3. Powrót do Stanów Zjednoczonych i praca w prowincji
Z chwilą powrotu do Stanów Zjednoczonych O. Justyn rozpoczął pracę duszpasterską jako wikariusz w bazylice św. Józefa w Milwaukee, Wisconsin. W roku 1914 opuścił Milwaukee, przybywając do Buffalo, gdzie podjął pracę sekretarza polskiej prowincji Franciszkanów, u boku ówczesnego prowincjała i zarazem twórcy tej prowincji, ojca Jaca Fudzińskiego, a potem u boku ojca Eustachego Bartoszewicza.
Kapituła generalna Zakonu Franciszkanów, która zebrała się w Rzymie w roku 1921, wybrała ojca Justyna Figasa sekretarzem generalnym Zakonu. Na skutek jednak zabiegów ojca Jacka Fudzińskiego, a potem własnej rezygnacji z przyjęcia tej funkcji, ojciec Justyn pozostał w Buffalo na dotychczasowym stanowisku sekretarza prowincji polskiej.
Po rezygnacji prowincjała Eustachego Bartoszewicza, kapituła prowincjalna wybrała nowym prowincjałem O. Justyna Figasa. Funkcję tę piastował on nieprzerwanie od roku 1923 do 1939. Po upływie 3-letniego terminu Stolica Apostolska wyrażała aż sześciokrotnie zgodę na pełnienie funkcji prowincjała przez O. Justyna.
W czasie pełnienia urzędu prowincjała, O. Justyn, obok rozwoju szkolnictwa, o czym była mowa na początku, dokonał największego dzieła swego życia - mianowicie założył i zorganizował radiową sieć pod nazwą Godzina Różańcowa. Różaniec był w tym wypadku symbolem. Mianowicie, rozległa sieć radiowa, obejmująca teren Wielkich Jezior, stanowiła ten symboliczny różaniec, opasujący skupiska polonijne. Treścią natomiast audycji radiowych O. Justyna nie było odmawianie różańca, lecz teologiczna formacja słuchaczy, złożone zagadnienia społeczne tamtego czasu, zagadnienia etyczne i moralne, sprawy polskie. Cały wysiłek O. Justyna prowadził w kierunku uformowania wiary dojrzałej u słuchaczy. W tym sensie można mówić o katechezie radiowej Ojca Justyna. Do dziś audycje Godziny Różańcowej zachowały podobny charakter.
Praca radiowa zaskarbiła Ojcu Justynowi ogromną popularność. Niemniej, miał on swoich przeciwników teologicznych, zwłaszcza w postaci pracy lewicowej tego okresu. Przyjaciół i zwolenników było jednak zdecydowanie więcej. W tym czasie prasa podawał liczbę 5 milionów stałych słuchaczy.
Szczególnym autorytetem cieszył się u robotników. Powszechnie znanym faktem było jego robotnicze pochodzenie, czego też sam nie ukrywał. Robotnicy lgnęli do niego, mając w nim szczególnego obrońcę i doradcę.
Lata 30-te to okres wielkiej depresji gospodarczej w USA. Był to okres nieustannie organizowanych strajków robotniczych, podsycanych przez koła obce interesom ludzi pacy, którzy, niestety, nie domyślali się manipulacji. W lutym i marcu 1937 roku trwał wielki strajk w Buffalo, w miejscowej fabryce jedwabiu, Duffy Silk Mill, zatrudniającej głównie kobiety. Ponieważ Ojciec Justyn był w dobrych stosunkach z właścicielami tych zakładów, strajkujący urządzali demonstracje przed kościołem Bożego Ciała, gdzie Ojciec Justyn mieszkał i pracował. Poprosił on więc przedstawicieli strajkujących do swego biura i omówił z nimi warunki zakończenia strajku. Strajk się zakończył i rzeczywiście poprawiły się warunki pracy i płacy. W wyniku tego, wroga ojcu Justynowi prasa, podjęła przeciwko niemu kampanię, jako że popiera strajkujących.
Ojciec Justyn znany był z niezwykle prostego stylu życia i służby ludziom. Jeden z jego kolegów, O. Emil Majchrzak, proboszcz parafii Bożego Ciała, pisał w swym liście z dnia 8 listopada 1942 r.: "Żyjąc z tobą pod tym samym dachem przez 8 lat, słusznie i sprawiedliwie powiedzieć mogę, że nigdy nikomu nie szczędziłeś dobrego serca i roztropnej rady; że zapominając o sobie, zapominając o najprostszych wygodach życiowych, cały swój czas i zdrowie poświęciłeś dla dobra cierpiącego narodu, dla dobra poszczególnych rodzin, dla dobra i bezpieczeństwa naszych walczących żołnierzy. Nie zrażały cię żadne trudy i przeciwności, żadne ataki nieprzyjaciół Boga i Ojczyzny".
Te słowa mówią za siebie. A żyjący dziś jeszcze mieszkańcy Buffalo, którzy znali Ojca Justyna, m. in. Maria Jung, nieprzerwanie do dziś pracująca w Godzinie Różańcowej, pamiętają go takim właśnie. Według opowiadania Marii Jung, Ojciec Justyn był średniego wzrostu, o gładko zaczesanych włosach, przenikliwym wzroku i zawsze skromnie ubrany. Buty zwykle były mocno zużyte, rękawy marynarki przetarte, a płaszcz zdradzał lata świadczonej usługi. Była to raczej jego osobista cecha, nie wynikająca ze skrupulatnego przestrzegania reguły zakonnego ubóstwa. Chętnie przyjmował dary w postaci odzieży, ale po to tylko, aby je przekazać potrzebującym. Przyjmował dary pieniężne, ale przeznaczał je na rozbudowę szkolnictwa w prowincji. Poświęcenie się ludziom z zapomnieniem o sobie było główną cechą charakteru Ojca Justyna.