Lwowie tajna policja przeprowadza częste aresztowania. Ci więźniowie, przeważnie oficerowie, żołnierze i studenci, są rozstrzeliwani, posyłani do więzień. Ci w więzieniach otrzymują szklankę gorącej wody dziennie i kawałek chleba co drugi, lub co trzeci dzień. Skazani na zesłanie dostają tylko 15 minut czasu na opuszczenie domów. Ci. którzy okazują jakikolwiek opór są pakowani do zakratowanych troków na przewożenie bydła i wywożeni precz. Nawet ciężko chorzy są zmuszani do wyjazdu. Pakują ich do nieogrzewanych pociągów emigracyjnych. Z okupacji krzyżackiej nadchodzą wieści o zajściach coraz to brutalniejszych. Wysiedlając ludność polską z Poznania i Pomorza, odrywają od rodzin młodych chłopaków i młode dziewczęta, zwłaszcza wyróżniające się urodą. Dziewczęta są wywożone do Niemiec, a ich zrozpaczonych rodziców deportują do Polski środkowej. Ostatnio Niemcy zorganizowali wywóz młodych kobiet pod pozorem przymusowego werbowania ich do pracy. Na punktach zbornych robotników przeznaczonych do robót rolnych w Niemczech są wydzielane kobiety, dobierane pod kątem widzenia młodego wieku i urody: są one poddawane specjalnym badaniom lekarskim i skierowane następnie do Rzeszy w oddzielnych transportach. Niedawno do Torunia wróciło kilka nieszczęśliwych ofiar tego haniebnego procederu w stanie pożałowania godnym. W kilku szpitalach w Polsce znajduje się wiele dziewcząt, które po miesięcznym pobycie w polowym domu publicznym w zachodnich Niemczech zostały odesłane do kraju jako zarażone, celem leczenia! Mnożą się również wypadki gwałtów wobec kobiet w Warszawie. Odbywa się to pod pozorem obław, dokonywanych samowolnie przez różne patrole wojskowe. Patrol niemieckiego 223-go pułku piechoty dokonał takiej obławy w dzielnicy Warszawy, położonej koło Wisły, a patrol 7-go pułku artylerii lotniczej dokonał obławy na przedmieściach Mokotowa. Obławy te przeprowadzone zostały zarówno na ulicach, jak i po domach".
"W ostatniej ekspedycji żołnierzy polskich z Francji do Wielkiej Brytanii towarzyszyły żołnierzom polskim w tej ciągłej w przeciągu jednego roku tułaczce po obcych krajach ich najbliższe rodziny, żony i dzieci. Są wśród tych tułaczy także kobiety niezamężne i dzieci bez rodziców."
Co na to wszystko powiedzą wszyscy, którzy dziś wsłuchują się w moje słowa? Pomyśl sobie ty ojcze, co byś ty zrobił, gdyby dzisiejszej nocy wpadli gangsterzy do twego domku, wyrwali cię z kółka rodzinnego i wywieźli czy to do obozu czy na roboty? Pomyśl sobie ty matko, gdyby w tej chwili bandyci ciebie zabrali z domu i wywieźli w strony nieznane? l ty synu, i ty córko, co byście uczynili, gdyby was wykradziono z objęć rodziców waszych i gdyby was wywieziono w kraj nieznany, dla celów podejrzliwych?
Ja jeszcze chcę wierzyć, że w piersiach waszych biją serca. Serca wielkie, serca ciepłe, serca złote! Otwórzcie je szeroko. Okażcie wasze miłosierdzie i współczucie słowami nie tylko, ale czynem. Czynem szybkim, praktycznym i ofiarnym! Dobrotliwy Bóg, Ojciec nas wszystkich, wam nie zapomni uczynku miłosierdzia. Będzie wam i waszym miłosierny i litościwy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz